wtorek, 9 kwietnia 2013

57 : Co ja powiem Levy?!

*Świerszcze*

~*~


- Nee, Cana… - Zaczęła cicho Levy.
Nie rozumiała tego. Ale nie mogła nadal zaznać spokoju. Bo ilekroć tylko myślała o Gajeelu… Bała się. Ogarniał ją strach. Martwiła się. I nie mogła odgonić myśli, że stanie się coś złego…
- Tak? – Spytała kobieta, odstawiając beczkę alkoholu.
- Jesteś pewna, że twoje wróżby się nie mylą? – Spytała dziewczyna.
I nie umknęło jej, jak Cana i siedząca obok Lucy spojrzały po sobie niepewnie. Aż w końcu kobieta westchnęła i napiła się znowu, jakby chcąc zwilżyć gardło przed mówieniem. Ciche stuknięcie poprzedziło kaszlnięcie kobiety.
- Więc tego… Levy… - Zaczęła, nieco niezdarnie, jakby nie mogąc zebrać słów. – No bo… Ja widziałam tą przyszłość… I… - Mówiła, uciekając spojrzeniem wszędzie dookoła, byle nie patrzeć w oczy Levy. – I ja… Ja nie widziałam tam Gajeela już… Obawiam się, że on…
- KŁAMIESZ! – Krzyknęła nagle Levy, przerywając jej. Wiedziała, że pół gildii spojrzało na nią ciekawie. Ale ona nie mogła się powstrzymać. Bo myśl, że Gajeel mógłby… Nie! Nie może być! – Kłamiesz! Gajeel wróci! Cały i zdrowy! – Nieco ściszyła głos, w którym coraz bardziej słychać było drżenie. Zerwała się z miejsca. I w tym właśnie momencie również Lucy wstała, szybko dopadając Levy i obejmując ją pocieszająco. A Levy coraz trudniej było powstrzymać płacz. – Kłamiesz! On wróci! Obiecał, że wróci! On! Obiecał mi to… - Jęknęła. I już nie powstrzymywała łez.
Ręce Lucy były ciepłe i miłe. Ale Levy czuła ogarniający ją chłód, który przedzierał się przez jej ciało wprost do serca, pozostawiając po sobie drżenie i ból.
Bała się. Tak bardzo się bała, że Cana… Że Cana może mieć rację… W końcu jej karty nie kłamią…

~*~

Nie wiedziała, co ma robić. Bała się. A wszędzie była krew. Na jej dłoniach, na jej ubraniu, na kamiennej podłodze.
Widziała przed sobą Gajeela. Bladego, oddychającego nierówno i chrapliwie. Ledwo oddychającego.
Przez głębokie rany przeszywające jego ciało widziała wręcz połamane kości, rozszarpane mięśnie. W życiu nie bała się tak bardzo, jak teraz. I w życiu jeszcze nie czuła takiej determinacji, by kogoś uleczyć.
Metalicana chodził nerwowo dookoła nich, nie spuszczając spojrzenia ze swojego syna. Ciągle coś mamrotał pod nosem. Wendy wiedziała, że bardzo się martwił o stan Gajeela. I że bardzo chciał, by przeżył…
Ale Wendy była coraz bardziej pewna, że… Że Żelazny Smoczy Zabójca tego nie przeżyje.
- Serce utraciło rytm. Krew się nie utlenia. – Szepnęła Grandine, jakby do siebie. Z nisko pochylonym łbem nad chłopakiem cały czas go leczyła. A jej magia mieszała się z mocą Wendy. Nawet to nie wystarczyło, by wyleczyć rany zadane przez Królową.
- Stracił zbyt wiele krwi. Nie przeżyje tego. – Dodała z płaczem Wendy. Jej dłonie drżały nad torsem Gajeela, kiedy starała się go uleczyć. Z tą resztką nadziei.
Ale miała coraz mniej energii. Była coraz słabsza…  Musiała coś zrobić. Musiała go uleczyć. Musiała jakoś…
- NIE WYDURNIA SIĘ DO CHOLERY JASNEJ! – Ryknął nagle Metalicana, zatrzymując się. Widać było, że tracił kontrolę nad sobą. – MUSISZ KURWA PRZEŻYĆ! JESTEŚ ZA MŁODY, BY UMIERAĆ! JESZCZE CAŁE ŻYCIE PRZED TOBĄ DO CHOLERY JASNEJ, WSTAWAJ! Z GORSZYCH OPRESJI WYCHODZIŁEŚ CAŁO I CO, PARĘ RAN CIĘ MA ZABIĆ?! GAJEELA REDFOXA, ŻELAZNEGO ZABÓJCĘ SMOKÓW I MOJEGO SYNA?!
Wendy nie powstrzymywała łez. Nie miała na to sił. Słone, gęste łzy skapywały z jej twarzy na ramię chłopaka. I nagle to poczuła. Poprzez swoją magię leczniczą, jak i przez swoje wyczulone zmysły.
- Przestał oddychać! Jego serce się zatrzymało! – Krzyknęła piskliwie Wendy, rozpaczliwie dociskając dłonie do jego ciała, by zrobić… Cokolwiek. Chciała zrobić cokolwiek, co mogłoby go uratować.
- CO JA DO KURWY NĘDZY POWIEM LEVY?! JAK MYŚLISZ, JAK ZAREAGUJE, GDY SIĘ DOWIE, ŻE ZGINĄŁEŚ?! OBIECAŁEM JEJ, ŻE SPROWADZĘ CIĘ Z POWROTEM CAŁEGO I ZDROWEGO! I CO MAM JEJ POWIEDZIEĆ, ŻE ZGINĄŁEŚ?! ONA TEGO NIE PRZEŻYJE! – Ryczał wściekle Metalicana, nerwowo ryjąc szponami o kamienną posadzkę.
Grandine słabo wstała i podeszła do niego.
- To koniec… Nic więcej nie możemy zrobić… - Powiedziała szeptem, nie patrząc na niego.
- CO TY GADASZ?! PRZECIEŻ JESZCZE MOŻNA GO URATOWAĆ! ON ŻYJE, TYLKO TRZEBA…
Przerwał, w momencie kiedy Grandine podeszła bliżej i wtuliła swój łeb w jego szyję. I dopiero ten gest ostudził smoka. Bo teraz wiedział, że naprawdę to koniec…  Że właśnie stracił syna…
- Nie możemy już nic więcej zrobić… Przykro mi… - Powtórzyła cicho.
Wendy nie mogła na to patrzeć. Nie mogła patrzeć na rozszarpane ciało Gajeela, ale nie mogła też patrzeć, jak Metalicana, ten wielki silny Metalicana w jednym momencie się załamał. I słyszała. Jego przeciągły, głośny, pełen rozpaczy ryk.
Wendy płakała. Nie powstrzymując tego, klęcząc na martwym ciałem Gajeela, zacisnęła mocno dłonie na brzegu swojej sukienki. Usłyszała kroki. I wiedziała, kto stanął obok niej.
- Natsu-san… Nie mogłam nic więcej… - Wyszeptała z płaczem, nie podnosząc spojrzenia jednak. Za to widziała jak jej własne łzy skapują na jej dłonie i rozbryzgują się.

~*~

Trwała przy nim. Nie mogła go teraz zostawić. Wiedziała, jak bardzo musiał przeżywać utratę syna. Bo chociaż starał się wyglądać na silnego… Grandine wiedziała. Zbyt długo znała już Żelaznego Smoka, by wiedzieć, co się kryje pod tą maską.
Czuła jego ciepło, kiedy dalej miała łeb wtulony w jego szyję. Bo potrzebował tego. A ona musiała być przy nim. Czuła przemykający po łuskach jego gorący, silny oddech. Tak chaotyczny i nierówny…
- On żyje. – Powiedział głos.
I Grandine, niewiele rozumiejąc, odwróciła się, spoglądając na Carmen, która niewzruszona stała nad ciałem, które jeszcze przed chwilą uznawała za martwe.
- Ale… - Zaczęła. Nie dane było jej dokończyć.
- Dusza nie opuści szybko ciała. Jego los jeszcze można zmienić. Zmienię go. A wy musicie go dalej leczyć. – Powiedziała dziewczynka, spoglądając tymi dużymi, zielonymi oczami na smoczycę.
A Grandine musiała po prostu zignorować nierozumiejące spojrzenie Wendy. Bo dziewczynka nie mogła znać języka, w którym rozmawiali. Bo zarówno Grandine jak i Carmen w tej chwili posługiwały się Smoczym Językiem.
- Wendy, odnów żyły, tętnice i serce. Ja zajmę się mięśniami, kośćmi i narządami wewnętrznymi. – Nakazała smoczyca, wracając jak najszybciej do ciała.
I choć dziewczynka nie rozumiała, czemu ma leczyć martwe jej zdaniem ciało, skinęła głową, biorąc się do roboty. Grandine pochyliła nisko głowę, również roztaczając na chłopakiem leczniczą aurę.
I słyszała. Jak Carmen zaczęła śpiewać. Klęcząc obok  głowy chłopaka, opierając dłonie na jego skroniach, śpiewała tak pięknie słowa przepełnione magią. Magią, która była w stanie zmienić wszystko…

~*~

Była słaba. Zbyt słaba…
Ale nie mogła się poddać! Wszyscy na nią liczą! Liczą na to, że wraz z Grandine uratują Gajeela!
Ostatni raz się wysiliła, czując jak traci ostatnie resztki energii magicznej. Docisnęła dłonie do poranionego torsu chłopaka. I z coraz większą ulgą poczuła coś, co było dobrym znakiem.
- Jego serce… Znów bije! – Wykrzyknęła radośnie dziewczynka, czując słaby, nierówny, ale jednak będący tam rytm.
Uśmiechając się, szczęśliwa że udało jej się coś zrobić, oparła drżące dłonie na kolanach, oddychając ciężko. Straciła zbyt wiele energii… Zbyt wiele… Ale szansa na przeżycie Gajeela właśnie się powiększyła. I to sporo. Czuła to. Ale nie rozumiała tego.
Gajeel przeżyje. Tego była już pewna.

~Podobało się? Komentuuuuuuu

WYŚCIE NA PRAWDĘ MYŚLELI, ŻE JA ZABIJĘ GAJEELA?! No weźcie, wystarczy mnie chociaż odrobinę znać, ba - spojrzeć sobie na opisik autora tam u góry po prawej, by wiedzieć, że za bardzo kocham Gajeela, by go zabić... W życiu bym go nie zabiła D: Chciałam sie tylko nad wami poznęcać psychicznie *sadysta mode on*

Eeem? Komentuj!~

29 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. O Boże czy ty zdajesz sobie sprawę jak ja się bałam
      Laxus: No cały dzień zachowywała się nadzwyczaj dziwnie
      Co poradzić... ej.
      No nie ważne poza tym że mnie nastraszyłaś to czytając końcówkę uśmiech powrócił na moją twarz.
      Laxus: Dziękuje, bo jak byś zabiła Gajeela to ona nade mną by się znęcała
      zgadzam się!
      Pozdrawiam i weny życzę

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ty Sadysto!!! Wiem, że byś go nie zabiła, ale.. to było takie realistyczne, no! Noż po po prostu tak to wszystko opisywałaś, że myślałam, że zwariuję psychicznie! AAAA!!! ALE ON ŻYJE!!! I PRZEŻYJE!! JESTEM TAKA RADOSNA!! *tańczy ze szczęścia* . Po prostu wzbudziłaś we mnie takie emocje.. Jeny... jak jeszcze raz mnie coś takiego spotka to nie wytrzymam nerwowo D:
      Ale ta Carmen im pomogła. Weeee :D To jest takie dobre dziecko... ^^
      Metalicana mną wstrząsnął. Był świetny kiedy martwił się o Gajeela, kiedy ryczał gdy dowiedział się, że go stracił...
      No ale skoro będzie żył to niech wróci z nimi razem!
      Życzę dalszej weny kochana!
      ~Mika

      Usuń
  3. A ja myślałam, że na zawał zejdę... (>.<)

    OdpowiedzUsuń
  4. RENIAAAAAA! *głosem wkurwionego Shizuo* Niech no ja cię cholero dorwę to ja ci nogi z dupy pourywam, a łeb ukręcę przy samym tyłku! Z ciebie nawet mikro-strzępki nie zostaną!
    Jak ty mogłaś się znęcać nade mną? Przecież ja ci nic nie zrobiłam! *wybucha płaczem, z jej oczu lecą fontanny* T.T Ty niedobra ty!
    Twoje szczęście, że przeżył, bo przestałabym czytać twojego bloga.
    A tak to będę czekać do następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ! Natknęłam się na twojego bloga przypadkowo , podczas buszowania w necie. Przeczytałam wszystko w dwa dni. Jestem zachwycona twoim stylem pisania, nawet jeżeli trafiają Ci się drobne potknięcia językowe ,sposób w jaki piszesz przyprawia mnie o dreszcze! Szczególnie podoba mi się GaLevy , jest bossskie ! Niech Gajeel częściej mówi do Levy "mała" , "maleńka" bo to jest przeurocze. :) Musisz dodawać codziennie notki , po prostu musisz ! Od dzisiaj jestem tu stałym gościem. / Pozdro , Jag.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tymi świerszczami mam rozumieć, że już się boisz odzywać XD Bix też uciekł jak go ostrzegałam, a ty pewnie już na straży szafki z herbatą xD Biedna Levy ! Myślałam że się popłaczę na początku ! Jednak ja wiedziałam , że go nie zabijesz ;p Chociaż świetnie przedstawiłaś sceny ^^ Nikt nie miał by serca zabić Gajeela ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty zła kobieto.
    Myślałam ,że nie wytrzyma,znów płakałam tu okrutna sadystko!
    Jednak na końcu uśmiech sam pojawił się na twarzy.
    W sumie mogłam się spodziewać że przeżyje.. ale,ja w takich sytuajach nie myślę xD
    Hm..Wiesz pierwsze skojarzenie z Carmen jakie miałam to mała Yachiru z Bleach :D
    Tak jedyna o się nie boi i spokojnie podchodzi do smoka ,śpiewając.
    Biedna Levy martwi się... :c
    Weny ci życzę. :3
    ~Redfox *tuli*

    OdpowiedzUsuń
  8. No wiesz ty co ? :P :P Ja tu myślałam, że na zawał zejdę jak przeczytałam, że serce mu stanęło. :( Do tego zachowanie Metalicany. Biedny on :( :( Całe szczęście, że Gajeel przeżył :D :D Rozdział świetnie napisany!! Ciekawe czy teraz się zmieni wizja dla Cany jak ponownie będzie wróżyć ;)
    Dzięki, że tak szybko wstawiłaś nowy rozdział :) :) Bo byśmy nerwowo tu wszyscy nie wytrzymali :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Uff... wiem, że uwielbiasz Gajeela no ale i tak się bałam :D A rozdział wyszedł Ci wprost przecudownie! Tylko Gajeel żyje, ale co z tą ich przemianą... jeszcze nie wszystko wyjaśnione i coś czuje, ze jeszcze nie raz zamrozisz mi krew w żyłach ze strachu xD Buźka Ren-chan :***

    OdpowiedzUsuń
  10. Yohohohoho vivat Ren-chan! Vivat Gajeel!
    Eee.. co ja to? o.O
    Lubisz stwarzać napięcie, wiesz?
    Rany.. też czułam po kościach, że go nie uśmiercisz, no bo chyba nie zaryzykowałabyś własnym życiem, nie? :P
    Ha ha ^^
    A tak ogólnie, to jak zawsze, rozdział po prostu M A L I N A !
    Uwielbiam ;*

    Buziaki Mordeczko :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeel! Ty zyjesz! Jeel! Jak mozna robic cos takuego czytelnikom? Jak, pytam sie?! Jeel skarbie! Jeel!
    Kocham tego bloga. Niestety komorka nie daje zbyt duzej sposobnosci komentowania. Ehh... Czekam na dalszy ciag ;-) Weny niezmiernie zycze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale spojny ten komentarz wyszedl, nie ma co...

      Usuń
  12. Skasowało mi komentarz..
    Uhuum, ranking Sadysty Miesiąca jest Twój x3
    Teraz będę się cieszyć. Gajeel żyje! Yatta!
    Na, to dużo weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  13. I kill you and you know T-T
    Jak moglas sszargac naszym zdrowiem psychicznym?
    A tak po za tym wymyslilam kolejny dziwny paring - Grandine x Metalicana?! o_O
    ~Twoja wymyslaczka dziwnych paringow ,Amisia ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam z tym paringiem pierwsza. D:

      MRANDENEEY! <3
      ~ Evil Queen

      Usuń
    2. Wybacz, nie wiedzialam D:
      ~Amisia

      Usuń
  14. Pozostawiającv w spokoju co tu zrobiłaś z moim umysłem, zdrowiem psychicznym i paroma innymi rzeczami..
    Normalnie beczałam na tym rozdziale, niesamowity był :D Miałam ochotę dołączyć się do Metallicany i trochę powyzywać Wendy, że go źle leczy xD
    A ja tu widzę nowy paring - MatallicanaxGrandine ^^ Weny!

    OdpowiedzUsuń
  15. A zrobisz opowiadania o Erzie i Jellalu?
    LOVCIAM twoje opowiesci :)
    pozdrówka xd

    OdpowiedzUsuń
  16. Jezusiu Renee rozplakalam sie.. Czytajac te zalegle rozdzialy trzeslam sie jak osika, i choc wiedzialam ze przeciez kochasz Gajeela to wystraszylam sie ze chcesz zrobic mu krzywde (bo przeciez ile jest tragicznych opowiadan ktorych autorki lubuja sie w tragicznych zakonczeniach) PRZEPRASZAM ZE ZWATPILAM!!!!*pada na kolana z glosnym placzem*..
    Ta smoczyca ... Uhhh zapalalam do niej tak wielka niechecia ze gdyby tylko stanela na mojej drodze to ja bym jej juz pokazala co znaczy moj gniew!! Alez mi zalazla za skore!! I zdania nie zmienie nic a nic.. Wrzucila wszystkich smoczych wychowankow do jednego worka nawet nie dajac szansy by udowodnili swoje oddanie smokom, ich rodzicom..
    A pozniej ten opis cierpienia Gajeela, cierpienia jego przyjaciol, Metalicany.. Renee zejde na zawal!! Na zawal kochana i bedziesz miec mnie na sumieniu! Zobaczysz!
    Carmen, moje Ty cudowne dziecie alez ja mam ochote ja wysciskac :))

    Buzia kochanie :***

    OdpowiedzUsuń
  17. Renee do jasnej anielki czemu narażasz mnie na śmierć przez zawał serca?
    Opisałaś tak tragicznie obrażenia Gajeela,że siedziałam załamana i powtarzałam na okrągło :
    "spokojnie Renee go nie zabije, on nie umrze ..."
    Normalnie pierwszy raz się tak zachowuję-sama siebie nie poznaję o_O
    Na szczęście zakończyłaś rozdział w takim momencie ,że się całkowicie uspokoiłam. Nie mam słów co do rozdziału....był taki uczuciowy. w Pewnym momencie czułam się jak Metalicana....
    Ale już ok. Czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Osz ty wredoto jedna! Znęcać się zachciało?!
    A i gomene, że nie skomentowałam poprzednich notek... Nie miałam siły czytać... :/
    I mój zryty mózg wiele się nie pomylił... To JA stworzyłam paring z Metalicany i Grandine! Żeby to było jasne! To byłam ja i mój zryty mózg! :3
    Notka była cudowna... Ale umierający Gajeel... To było takie straszne... :/

    Pozdrawiam i weny życzę
    NyrimChan

    OdpowiedzUsuń
  19. Ren~chan, mordeczko ty moja! Jak ja już dawno tu nie komentowałam ;o Szok normalnie. Przeczytałam wszystko od dechy do dechy i Ci powiem, że wszystko było ładnie, pięknie i zajebiście :D Cudo.
    Nie wiem czy tylko ja tu byłam takim jedynym rodzynkiem co wiedział od początku, że nie zabijesz Gajeela. Kto jak kto ale TY? No way xD
    Kocham moment w którym Metalicana wydziera się na umierającego Gajeela *_* To było takie... rozpaczliwe? Mniejsza, uwielbiam ten rozdział < 3
    Buziaczki Słoneczko ;**
    Hinaichigo

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo... Dramatyczny rozdział. Nie ma co kryć, ze wszystkich obecnych wokół Gajeela najbardziej wczulam się właśnie w Metalicanę. Jego wrzaski były takie... Pełne bólu...
    Poza tym, bardzo realistycznie to opisałaś, co się ceni. Krótko mówiąc, piękno tragizmu:)
    I właśnie... Skoro karty Cany są nieomylne... Cóż jeszcze dla Gajeela planujesz?^^

    OdpowiedzUsuń
  21. O matko... Aż się popłakałam, no D:

    OdpowiedzUsuń
  22. Głupia, głupia, głupia!
    Teraz to już siedzę i ryczę serio serio, myślałam że to już naprawdę koniec...
    A Metalicana.. nie.. widać jak bardzo go kocha...
    I że zginąłby razem z nim jeśli by było trzeba...
    Boże, idę po chusteczkę ;___;

    OdpowiedzUsuń
  23. Jestes strasznaaaaa!!!!! Najpierw polakałam się że umarł, a teraz płaczę bo żyje.... :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wybacz, och wybacz, że w ciebie zwątpiłam, o Wielka Renato! Nie strasz tak! Całe biurko zapłakane, a ja siedzę i drę się w ekran... >.<

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.