*Świerszcze*
~*~
- Nee, Cana… - Zaczęła cicho Levy.
Nie rozumiała tego. Ale nie mogła nadal zaznać spokoju. Bo
ilekroć tylko myślała o Gajeelu… Bała się. Ogarniał ją strach. Martwiła się. I
nie mogła odgonić myśli, że stanie się coś złego…
- Tak? – Spytała kobieta, odstawiając beczkę alkoholu.
- Jesteś pewna, że twoje wróżby się nie mylą? – Spytała dziewczyna.
I nie umknęło jej, jak Cana i siedząca obok Lucy spojrzały
po sobie niepewnie. Aż w końcu kobieta westchnęła i napiła się znowu, jakby
chcąc zwilżyć gardło przed mówieniem. Ciche stuknięcie poprzedziło kaszlnięcie
kobiety.
- Więc tego… Levy… - Zaczęła, nieco niezdarnie, jakby nie
mogąc zebrać słów. – No bo… Ja widziałam tą przyszłość… I… - Mówiła, uciekając
spojrzeniem wszędzie dookoła, byle nie patrzeć w oczy Levy. – I ja… Ja nie
widziałam tam Gajeela już… Obawiam się, że on…
- KŁAMIESZ! – Krzyknęła nagle Levy, przerywając jej.
Wiedziała, że pół gildii spojrzało na nią ciekawie. Ale ona nie mogła się
powstrzymać. Bo myśl, że Gajeel mógłby… Nie! Nie może być! – Kłamiesz! Gajeel
wróci! Cały i zdrowy! – Nieco ściszyła głos, w którym coraz bardziej słychać
było drżenie. Zerwała się z miejsca. I w tym właśnie momencie również Lucy
wstała, szybko dopadając Levy i obejmując ją pocieszająco. A Levy coraz
trudniej było powstrzymać płacz. – Kłamiesz! On wróci! Obiecał, że wróci! On!
Obiecał mi to… - Jęknęła. I już nie powstrzymywała łez.
Ręce Lucy były ciepłe i miłe. Ale Levy czuła ogarniający ją
chłód, który przedzierał się przez jej ciało wprost do serca, pozostawiając po
sobie drżenie i ból.
Bała się. Tak bardzo się bała, że Cana… Że Cana może mieć
rację… W końcu jej karty nie kłamią…
~*~
Nie wiedziała, co ma robić. Bała się. A wszędzie była krew.
Na jej dłoniach, na jej ubraniu, na kamiennej podłodze.
Widziała przed sobą Gajeela. Bladego, oddychającego nierówno
i chrapliwie. Ledwo oddychającego.
Przez głębokie rany przeszywające jego ciało widziała wręcz
połamane kości, rozszarpane mięśnie. W życiu nie bała się tak bardzo, jak
teraz. I w życiu jeszcze nie czuła takiej determinacji, by kogoś uleczyć.
Metalicana chodził nerwowo dookoła nich, nie spuszczając
spojrzenia ze swojego syna. Ciągle coś mamrotał pod nosem. Wendy wiedziała, że
bardzo się martwił o stan Gajeela. I że bardzo chciał, by przeżył…
Ale Wendy była coraz bardziej pewna, że… Że Żelazny Smoczy
Zabójca tego nie przeżyje.
- Serce utraciło rytm. Krew się nie utlenia. – Szepnęła Grandine,
jakby do siebie. Z nisko pochylonym łbem nad chłopakiem cały czas go leczyła. A
jej magia mieszała się z mocą Wendy. Nawet to nie wystarczyło, by wyleczyć rany
zadane przez Królową.
- Stracił zbyt wiele krwi. Nie przeżyje tego. – Dodała z
płaczem Wendy. Jej dłonie drżały nad torsem Gajeela, kiedy starała się go
uleczyć. Z tą resztką nadziei.
Ale miała coraz mniej energii. Była coraz słabsza… Musiała coś zrobić. Musiała go uleczyć.
Musiała jakoś…
- NIE WYDURNIA SIĘ DO CHOLERY JASNEJ! – Ryknął nagle
Metalicana, zatrzymując się. Widać było, że tracił kontrolę nad sobą. – MUSISZ
KURWA PRZEŻYĆ! JESTEŚ ZA MŁODY, BY UMIERAĆ! JESZCZE CAŁE ŻYCIE PRZED TOBĄ DO
CHOLERY JASNEJ, WSTAWAJ! Z GORSZYCH OPRESJI WYCHODZIŁEŚ CAŁO I CO, PARĘ RAN CIĘ
MA ZABIĆ?! GAJEELA REDFOXA, ŻELAZNEGO ZABÓJCĘ SMOKÓW I MOJEGO SYNA?!
Wendy nie powstrzymywała łez. Nie miała na to sił. Słone,
gęste łzy skapywały z jej twarzy na ramię chłopaka. I nagle to poczuła. Poprzez
swoją magię leczniczą, jak i przez swoje wyczulone zmysły.
- Przestał oddychać! Jego serce się zatrzymało! – Krzyknęła piskliwie
Wendy, rozpaczliwie dociskając dłonie do jego ciała, by zrobić… Cokolwiek.
Chciała zrobić cokolwiek, co mogłoby go uratować.
- CO JA DO KURWY NĘDZY POWIEM LEVY?! JAK MYŚLISZ, JAK
ZAREAGUJE, GDY SIĘ DOWIE, ŻE ZGINĄŁEŚ?! OBIECAŁEM JEJ, ŻE SPROWADZĘ CIĘ Z
POWROTEM CAŁEGO I ZDROWEGO! I CO MAM JEJ POWIEDZIEĆ, ŻE ZGINĄŁEŚ?! ONA TEGO NIE
PRZEŻYJE! – Ryczał wściekle Metalicana, nerwowo ryjąc szponami o kamienną
posadzkę.
Grandine słabo wstała i podeszła do niego.
- To koniec… Nic więcej nie możemy zrobić… - Powiedziała
szeptem, nie patrząc na niego.
- CO TY GADASZ?! PRZECIEŻ JESZCZE MOŻNA GO URATOWAĆ! ON
ŻYJE, TYLKO TRZEBA…
Przerwał, w momencie kiedy Grandine podeszła bliżej i
wtuliła swój łeb w jego szyję. I dopiero ten gest ostudził smoka. Bo teraz
wiedział, że naprawdę to koniec… Że
właśnie stracił syna…
- Nie możemy już nic więcej zrobić… Przykro mi… - Powtórzyła
cicho.
Wendy nie mogła na to patrzeć. Nie mogła patrzeć na
rozszarpane ciało Gajeela, ale nie mogła też patrzeć, jak Metalicana, ten
wielki silny Metalicana w jednym momencie się załamał. I słyszała. Jego
przeciągły, głośny, pełen rozpaczy ryk.
Wendy płakała. Nie powstrzymując tego, klęcząc na martwym
ciałem Gajeela, zacisnęła mocno dłonie na brzegu swojej sukienki. Usłyszała
kroki. I wiedziała, kto stanął obok niej.
- Natsu-san… Nie mogłam nic więcej… - Wyszeptała z płaczem,
nie podnosząc spojrzenia jednak. Za to widziała jak jej własne łzy skapują na
jej dłonie i rozbryzgują się.
~*~
Trwała przy nim. Nie mogła go teraz zostawić. Wiedziała, jak
bardzo musiał przeżywać utratę syna. Bo chociaż starał się wyglądać na silnego…
Grandine wiedziała. Zbyt długo znała już Żelaznego Smoka, by wiedzieć, co się
kryje pod tą maską.
Czuła jego ciepło, kiedy dalej miała łeb wtulony w jego
szyję. Bo potrzebował tego. A ona musiała być przy nim. Czuła przemykający po
łuskach jego gorący, silny oddech. Tak chaotyczny i nierówny…
- On żyje. – Powiedział głos.
I Grandine, niewiele rozumiejąc, odwróciła się, spoglądając
na Carmen, która niewzruszona stała nad ciałem, które jeszcze przed chwilą
uznawała za martwe.
- Ale… - Zaczęła. Nie dane było jej dokończyć.
- Dusza nie opuści szybko ciała. Jego los jeszcze można
zmienić. Zmienię go. A wy musicie go dalej leczyć. – Powiedziała dziewczynka,
spoglądając tymi dużymi, zielonymi oczami na smoczycę.
A Grandine musiała po prostu zignorować nierozumiejące
spojrzenie Wendy. Bo dziewczynka nie mogła znać języka, w którym rozmawiali. Bo
zarówno Grandine jak i Carmen w tej chwili posługiwały się Smoczym Językiem.
- Wendy, odnów żyły, tętnice i serce. Ja zajmę się
mięśniami, kośćmi i narządami wewnętrznymi. – Nakazała smoczyca, wracając jak
najszybciej do ciała.
I choć dziewczynka nie rozumiała, czemu ma leczyć martwe jej
zdaniem ciało, skinęła głową, biorąc się do roboty. Grandine pochyliła nisko
głowę, również roztaczając na chłopakiem leczniczą aurę.
I słyszała. Jak Carmen zaczęła śpiewać. Klęcząc obok głowy chłopaka, opierając dłonie na jego
skroniach, śpiewała tak pięknie słowa przepełnione magią. Magią, która była w
stanie zmienić wszystko…
~*~
Była słaba. Zbyt słaba…
Ale nie mogła się poddać! Wszyscy na nią liczą! Liczą na to,
że wraz z Grandine uratują Gajeela!
Ostatni raz się wysiliła, czując jak traci ostatnie resztki
energii magicznej. Docisnęła dłonie do poranionego torsu chłopaka. I z coraz
większą ulgą poczuła coś, co było dobrym znakiem.
- Jego serce… Znów bije! – Wykrzyknęła radośnie dziewczynka,
czując słaby, nierówny, ale jednak będący tam rytm.
Uśmiechając się, szczęśliwa że udało jej się coś zrobić,
oparła drżące dłonie na kolanach, oddychając ciężko. Straciła zbyt wiele
energii… Zbyt wiele… Ale szansa na przeżycie Gajeela właśnie się powiększyła. I
to sporo. Czuła to. Ale nie rozumiała tego.
Gajeel przeżyje. Tego była już pewna.
~Podobało się? Komentuuuuuuu
WYŚCIE NA PRAWDĘ MYŚLELI, ŻE JA ZABIJĘ GAJEELA?! No weźcie, wystarczy mnie chociaż odrobinę znać, ba - spojrzeć sobie na opisik autora tam u góry po prawej, by wiedzieć, że za bardzo kocham Gajeela, by go zabić... W życiu bym go nie zabiła D: Chciałam sie tylko nad wami poznęcać psychicznie *sadysta mode on*
Eeem? Komentuj!~
Pierwsza
OdpowiedzUsuńO Boże czy ty zdajesz sobie sprawę jak ja się bałam
UsuńLaxus: No cały dzień zachowywała się nadzwyczaj dziwnie
Co poradzić... ej.
No nie ważne poza tym że mnie nastraszyłaś to czytając końcówkę uśmiech powrócił na moją twarz.
Laxus: Dziękuje, bo jak byś zabiła Gajeela to ona nade mną by się znęcała
zgadzam się!
Pozdrawiam i weny życzę
Druga!
OdpowiedzUsuńTy Sadysto!!! Wiem, że byś go nie zabiła, ale.. to było takie realistyczne, no! Noż po po prostu tak to wszystko opisywałaś, że myślałam, że zwariuję psychicznie! AAAA!!! ALE ON ŻYJE!!! I PRZEŻYJE!! JESTEM TAKA RADOSNA!! *tańczy ze szczęścia* . Po prostu wzbudziłaś we mnie takie emocje.. Jeny... jak jeszcze raz mnie coś takiego spotka to nie wytrzymam nerwowo D:
UsuńAle ta Carmen im pomogła. Weeee :D To jest takie dobre dziecko... ^^
Metalicana mną wstrząsnął. Był świetny kiedy martwił się o Gajeela, kiedy ryczał gdy dowiedział się, że go stracił...
No ale skoro będzie żył to niech wróci z nimi razem!
Życzę dalszej weny kochana!
~Mika
A ja myślałam, że na zawał zejdę... (>.<)
OdpowiedzUsuńRENIAAAAAA! *głosem wkurwionego Shizuo* Niech no ja cię cholero dorwę to ja ci nogi z dupy pourywam, a łeb ukręcę przy samym tyłku! Z ciebie nawet mikro-strzępki nie zostaną!
OdpowiedzUsuńJak ty mogłaś się znęcać nade mną? Przecież ja ci nic nie zrobiłam! *wybucha płaczem, z jej oczu lecą fontanny* T.T Ty niedobra ty!
Twoje szczęście, że przeżył, bo przestałabym czytać twojego bloga.
A tak to będę czekać do następnego rozdziału.
Świetne ! Natknęłam się na twojego bloga przypadkowo , podczas buszowania w necie. Przeczytałam wszystko w dwa dni. Jestem zachwycona twoim stylem pisania, nawet jeżeli trafiają Ci się drobne potknięcia językowe ,sposób w jaki piszesz przyprawia mnie o dreszcze! Szczególnie podoba mi się GaLevy , jest bossskie ! Niech Gajeel częściej mówi do Levy "mała" , "maleńka" bo to jest przeurocze. :) Musisz dodawać codziennie notki , po prostu musisz ! Od dzisiaj jestem tu stałym gościem. / Pozdro , Jag.
OdpowiedzUsuńTymi świerszczami mam rozumieć, że już się boisz odzywać XD Bix też uciekł jak go ostrzegałam, a ty pewnie już na straży szafki z herbatą xD Biedna Levy ! Myślałam że się popłaczę na początku ! Jednak ja wiedziałam , że go nie zabijesz ;p Chociaż świetnie przedstawiłaś sceny ^^ Nikt nie miał by serca zabić Gajeela ;p
OdpowiedzUsuńTy zła kobieto.
OdpowiedzUsuńMyślałam ,że nie wytrzyma,znów płakałam tu okrutna sadystko!
Jednak na końcu uśmiech sam pojawił się na twarzy.
W sumie mogłam się spodziewać że przeżyje.. ale,ja w takich sytuajach nie myślę xD
Hm..Wiesz pierwsze skojarzenie z Carmen jakie miałam to mała Yachiru z Bleach :D
Tak jedyna o się nie boi i spokojnie podchodzi do smoka ,śpiewając.
Biedna Levy martwi się... :c
Weny ci życzę. :3
~Redfox *tuli*
No wiesz ty co ? :P :P Ja tu myślałam, że na zawał zejdę jak przeczytałam, że serce mu stanęło. :( Do tego zachowanie Metalicany. Biedny on :( :( Całe szczęście, że Gajeel przeżył :D :D Rozdział świetnie napisany!! Ciekawe czy teraz się zmieni wizja dla Cany jak ponownie będzie wróżyć ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, że tak szybko wstawiłaś nowy rozdział :) :) Bo byśmy nerwowo tu wszyscy nie wytrzymali :P
Pozdrawiam :*
Uff... wiem, że uwielbiasz Gajeela no ale i tak się bałam :D A rozdział wyszedł Ci wprost przecudownie! Tylko Gajeel żyje, ale co z tą ich przemianą... jeszcze nie wszystko wyjaśnione i coś czuje, ze jeszcze nie raz zamrozisz mi krew w żyłach ze strachu xD Buźka Ren-chan :***
OdpowiedzUsuńYohohohoho vivat Ren-chan! Vivat Gajeel!
OdpowiedzUsuńEee.. co ja to? o.O
Lubisz stwarzać napięcie, wiesz?
Rany.. też czułam po kościach, że go nie uśmiercisz, no bo chyba nie zaryzykowałabyś własnym życiem, nie? :P
Ha ha ^^
A tak ogólnie, to jak zawsze, rozdział po prostu M A L I N A !
Uwielbiam ;*
Buziaki Mordeczko :*
Jeel! Ty zyjesz! Jeel! Jak mozna robic cos takuego czytelnikom? Jak, pytam sie?! Jeel skarbie! Jeel!
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga. Niestety komorka nie daje zbyt duzej sposobnosci komentowania. Ehh... Czekam na dalszy ciag ;-) Weny niezmiernie zycze!
Ale spojny ten komentarz wyszedl, nie ma co...
UsuńSkasowało mi komentarz..
OdpowiedzUsuńUhuum, ranking Sadysty Miesiąca jest Twój x3
Teraz będę się cieszyć. Gajeel żyje! Yatta!
Na, to dużo weny! ;3
I kill you and you know T-T
OdpowiedzUsuńJak moglas sszargac naszym zdrowiem psychicznym?
A tak po za tym wymyslilam kolejny dziwny paring - Grandine x Metalicana?! o_O
~Twoja wymyslaczka dziwnych paringow ,Amisia ;**
Ja byłam z tym paringiem pierwsza. D:
UsuńMRANDENEEY! <3
~ Evil Queen
Wybacz, nie wiedzialam D:
Usuń~Amisia
Pozostawiającv w spokoju co tu zrobiłaś z moim umysłem, zdrowiem psychicznym i paroma innymi rzeczami..
OdpowiedzUsuńNormalnie beczałam na tym rozdziale, niesamowity był :D Miałam ochotę dołączyć się do Metallicany i trochę powyzywać Wendy, że go źle leczy xD
A ja tu widzę nowy paring - MatallicanaxGrandine ^^ Weny!
A zrobisz opowiadania o Erzie i Jellalu?
OdpowiedzUsuńLOVCIAM twoje opowiesci :)
pozdrówka xd
Jezusiu Renee rozplakalam sie.. Czytajac te zalegle rozdzialy trzeslam sie jak osika, i choc wiedzialam ze przeciez kochasz Gajeela to wystraszylam sie ze chcesz zrobic mu krzywde (bo przeciez ile jest tragicznych opowiadan ktorych autorki lubuja sie w tragicznych zakonczeniach) PRZEPRASZAM ZE ZWATPILAM!!!!*pada na kolana z glosnym placzem*..
OdpowiedzUsuńTa smoczyca ... Uhhh zapalalam do niej tak wielka niechecia ze gdyby tylko stanela na mojej drodze to ja bym jej juz pokazala co znaczy moj gniew!! Alez mi zalazla za skore!! I zdania nie zmienie nic a nic.. Wrzucila wszystkich smoczych wychowankow do jednego worka nawet nie dajac szansy by udowodnili swoje oddanie smokom, ich rodzicom..
A pozniej ten opis cierpienia Gajeela, cierpienia jego przyjaciol, Metalicany.. Renee zejde na zawal!! Na zawal kochana i bedziesz miec mnie na sumieniu! Zobaczysz!
Carmen, moje Ty cudowne dziecie alez ja mam ochote ja wysciskac :))
Buzia kochanie :***
Renee do jasnej anielki czemu narażasz mnie na śmierć przez zawał serca?
OdpowiedzUsuńOpisałaś tak tragicznie obrażenia Gajeela,że siedziałam załamana i powtarzałam na okrągło :
"spokojnie Renee go nie zabije, on nie umrze ..."
Normalnie pierwszy raz się tak zachowuję-sama siebie nie poznaję o_O
Na szczęście zakończyłaś rozdział w takim momencie ,że się całkowicie uspokoiłam. Nie mam słów co do rozdziału....był taki uczuciowy. w Pewnym momencie czułam się jak Metalicana....
Ale już ok. Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam :)
Osz ty wredoto jedna! Znęcać się zachciało?!
OdpowiedzUsuńA i gomene, że nie skomentowałam poprzednich notek... Nie miałam siły czytać... :/
I mój zryty mózg wiele się nie pomylił... To JA stworzyłam paring z Metalicany i Grandine! Żeby to było jasne! To byłam ja i mój zryty mózg! :3
Notka była cudowna... Ale umierający Gajeel... To było takie straszne... :/
Pozdrawiam i weny życzę
NyrimChan
Ren~chan, mordeczko ty moja! Jak ja już dawno tu nie komentowałam ;o Szok normalnie. Przeczytałam wszystko od dechy do dechy i Ci powiem, że wszystko było ładnie, pięknie i zajebiście :D Cudo.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy tylko ja tu byłam takim jedynym rodzynkiem co wiedział od początku, że nie zabijesz Gajeela. Kto jak kto ale TY? No way xD
Kocham moment w którym Metalicana wydziera się na umierającego Gajeela *_* To było takie... rozpaczliwe? Mniejsza, uwielbiam ten rozdział < 3
Buziaczki Słoneczko ;**
Hinaichigo
Bardzo... Dramatyczny rozdział. Nie ma co kryć, ze wszystkich obecnych wokół Gajeela najbardziej wczulam się właśnie w Metalicanę. Jego wrzaski były takie... Pełne bólu...
OdpowiedzUsuńPoza tym, bardzo realistycznie to opisałaś, co się ceni. Krótko mówiąc, piękno tragizmu:)
I właśnie... Skoro karty Cany są nieomylne... Cóż jeszcze dla Gajeela planujesz?^^
O matko... Aż się popłakałam, no D:
OdpowiedzUsuńGłupia, głupia, głupia!
OdpowiedzUsuńTeraz to już siedzę i ryczę serio serio, myślałam że to już naprawdę koniec...
A Metalicana.. nie.. widać jak bardzo go kocha...
I że zginąłby razem z nim jeśli by było trzeba...
Boże, idę po chusteczkę ;___;
Jestes strasznaaaaa!!!!! Najpierw polakałam się że umarł, a teraz płaczę bo żyje.... :)
OdpowiedzUsuńWybacz, och wybacz, że w ciebie zwątpiłam, o Wielka Renato! Nie strasz tak! Całe biurko zapłakane, a ja siedzę i drę się w ekran... >.<
OdpowiedzUsuń