piątek, 28 czerwca 2013

78 : Zagłada Obrończyni

I'll take a chapter. AND WRITE IT!
Tia, napisałam go. Jutro jednak brak czasu znowu, bo na sklepy jadę i w ogóle i mnie w domu nie będzie... Fuck, znowu nie mam kiedy nadrabiać *imo kącik*
Bickslow : Nie łam się, twoi fani cię kochają to ci wybaczą, nie? Wybaczycie jej, prawda?
*imo kącik ciąg dalszy*

~*~

To tu powinna stać chatka. To z niej powinna wyskoczyć starsza kobieta i zacząć wymachiwać miotłą, krzycząc, że nienawidzi ludzi. A potem i tak spytałaby się, czy ktoś potrzebuje pomocy, skoro przyszli do niej.

Martwiłaby się.

Ale tak nie było.

Bo w miejscu, gdzie powinna stać chatka, w ziemi coś potężnego wyryło rów. Długi, głęboki rów, który zmiótł z powierzchni ziemi zarówno chatkę, jak i okoliczne drzewa.

- Odór tej magii nadal unosi się w powietrzu – stwierdził Gajeel, rozglądając się, jakby chcąc wyłapać, dokąd prowadzi trop.

Mistrz klęczał. Na ziemi, w brudzie i trawie, klęczał z pochyloną głową. I dłońmi zaciśniętymi w pięści, drżącymi.

A ludzie szeptali. Magowie Fairy Tail z oburzeniem, strachem i smutkiem mówili do siebie, cicho i bojaźliwie. Ktoś zapłakał. Ktoś inny warknął, wzywając rodzinę do pomszczenia Porlyusici.

Ale Mistrz klęczał. I nie reagował.

Mira podeszła do niego, splatając przed sobą dłonie i z troską patrząc na dziadka.

- Mistrzu… - Zaczęła. Ale nie dokończyła. Nie mogła. Nie potrafiła znaleźć słów, które pasowałyby do tej sytuacji.

Bo ta chwila wymagała od nich milczenia. Milczenia, w którym każdy czuł ból w sercu na myśl o starszej uzdrowicielce, która tyle razy im już pomogła…

A Natsu jako pierwszy wyrywał się do walki.

- To wymaga zemsty! Musimy iść i walczyć! – Krzyczał na całe gardło, płonąc na całym ciele. Ale tym razem nikt go nie uspokajał. Nawet Mistrz.

Bo Mistrz płakał. Gęsto, niepowstrzymanie płakał.

- Porlyusica… -  Szeptał. A łzy skapywały na jego pięści, wciśnięte w rów, który pozostał po nieznanej im sile. – Moje dzieci… Idziemy ją pomścić…

I Fairy Tail ochoczo krzyknęło.

A nikt nie czepiał się, by ułożyć plan. Nikt. Nawet Gajeel.

Bo to nie była zimna, wyrachowana bitwa między dwiema gildiami.

To był rozpaczliwy zew zranionej rodziny.



~*~



Coś ją wybudziło.

A także coś krępowało jej ruchy. W instynktownym geście próbowała poruszyć rękoma. I nie mogła. Czuła szorstkie, twarde liny które krępowały ją.

Sznurem związano ją, owinięto wokół ramion, rąk, skrępowano jej nadgarstki i związano ze sobą nogi. Nie była w stanie nawet drgnąć.

A kiedy uniosła powieki, zdała sobie sprawę, że leży w pogrążonym w mroku pomieszczeniu. Ale mimo to widziała. Widziała kamienne bloki, z których stworzono ściany i sufit. Widziała mech i wilgoć, ściekającą wręcz po kamieniach spomiędzy szczelin. Słyszała piski i cichutkie tupoty wędrujących gdzieś szczurów. Pewnie za ścianą, by tu ich nie widziała.

Nie wiedziała ile już tak trwała w tym transie. Pewnie długo. Nie było okna, przez które mogłaby spojrzeć na niebo i ocenić, jaka jest pora dnia. Lub nocy.

I nie dochodził tu żaden dźwięk. Nic.

Cisza i pustka przesiąknięta wilgocią lochów Sabertooth.



~*~



- Złapaliśmy ją – poinformował Jiemma.

Zeref jednak nie zareagował. Nie odpowiedział. Nie wykonał gestu, który mógłby dać znać, że Mistrz Sabertooth nie jest mu potrzebny. Albo, wręcz przeciwnie, że jego dłuższa obecność jest wręcz wymagana.

Do czasu…

-  Nie zdawało ci się nigdy, że ktoś cię obserwuje, Mistrzu Sabertooth? – Spytał chłopak, wyglądając przez okno, jakby znudzony.

Wprawdzie Jiemmę to zirytowało. Spełnił żądania Czarnego Maga a ten… Zignorował jego słowa. Ale nie mógł nic na ten temat powiedzieć. Tak długo, jak ceni swoje życie…

- Nie zdarzyło mi się to nigdy – odpowiedział.

I kątem oka dostrzegł, jak Sting i Rogue, którzy stali za nim, wymienili ukradkowe spojrzenia. Minerva zignorowała ich zachowanie.

- Czyżby nasz Smoczy Duet miał coś do powiedzenia?

Słowa Zerefa ich zaskoczyły. Bo chłopak stał tyłem do nich, nie zwracając na czwórkę magów uwagi. A mimo to dostrzegł to zerknięcie…

- Czasami wydaje mi się – zaczął Rogue, spod czarnej grzywki opadającej na jedno oko spoglądając na Zerefa – że ktoś mnie obserwuje. To dziwne uczucie. Jakbym tą osobę znał. Od bardzo, bardzo dawna. Ale nie umiem sobie przypomnieć, kto to.

- Mam takie same odczucia – przytaknął Sting.

Cisza. Ciężka, chłodna cisza zapanowała w pomieszczeniu. Czarny Mag nie odpowiedział. A magowie Sabertooth już się nie odezwali.

Za oknem przeleciał ptak. Czarny punkt sunął po czerwonym od zachodzącego słońca niebie. A potem zniknął, pospiesznie uciekając z zasięgu wzroku ludzi.

Ciemne chmury zbierały się na horyzoncie.

- Nie ignorujcie swych przeczuć. Burza nadchodzi. Wielka, potężna burza. Nawałnica, przyniesiona tutaj przez nią – mruknął Zeref, stukając leniwie opuszkami palców o szybę. I pozostawiając na niej ślad odcisków. – Bądźcie gotowi na dzień, w którym przyjdzie. I zniszczy wszystko. Ona zniszczy wszystko.

Sabertooth nie odpowiedziało. Stali w milczeniu, a Rogue i Sting z niepokojem spojrzeli po sobie, czując się jeszcze gorzej po słowach Czarnego Maga.

Tego, który w końcu odwrócił się od okna i spojrzał na swoich podwładnych.

- Prowadźcie mnie do niej. Nim Fairy Tail tu przyjdzie, muszę posiąść jej potęgę – powiedział, kierując się w stronę wyjścia.

A magowie Sabertooth posłusznie rozstąpili się, tworząc Czarnemu Magowi przejście do drzwi.

Daleko na horyzoncie zabłysło. I po paru sekundach potężny grzmot, jak gniew Bogów, uderzył w uszy magów.



~*~



Porządkowała księgi. Jak zawsze. Część z nich znała już na pamięć.

Na tym odludziu jednak niema wiele do roboty. Choć dla niej lepsze to niż życie w Magnolii. W końcu nienawidziła ludzi…

Porlyusica kolejny raz przeczesała spojrzeniem wnętrze swojej chatki. Ale i tym razem nie mogła dostrzec żadnych błędów, żadnych niepoprawności. Nic. Wszystko było w idealnym porządku.

A słońce świeciło ciepło, śmiejąc się swym blaskiem do wszelkich istot, które zapragnęły napawać się jego obecnością.

Kobieta już z daleka usłyszała kroki. Trzask gałązek i liści pod nogami.

Ale chód był powolny. I wyraźnie słaby. Przełamując swoją nienawiść do istot ludzkich, Porlyusica otworzyła szeroko drzwi i spojrzała na gościa.

Po budowie wyraźnie poznała, że to kobieta. Mężczyzna nie mógł byś tak niski i smukły w swojej budowie. Ale przez kaptur, tak głęboko założony na głowę, nie mogła dostrzec twarzy. Cienki i poszarpany, wyraźnie zużyty już płaszcz noszący znamiona czasu, targany przez wiatr odsłaniał nagie, brudne łydki, wyraźnie kobiece. I drobne, jeszcze bardziej brudne stopy, z nałożonymi nań tylko starymi, ledwo trzymającymi sandałami.

- Kim jesteś? – Spytała Porlyusica, mimo wszystko przejmując się stanem nieznajomej, która wyglądała… Jak siedem nieszczęść.

Nie odpowiedziała. Za to uklękła na ziemi. Pochyliła się. I wsadziła palec w ziemię, powolnymi, słabymi ruchami żłobiąc w niej słowa.

„Pomóż mi” odczytała.

A kiedy kobieta podniosła głowę, cień nieco się wycofał, odsłaniając szyję i podbródek. Na gardle miała bliznę. Głęboką, nietypową bliznę, która układała się w…

- Znak Ssza, Smocza Runa Ciszy… Ty jesteś… - Zaczęła. Ale nie dokończyła.

Bo cała prawda spadła na nią jak grom z jasnego nieba. I wiedziała już, kogo ma przed sobą.

‘To ta, o którem mówiłaś, że przyjdzie? Niemowa, od której zależą losy wszystkiego?’ spytała w myślach. I nie musiała długo czekać.

‘To ona. Musiała tu przyjść pieszo wprost ze Smoczego Leża. Nic dziwnego, że wygląda, jakby miała wyzionąć ducha, biedna… Pomóż jej’ odpowiedziała Grandine, której ciepły, spokojny głos rozbrzmiał w głowie Porlyusici cichym echem.

- Chodź, biedactwo – powiedziała szybko kobieta, podchodząc i podając niemowie ręce. Pomogła jej wstać. I poprowadziła ją w stronę swojej chatki. – Wyglądasz okropnie… Nie martw się, szybko wrócisz do formy.

Na wspominki jej się zebrało.

Ale teraz stukot butów sprowadził jej myśli z powrotem do teraźniejszości. Uniosła powieki i czerwonymi oczami spojrzała w drewniane drzwi . Które po chwili skrzypnęły głośno, wpuszczając do środka oślepiający strumień światła. I cztery postacie.

- W jej pustych oczach widziałem przyszłość – odezwał się głos. Chłopak, który szedł powolnym krokiem w stronę kobiety, mówił cicho i ze smutkiem. – Widziałem wszystko. Mogłem ją zabić i zapobiec nieszczęściu. Ale nie zrobiłem tego. Nie mogłem jej zabić… Ale teraz muszę. Jeśli ją zabiję, nic już nie uratuje Wróżek przed zagładą.

Porlyusica otworzyła szerzej oczy, widząc, jak Zeref pochyla się powoli nad nią. Dostrzegła jego twarz tuż przed swoją.

I wiedziała, o czym mówi. Wiedziała wszystko. Teraz zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje. I co się dziać będzie.

„Zginę tutaj” pomyślała, drżąc na samą myśl o tym. „Zeref weźmie moją smoczą duszę. Wykorzysta tą potęgę, by zniszczyć . A kiedy to zrobi, nic nie stanie mu na przeszkodzie…”

- Dobrze kombinujesz – odezwał się Czarny Mag, zupełnie jakby czytał w myślach starej uzdrowicielki. I uśmiechnął się obleśnie, wyciągając dłoń i przesuwając palcami po jej różowych włosach. – Bardzo dobrze. Widziałem przyszłość. I wiem, że tylko jej obecność oddziela mnie od urzeczywistnienia planu. Zagłada Wróżek blisko. Ale najpierw musi nastąpić Zagłada ich Obrończyni.

Chłopak kucnął przed nią. I drugą dłoń przyłożył do mostka kobiety. Porlyusica szarpnęła się, próbując uwolnić. Ale nie mogła… Nie mogła…

Nie mogła…

Obleśny uśmiech Zerefa to ostatnie, co widziała.

A potem nie było nic.



~*~



Juvia tak bardzo żałowała.

Bo z synem nie mogła iść na pole bitwy. I zostawić go samego nie mogła. Więc musiała zostać w domu. Ze swoim małym skarbem.

Siedziała na łóżku. A Kori’ego trzymała na kolanach. Mały chłopczyk, oparty plecami o brzuch i piersi matki, nieświadomy tego, co się działo,  bawił się uszkami pluszowego misia. Naciągał mu je, a potem z powrotem wciskał w mięciutką głowę zabawki, ciesząc się przy tym niemiłosiernie.

A Juvia uśmiechała się z czułością, gładząc chłopczyka po włoskach. Tak ciemnych.. Zupełnie, jak Gray-sama..

Na wspomnienie ukochanego, Juvia drgnęła. I spojrzała w okno. Pierwsze krople deszczu uderzały o szybę z przyjemnym odgłosem.

Pamiętała jego twarz. Jego słowa.

„Cały Fairy Tail to rodzina. Jedna, wielka rodzina. I trzeba jej bronić. Idę jej bronić. Tak, jakbym bronił ciebie czy Kori’ego. Wrócę niedługo. Czekaj na mnie, Juvia…”

Bała się. Tak bardzo się bała. O swojego ukochanego, o Fairy Tail… Wierzyła w nich. Potrafią dać sobie radę. Zniszczą swoich wrogów, a potem wrócą, wyszczerzeni uśmiechami od ucha do ucha. I znów będą się śmiać. I znów będą się bić.

Jak zawsze…

Juvia uśmiechnęła się, całując ciepłą główkę synka.

- Tata wkrótce wróci, kochanie – powiedziała.

A chłopczyk przekręcił główkę, patrząc na mamę dużymi, niebieskimi oczami.

- Ta.. Ta… Tata… - Powiedział swoje pierwsze, sensowne słowo.

A Juvia uśmiechnęła się smutno. I objęła chłopca, przytulając go do piersi.

- Tak, tata. Tata wróci, synku. Niedługo wróci.



~*~



Musieli się zatrzymać. Deszcz złapał ich w połowie drogi. Ziemia stała się śliska i błotnista, więc nie mogli kontynuować marszu.

Musieli się zatrzymać.

Pod jednym z drzew, gdzie krople deszcze jako tako nie dosięgały ich, rozlokowała się piątka magów, dookoła ogniska, które na szybko zrobili, a w którym trzeszczał ogień, którego nie mogły zgasić rzadko przedzierające się przez liście krople.

Siedząc, rozmawiali luźno. Na różne tematy. Co może teraz porabiać Fairy Tail. Co może teraz być powodem bójki Natsu i Gray’a. Czy pół gildii znowu zachwyca się małym synkiem Juvii, która pewnie otwarcie kibicuje swojemu ukochanemu w walce.

I tak rozmawiając chichrali się co chwilę, przypominając sobie wszystkie śmieszne sceny.

- No właśnie – zaczął Freed. I spojrzał znacząco na Bickslowa i Reneé. – To kiedy możemy się spodziewać i waszego ślubu?

Miał nadzieję, że chociaż się zarumienią. Że się speszą, odwrócą spojrzenie i mrukną, że nie wiedzą, o czym mówi. A tymczasem oboje zaśmiali się, całkowicie rozluźnieni.

- Jeszcze się nie oświadczyłem nawet – powiedział Bickslow, wystawiając język.

Jego lalki zatańczyły dookoła, powtarzając „oświadczyłem”. A dziewczyna pokiwała głową.

- Mam spore wymagania co do przyszłego męża. Nie wiem, czy nawet Bickslow je spełni.

Reszta Raijinshuu patrzyła tylko z zaskoczeniem. Bo nie takiej reakcji się spodziewali.

Ale oni też nie rozumieli tego, co było między tą dwójką.

Bo dla nich, być przy sobie, ramię przy ramieniu, w pewnym momencie stało się czymś całkowicie naturalnym i oczywistym. Zaufanie i ta bliskość wypchnęły z ich relacji zawstydzenia.

Ktoś mógłby powiedzieć, że się w ten inny sposób kochają. Bez zbliżeń, bez pocałunków, bez namiętności. Tak po prostu, całą swoją duszą, kochają się nawzajem, ciesząc się tym, że po prostu są.

Ale pozostali członkowie tej drużyny jeszcze nie do końca to rozumieli.



~*~



Zeref stał. Z kielichem pełnym krwi. Krwi Porylusici.

A magowie Sabertooth niezbyt wiedzieli, o co chodzi z tym piciem krwi…

- Krew sama w sobie nie ma wartości – powiedział Zeref, najpewniej chcąc im wyjaśnić, o co chodzi. – Ale dusza musi znaleźć jakieś ujście z ciała. Ja to ujście tworzę poprzez krew. Co za tym idzie, swoją magią zamykam duszę danej osoby w krwi. Kiedy ją piję, siła danej osoby spływa na mnie – chłopak, zapatrzony w czerwoną ciecz wydawał się zafascynowany. I niecierpliwy. – Smocza dusza… Smocza krew… W moim posiadaniu… To tylko moment… Tylko chwila…

Chłopak uniósł kielich. Z żądzą i pragnieniem w oczach przystawił brzeg naczynia do ust. I przechylił kielich, łapczywie spijając Smoczą Krew, Smoczą Duszę.

~Podobało się? Komentuj!~

14 komentarzy:

  1. Pierwsza~!! *^* Zaraz z komciam~!! <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wyszło tak... okropnie ale zarazem cudownie.
      Zaniemówiłam. *myśli*
      O, juz wiem ;3 Reneé i Bickslow tacy słodcy. Są inni. I dobrze :D
      Notka świetna, wciągająca, czego by tu jeszcze chcieć?
      Weny życzę :]

      Usuń
  3. Nie wiem co powiedzieć.
    Laxus: Przeżywa traumę.
    No bo kto po śmierci Porylusici będzie okładał Laxusa miotłą?! No kto, ja się pytam?!
    Laxus: Dramatyzujesz
    Może troszeczkę. Rozdział wyszedł genialny nieco mroczy no i okropnie wciągający.
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieee..... Czy Ty mi przed chwila zabiłaś Porlyusicę?!!! D:
    Kin - chan ma rację ;-; Kto będzie teraz Laxusa miotłą okładał?!
    T.T Mroczne, fascynujące.. jednym słowem: Epickie.. i to prze wielkie "E"
    Bickslow i Renee strasznie przypominają mi mnie i mojego kolegę o.o
    Łosz ty...
    Ale słodko to wyszło :3
    Czekam na więcej! :*
    ~Mika

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiłaś Porylusicę ._.
    A ja ją zawsze paringowałam z Makarovem.. Z kim ja go będę paringować?
    A Renee i Bickslow są tacy.. inni? To bardzo dobrze, fajnie czasem poczytać o takim nietypowym paringu.
    Zaniemówiłam, po przeczytaniu tego rozdziału, więc pominę Juvię i Zerefa-wampira. To było epickie *-* Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie,nie,nie!Zabiłaś Porlyusicę!Tak samo jak Bea Tetsugaku Neko pairingowałam ją z Makarovem.Renee,zabiję cię!Nie dość,że nic,a nic Mirajane x Freed nie było to jeszcze mi Porlyusicę zabiłaś *chlip*...No,ale rozdział mnie trzyma(ł) w napięciu,i czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak. Bickslow ma rację (w sumie to chyba zawsze chlop ma rację.. to podejrzane). W każdym bądź razie, fani Cię kochają i wybaczą wszystko x3 dodam jeszcze że Cię rozumiem. Niby mam wakacje a ciągle brak czasu O.O
    Obleśny uśmiech, mówisz? Czemu to mi się kojarzy z jakimś starym zboczeńcem? xD
    Juvia z Korim <3 koocham małe dzieci! O jeeżu, zazdroszczę Juvii. Męża i synka :3
    Weny Ren-chan!

    OdpowiedzUsuń
  8. o.O Biedna Porlyusica, szkoda mi jej :(
    Juvia i Kori :) Pierwsze słowa malucha to tata :)
    Mam nadzieję, że tatuś naprawdę za niedługo wróci do swojego synka.
    Reakcja Bikslowa i Renee była bezcenna :)
    Fred chyba chciał ich zmieszać, a tu takie coś- aż gruchnęłam śmiechem.
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda mi Porlyusicji. ;(
    Jejku niech tylko Gray usłyszy pierwsze słowo jego malca^^
    Renee i Bickslow tak bardzo różnią się od reszty, ale to dobrze :)
    ahh czekam na następny rozdział i dużo weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Całą noc czytałam twojego bloga i muszę powiedzieć,że jestem wniebowzięta. Tak dokładnie opracowane rozdziały, były sceny przy których, szczerze mówię, płakałam , śmiałam się. Naprawdę jestem zadowolona, że istnieje tai blog jak twój. Od dziś znajduje się na pierwszym miejscu mojej listy z opowiadaniami o Nalu i Fairy Tail... ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Porlyusica!!!! Nie!!! WHY?!
    Grimmjow: Zacznij komciać dobre strony rozdziału lepiej....
    Jakie dobre strony? =,=
    Grimmjow: Chodźby sceny BicksReéne
    No dobra pierwszy raz się mogę z tobą zgodzić ^^
    A więc jak zawsze słodko *^*
    I jeszcze scena z Juvią i Korim- kawaii *^*
    Mam ogólnie nadzieję, że nikt z Fairy Tail nie ucierpi...
    I jeszcze to dziecko,które jest ze smoczego leża.
    Wszystko zapowiada się niezbyt miło, ale jakiś dramatyzm musi być.
    Duuuuuzio weny~!
    ~Natuśka-chan & Grimmjow

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytając niemal cały rozdział miałam dreszcze i serducho mi szybciej biło. Bez kitu, tylko wzmianka o Renusi i Bickslowie lekko mnie rozluźniła, ale też bardzo rozczuliła :3

    Ale to, jak Makarov płakał, jak cała "rodzina" była wściekła i zrozpaczona, i Zeref... on po całości w twoim opowiadaniu tak jak w kanonie powoduje, że mam dreszcze :P Nie jest straszny, ale taki no... napawający niepokojem xD

    Świetny, genialny rozdział, po prostu to co teraz opisujesz na blogu jest niesamowite. Szacun! I chcę już dalszą część ^.^ (czytałam to chyba dzień po tym jak wstawiłaś, ale dopiero teraz mogłam to na (w miarę spokojnie) skomentować, mam nadzieję, że mi wybaczysz :P)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ona nie żyje? ;____;
    A może jej krew odessał? XD
    Wampir jakiś kurde xd
    Będxie walka!
    Mam nadzieję że nikomu się nie zachce zaatakaować Juvii...
    Sting i Rogue <3
    Boją się własnego cienia :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.