Zabijcie mnie jak chcecie.
Źle mi. Bardzo źle. Chyba się pochorowałam, ale kij to wie. Jestem padnięta, gardło mnie boli, łeb, oczy, ręce, nogi wszystko! Nawet płuca, chociaż to nie wiem jakim cudem...
Bickslow : Chora jesteś :(
Dzieciaczki : Chora, chora ~ !
E tam, e tam. Tylko do wystawienia ocen i się wykuruję. Poza tym ty się nie odzywaj, przez ciebie czuję się zmolestowana! (Czyt. rozdział)
Och, przez złe samopoczucie rozdział może ociekać niepoprawnością, smutem, złem wszelakim, czarcimi synami i szatanami! Przed przeczytaniem zapoznaj się z treścią ostrzeżeń lub skontaktuj się z psychologiem, gdyż każdy rozdział Reneé niewłaściwie stosowany zagraża twojemu zdrowiu psychicznemu!
~*~
Nie mogłam spać.
Kanapa była wygodna. Kołdra, którą się otuliłam, ciepła i
milusia. Poduszka wygodna. A za cholerę nie mogłam spać. Chociaż to nic nowego.
Często miałam problemy ze spaniem.
Kiedy n-ty raz przekręciłam się z jednego boku na drugi, nie
mogłam już wytrzymać. Zirytowana wstałam, odrzucając kołdrę. I na paluszkach
ruszyłam w stronę jednych z drzwi.
~*~
Coś go obudziło.
I kiedy uniósł powieki wybudzony dostrzegł, co go obudziło.
A raczej kto.
Reneé zamknęła za sobą drzwi do jego pokoju. I na paluszkach
przeszła do łóżka. Jej koszula nocna z cichym, uwodzicielskim szelestem
ocierała się o jej skórę, sprawiając, że bladym świetle księżyca zdawała się
być rusałką, tak drobną i figlarną, którą można godzinami podziwiać.
Jak zahipnotyzowany obserwował dziewczynę, która przemknęła
od drzwi do łóżka cichutko. A potem wsunęła się pod kołdrę. Poczuł jej ciepło,
które na moment otarło się o jego skórę.
Nie mógł się powstrzymać. Nie chciał. Objął ją mocno,
przyciskając do siebie. Reneé wtuliła się w niego. Swoim drobnym, ciepłym
ciałkiem, które w jego objęciach zdawało się być kruche i delikatne.
- Dobranoc – szepnął Bickslow, czując jej twarz wtuloną w
jego ramię. Jej oddech na swojej skórze i delikatny, miękki dotyk drobnych
dłoni, kiedy i ona objęła go.
- Dobranoc – szepnęła również. A wraz z mową lekko musnęła
wargami jego obojczyk, sprawiając, że miał ochotę poczuć ten dotyk na swoich
ustach.
~*~
O prawdopodobnej zdradzie jednego z Mistrzów Makarov nic nie
powiedział. Wolał to na razie zostawić dla siebie i sprawdzić rekcję
pozostałych.
- To niemożliwe, Gajeel musiał coś źle zrozumieć – powiedział
Goldmine, kręcąc głową z niedowierzaniem – taka akcja byłaby całkowitą głupotą.
Trzeba mieć naprawdę nierówno pod sufitem, by tak bardzo ryzykować.
- Racja, racja. – Podchwycił Bob, uśmiechając się w tej swój
niezbyt urokliwy sposób. – Ryzyko jest zbyt wielkie, nikt przy zdrowych
zmysłach nie podjąłby się tego.
- Nie jestem tego pewny – mruknął Makarov, gładząc wąsa. –
Niektórzy ludzie, zaślepieni żądzą potęgi, nie liczą się z konsekwencjami.
- Ale też z Nim
nikt by się nie układał – Goldmine uśmiechnął się lekko, poprawiając okulary
przeciwsłoneczne. – Mówię wam, to niemożliwe i koniec tematu.
I tylko jeden z Mistrzów siedział cicho, przyglądając się ścianie,
jakby widział na niej coś niezwykle ciekawego.
I Makarov wiedział, że Gajeel się nie mylił.
~*~
On wiedział, że tak będzie. Zawsze tak jest. ZAWSZE.
Kiedy Raijinshuu zbierało się na misję, Bickslow zawsze o
tym zapominał. Nie było chyba dnia, by się grzecznie stawił na czas na peronie.
Dlatego też Freed miał drugi klucz do mieszkania Bickslowa i
miał ten „zaszczyt” przypomnieć przyjacielowi o misji.
Tam też było tym razem, kiedy zirytowany wadził klucz do
drzwi i otworzył je. Niczego nie świadomy poszedł w stronę sypialni.
A to, co tam zobaczył, przeszło jego najśmielsze
oczekiwania.
Bo dostrzegł dwa ciała splecione ze sobą, poprzytulane i
dziwnie przez sen ułożone. A tymi dwoma ciałami byli właśnie Bickslow i Reneé.
- Co wy…?! – Wrzasnął
Freed, z trudem opierając się plecami o drzwi. Bo takiego widoku to się nie
spodziewał.
Jego wrzask chyba ich obudził. Bo Reneé z trudem wyplątała
się z objęć Bickslowa i usiadła, przecierając palcami oczy.
- Co się dzieje? – Mruknęła sennie.
- Co wy do cholery robicie?! – Krzyknął Freed.
Cóż, ubrania na sobie mieli. Jednak kto wie, czy w środku
nocy byli ubrani…
- No jak to co? Śpimy. A co się robi w łóżku? – Spytała dziewczyna,
patrząc na niego jak na idiotę.
Dopóki ręka Bickslowa nie objęła jej i nie pociągnęła z
powrotem do łóżka.
- Spaaaaaać…
- Ja ci dam spać, do cholery, wszyscy na ciebie czekamy a ty…
- Nie dokończył. Już nie umiał znaleźć odpowiednich słów na niego.
Ale w odpowiedzi tylko dostał poduszką w twarz.
- Idźcie beze mnie… - Jęknął chłopak, wtulając twarz w
piersi dziewczyny.
A ona chyba nie miała nic przeciwko temu, bo jeszcze objęła
rękoma jego głowę, gładząc go po włosach.
- Ty cholerny…
- Dobra, wstajemy – powiedziała w końcu Reneé, ratując
Freeda od konieczności kończenia zdania. I uwolniła się z objęć Bickslowa.
A za jej przykładem i drugi śpioch wstał, z trudem gramoląc
się z łóżka, jakby te przyciągało go swoją własną grawitacją.
~*~
Gajeel wrócił.
Widziała go, jak wszedł do gildii, witając się i będąc
witanym pojedynczymi okrzykami. Widziała jak powiódł spojrzeniem po gidlii,
szukając kogoś. I wiedziała, kogo szukał.
Bo zaraz podszedł do niej i usiadł obok, mierzwiąc dłonią
jej włosy.
Levy zarumieniła się. I ze zdenerwowaniem odwróciła
spojrzenie.
- Nudziłaś się beze mnie? – Spytał Gajeel, szczerząc się
głupio.
Musiała mu powiedzieć. Musiała. Ale bała się… Tak bardzo…
Widziała, jak ze stolika obok Lucy mocno trzymała za nią
kciuki i z zawziętą miną starała się dodać Levy otuchy.
Odetchnęła cicho. I wstała, zmuszając się do uśmiechu.
- Przejdziemy się? – Spytała, starając się wyglądać
normalnie.
Ale chłopak chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Spojrzał na
nią uważnie, jakby samym wzrokiem chciał odczytać jej myśli. A potem skinął
głową.
- Dobra, skoro chcesz – powiedział, wstając.
Wyszli. I szli. Przed siebie powoli, niespiesznie kroczyli
brukowanymi ulicami, co chwilę mijając obcych ludzi, spieszących ku sobie tylko
znanym celom.
- Powiesz mi, co się stało? – Spytał Gajeel.
Czuła na sobie jego uważne spojrzenie. Wiedziała, że nie da
rady długo uciekać. Musiała mu powiedzieć. Teraz albo nigdy.
- Gajeel… Ja… - Zaczęła cicho. Tak cicho, że prawie
niesłyszalnie dla zwykłego człowieka. Ale on był Smoczym Zabójcą, wiedziała że
ją słyszy. – Ja… Ja chyba… Chyba jestem w ciąży… - Wyszeptała.
Słyszała drżenie własnego głosu. Czuła, że przez ściśnięte
gardło ledwo może mówić. I łzy zbierające się w oczach…
Cisza trwała przez dobrą chwilę. Panowała między nimi,
ciężka i pełna napięcia. Chciała, by ktoś ją przerwał. A z drugiej strony bała
się odezwać…
- To wspaniale! – Usłyszała jego głos.
Spojrzała na Gajeela zdezorientowana. A ten szczerzył się
jak głupi. I po chwili znalazła się w jego objęciach, kiedy trzymał ją,
najwyraźniej nie mając zamiaru jej już puścić.
- To wspaniale! – Powtórzył, ciesząc się jak głupi.
- Ale… Ale… - Jęknęła Levy, starając się uwolnić z jego
uścisku. I nie mogła dłużej wytrzymać. Rozpłakała się.
A on, słysząc jej cichy szloch, zaraz rozluźnił uścisk,
spoglądając na nią ze zdezorientowaniem.
- Co się stało?
- No bo… - Zaczęła, starając się powstrzymać płacz. – Ja nie
chcę – okończyła cicho, wycierając wierzchem dłoni łzy z policzków.
Całkowicie nie mogli się teraz zrozumieć. Bo ich podejście
do tego było całkiem inne… Ona rozpaczała. On – cieszył się.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem cię.
- Bo… Ja się boję… - Powiedziała w końcu, ukrywając twarz w dłoniach.
I poczuła na swoich drobnych ramionach jego duże, silne
ręce, szorstkie ale ciepłe.
- Levy – zaczął. A ona oderwała dłonie od twarzy, by na niego
spojrzeć. Uśmiechał się do niej. Ciepło. I z troską. – Nie musisz się bać.
Jestem i zawsze będę przy tobie. I jestem szczęśliwy. Szczęśliwy, bo założyć z
tobą rodzinę to moje największe marzenie.
Nie odpowiedziała. Rozpłakała się, pozwalając, by Gajeel
wziął ją na ręce i jak księżniczkę zaniósł do domu.
~*~
Widziała.
Widziała, jak Makarov
wyszedł z budynku, gdzie odbywało się spotkanie. Widziała jego zirytowaną
twarz. I zaciśnięte w pięści dłonie.
Zaczęło się…
Spękane usta nie
rozciągnęły się w uśmiechu. Tylko dolna warga zadrżała. A po skórze poznaczonej
gdzieniegdzie zmarszczkami spłynęły łzy.
Zaczyna się… To wszystko właśnie się zaczyna…
Ta katastrofa, zagłada, rzeź… To wszystko ma swój początek teraz. W tej chwili.
Nie, nie teraz. To
wszystko ciągnęło się już od dawna. Od bardzo dawna… Ale dopiero teraz Wróżki
zdadzą sobie z tego sprawę.
Z bezgłośnym szlochem
przycisnęła dłonie do starczej twarzy.
Tyle lat…
- Kto tu jest? –
Usłyszała głos.
Mistrz Makarov
rozglądał się dookoła, jakimś cudem wyczuwszy jej obecność.
Odwróciła się. I
zniknęła wśród cieni.
~*~
Było późno.
Mówił Reneé, że ta misja jest krótka i szybka, więc powinien
jeszcze tego samego dnia wrócić. Ale droga pociągiem trochę im się przedłużyła…
Jakieś problemy na trasie były.
Spodziewał się, że Reneé będzie już spać. Nie zdziwiłby się.
Było późno.
Ale z pewnością widok, jaki zastał, go zaskoczył. Bo Reneé,
otulona kocem, siedziała na kanapie. I chyba przysnęła. Czekała na niego? Cały
ten czas?
Uśmiechnął się mimowolnie, podchodząc do niej. Ostrożnie
ściągnął z niej koc. I wziął ją na ręce, starając się jej nie obudzić.
Ale nie udało mu się to.
- Bickslow? – Spytała sennie, przecierając palcami zaspane
oczy.
- Tak. Wróciłem. – Powiedział, uśmiechając się z
rozczuleniem na widok jej drobnej, zaspanej twarzyczki. I kiedy ziewnęła,
przesłaniając usta dłonią.
Zaniósł ją do sypialni. I położył w łóżku, ostrożnie i z
czułością przykrywając ją kołdrą.
- Kolacja… - Zaczęła, starając się podnieść. Ale powstrzymał
ją. I z dłońmi na jej drobnych ramionach z powrotem położył ją do łóżka.
- Śpij, śpij. Dobranoc – powiedział, schylając się nieco i
całując jej czoło.
Skinęła głową. I nim zdążyła odpowiedzieć, usnęła.
Uśmiechnął się, przebierając w piżamę, a raczej same jej
spodnie i kładąc obok niej.
A kiedy rano wyjątkowo postarał się wcześniej od niej wstać
i poszedł do kuchni, zastał na stole wczorajszą kolację.
Starannie nałożoną na talerze, te z kolei z równą
starannością ułożone równo na stoliku. Z dwoma kubkami zimnej już herbaty, ze
sztućcami ustawionymi zgodnie z savoir vivre i wszystkim, co było potrzebne na
pyszną, idealną kolację.
I wszystko było nietknięte, upewniając go w przekonaniu, że
czekała na niego.
~*~
- Czego tylko zechcesz.
Głos rozniósł się po pokoju, dotychczas tak cichym.
Mistrz klęczał na podłodze. Za nim paru jego ludzi, magów najsilniejszych
w jego gildii. A na miejscu, w którym powinien zasiadać Mistrz, siedział ktoś
inny.
Chłopak o krótkich, czarnych włosach. Obracał w dłoni złoty
kielich, w którym kołysała się leniwie czerwona ciecz.
- Czego zechcę?
- Tak, panie. – Przytaknął Mistrz, schylając jeszcze niżej
głowę. – Sprawy przyjęły zły obrót. Makarov zorientował się o wszystkim. Wie o
nas. Nie powiedział tego, ale czuję to… Zataił to przed resztą.
- Cóż mam więc zrobić… - Westchnął chłopak, pochylając się
nad kielichem i wpatrując w swoje własne odbicie.
- Damy ci co tylko zechcesz. Więc proszę, stań po naszej
stronie.
- Mówisz, co tylko zechcę.
Pokój był duży. Ciemne panele skrywał czarny, owalny dywan.
Czerwone, ciemne ściany przyozdobione były trofeami. W różnych swych formach.
Czasem były to łby potworów. A czasem wykrzywione od katuszy, poszarpane i
poranione twarze ludzkie.
Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno. Duże, przesłonięte
ciężkimi, czerwonymi zasłonami.
I to właśnie do niego podszedł chłopak, obejmując dłońmi
złoty kielich.
- Chcę siły. Smoczej siły. Macie mi ją dać. – Powiedział
chłopak, stukając powoli palcem o brzeg naczynia.
- Więc ja…
- Nie. – Przerwał szybko czarnowłosy, odwracając się od
okna. Jego czerwone oczy powiodły po zebranych w pokoju magach. – Nie chcę siły
Smoczego Zabójcy, tej nędznej namiastki prawdziwej potęgi… Chcę siły smoka.
Prawdziwego smoka.
Cisza, która zapanowała, była ciężka. I pełna napięcia.
Atmosfera tak gęsta, że można było ją nożem ciąć i podawać na talerzyku, niby
ciasto.
- Jak mamy…?
- Na ziemi jest Edoliański smok. – Stwierdził cicho chłopak,
wpatrując się w swoje odbicie w czerwonej cieczy. I zdawało się, że zupełnie
zapomniał o magach klęczących przed nim. – Porlyusica. Z Fairy Tail. Jest
potężna… Ma w sobie siłę Niebiańskiego Smoka, smoczą duszę. Ale ludzkie ciało
ją ogranicza… Złapcie ją. I przyprowadźcie do mnie. Ona będzie sowitą zapłatą
za moją pomoc.
- Jak sobie życzysz, panie. – Jiemma jeszcze niżej skłonił
głowę. I tylko odrobina brakowała, by czołem dotknął czarnego dywanu.
Zefer nie odpowiedział. Tylko uniósł kielich, spijając jego
zawartość łapczywie.
Strużka krwi spłynęła po jego podbródku.
~Podobało się? Komentuj!~
Pierwsza.! ^^.
OdpowiedzUsuńRenia, ty mi psychikę zniszczysz! Już nie mówię o wczorajszo-dzisiejszym dniu, bo to pewnie po tym masz taki zboczony humor na spanie z Bickslowem xP
UsuńNiech im nikt nie przeszkadza rano, ja chce widzieć ten namiętny dziki seks!
Hiyakuma: Widać, że jesteś niedopieszczona...
Morda, bo się na tobie wyżyję w następnym rozdziale xD
Ijeee, niech to będzie dziewczynka! Włosy po Gajeelu, oczka po Levy... ^^.
A o spisku się nie wypowiem, poczekam na więcej informacji.
I nie zapomnij o naszej umowie, co masz dodać przy tym "fajnym" rozdziale xD
Druga! *o*
OdpowiedzUsuńJakie to było wspaniałe *o* Renee biedactwo chora :( Trzeba Cię wyleczyć *z zawziętą miną przeszukuje starodawne książki z lekarstwami*
UsuńShiro: Ty i leczenie? Hahaha XDD Dobre sobie, ale Renee zadrowiej :D
-.- Shi~chan... wypierdalaj z tąd! Już! Sio!
Shiro: A-ale... *idzie* D:
I to spanie razem *o* Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3
Zdrowiej i życzę weny ;*
ShaShi ;*
:O
OdpowiedzUsuńDobra, to że to był Zeref to się skapnęłam. Ale Jiemma? Polusia?!
:O :O :O
Mistrzu zaskoczenia, ucz mnie. Jesteś master xD
W tym rozdziale powiało grozą jak jeszcze nigdy. Suuuuper :D
GaLe... to mnie Gajeel zaskoczył! Tzn miałam nadzieję, że jej nie zostawi i w ogóle. Ale "wspaniale?" "Zawsze chciałem założyć z tobą rodzinę" "To było moje marzenie"
...
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Jejujejujejujejujejujejujejujeju! Ale się najarałam xD Będzie mały Gajeelek. Albo Levuś. Albo Gajeelek i Levuś :D. Cudnie ^.^
A Bickslow i Renusia wymiatają, śmiałam się i rozczulałam co chwile!
I baaardzo nie mogę się doczekać dalszej części!!! Tylko najpierw się wykuruj i dojdź do siebie :* Bo jak już nie raz mówiłam, zdrówko najważniejsze kochana :*
Jak zawsze poza podium... Już się ogarniam i czytam ^^
OdpowiedzUsuńRi-chan ma fazę! Cudowny rozdział, Bickslow i Reneé *.*
UsuńKońcówka bardzo tajemnicza, jak ja wytrzymam do nexta?
Moment, w którym pojawił się Fred... bezcenny.
I Levy się przyznała <3 szczerze, to spodziewałam się zupełnie innej reakcji Gajeela :D Ale mam wrażenie, że stanie się coś złego...
Elaav: WYPLUJ TO! Masz to w tej chwili wypluć, zrozumiano?! Dziecku ma się nic nie stać!
Tak, tak... *tfu, tfu*
Pozdrawiam, i jak zawsze życzę weny :]
Ri-chan
Jak tajemniczo i złowrogo skończyłaś. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. I teraz mam pewne przypuszczenia co do tożsamości tej tajemniczej postaci, co zapowiada zakłada FT. Rozdział jeszcze spokojniejszy, bo czuję, że kolejne będą pełne akcji. :)
OdpowiedzUsuńRen miła, zrobiła kolację i w ogóle czekała na chłopaka. Moment, kiedy Freed zobaczył ich razem w łóżku, bezcenne. Co on zbereźnik sobie pomyślał. A oni tylko spali.
Zaskoczyłaś mnie reakcją Gajeel'a na temat ciąży Levy, ale bardzo pozytywnie zresztą. :))
Życzę Ci dużo weny i czasu dla siebie, a przede wszystkim powrotu do zdrowia!
Rozdział mega, mega słodki ale i miał mroczną zapowiedź dalszej akcji.
OdpowiedzUsuńLaxus: znaczy gra gitara
Powaliła mnie reakcja Gajeel on się jak głupi cieszy a Levy rozpacz.
Laxus: znaczy kin szczęśliwa
Zeref chce złapać Prylusicę normalnie muszę przeczytać ciąg dalszy. Dobra dzisiaj krótko bo jakoś mnie głowa boli.
Weny
Yaay, BicksReneé jak zwykle przeesłodziaśne! *.*
OdpowiedzUsuń*jaranie się GaLevusiątkiem*
Nie rozumiem Levy.. Czego ona się boi? No chyba, że zastanawia się czy jej dziecko będzie klamki w doomu zjadać.. razem z ojcem.
*jaranie się GaLevusiątkiem part II*
Na, Ren-chan, zdrowia i weny! ;3
Fajny rozdział,weee!Dzisiaj JA dostałam dwa :).Ok,czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńwszystko git świetna notka ale ja chciałbym też trochę nalu albo chociaż żeby lucy w końcu zaszła w ciąże
OdpowiedzUsuńŁaał, świetne *-*
OdpowiedzUsuńZeref, mój ulubieniec! Czyżby zamienił się w wampira, że musi pić krew?
Dobra, skomentuję później, bo mnie z komputera ściągają ;/
Przez chwile myślałam, że Freed jest zazdrosny O.O Teraz pytanie czy o Bix'a czy o Ren xD Głupi żart ^^ Levi to ma farta z takim facetem ^^ Ale dało się wyczuć, że Gajeel chce małe Gavi xD Strasznie irytuje mnie ta nie wiedza ! Chodzi o smoka, ale chyba nie chcesz nikogo ukatrupić prawda ? Proszę ;-;
OdpowiedzUsuńDAJ MI CIESZYĆ SIĘ PARINGAMI!!! Dlaczego zawsze po jakiejś słodkiej scenie musi następować ta zapowiedź apokalipsy?!
OdpowiedzUsuńGrimmjow: Weź zacznij się jarać paringami, bo nie mogę już tobą wytzymać... =,=
Cichaj~!
A więc BicksReneé *Q* Najlepsze~! Głupi Freed >.< Musiał im zepsuć poranek >.<
I oczwyiście GaVi~! Wielbię~! Levy nie martw się Gajeel jest z tobą ^^
A teraz czas na te złe =,=
JAK TYLKO TKNĄ FAIRY TAIL TO PRZEJDĘ TAM SIĘ Z GRIMMJOWEM!!!
To o tym myślę ^^
A ty Zerefie, odczep się od Porlyusicy >.<
Och, na serio musi być tak źle?!
Grimmjow: Na serio...
Nie pytałam cię o zdanie =.=
Duuuuzio weny i przesyłam duuuzio buziaków i duuuuzio zdrowia~!
~Natuśka-chan & Grimmjow
Ujej!!!!!!!!!!!!!!! Nie bój się Levi!!! Gajeel cię ochorni i będziecie mieli ślicznego dzidziusia! XD Biedny Fried... zniszczę go za to, że to on widział ta scenę, a nie ja... -.- Ale i tak go kocham <3 <3 Pisz, pisz, pisz!!!!!!!! Dużo weny!!! i czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńJestem taka dumna z postawy Gajeela! Aż by się chciało go wyściskać za te słowa normalnie!
OdpowiedzUsuńZ takim facetem, to Levy nie ma się o co bać ;)
No i Zeref.. aż się boję, co się będzie działo dalej..
Obecność tej osoby nie wróży nic dobrego, ale domyślam się, że emocji nie zabraknie.. jak i rzezi, niespodzianek, zwrotów akcji itp ^^
Weny Kochana, dużo dużo weny!
I zdrówka przede wszystkim, bo to jest najważniejsze! <3
Trzymaj się :*
oh :)
OdpowiedzUsuńGajeel zachował się jak prawdziwy facet ^^
Tylko jeszcze Lucy brakuje do ciąży :)
TA katastrofa pochłania mnie coraz bardziej :) nie mogę się doczekać co się bedzie działo:)
życzę weny i zdrowiej :)
mysza715
Zostałaś nominowana do Liebster Award szczegóły u mnie http://opowiadania-fairy-tail.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziś będzie krotko, bo nie mam głowy do pisania bardziej twórczych komentarzy. Wybacz.
OdpowiedzUsuńAle cóż dużo mówić - było po prostu wspaniałe. Romantycznie, czule, zlowieszczo... I było tak dużo mojego ulubionego BicksReneé. I był Zeref, którego kocham. Jej.
Życzę dużo, dużo weny. Na opowiadania, jak i na książkę.
Fajny blok :). może wejdziesz na mój :D http://anime-blog-spot.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńRenee!
OdpowiedzUsuńBickslow!
Renee!
Bickslow!
Jedno łóżko!
Mogę tak w nieskończoność, bo tak się jaram :D
Taak <3
To takie urocze, słodkie i w ogóle, że nawet lepsze od ej radości Gajeela xD
Co on z tą Levy ma...
Ale no słodkie!
Chciałabym zobaczyć minę Freeda :D