środa, 12 czerwca 2013

75 : Niemożliwe

Wrzuciłabym go wcześniej, ale mi neta straciło.
Chyba mnie już nielubi, bo od wczoraj mnie trolluje. I raz jest, a raz nie ._.
Bickslow : Na mnie nie patrz.
Dobra, dobra. Czytajcie, kasztanki! Wiem, że wam się spodoba :3
I jeszcze tak dla informacji - ostatnio skupiam się strasznie na książce. Jak wracam do domu, nie gram, nie rysuję, nie robię nic innego tylko piszę. Jeśli utrzymam tempo, w wakacje będę już szukała wydawnictwa :) Ale mojego pochłonięcia książką nie powinniście jakoś specjalnie poczuć, bo rozdziały chyba nie będą pojawiać się aż tak znowu rzadziej...
Och, ankieta! Ren~chan chyba wymyśliła tytuł do książki (Mój kochany go wymyślił, a mi się spodobał, bo mi pasuje do takiej jednej akcji) i Ren~chan robi ankietę, czy gdybyś zobaczył/-a książkę z takim tytułem, to czy by się on zachęcił do czytania :3 Proszę o szczere odpowiedzi ~ !
Internet, wat r u doin? Internet, stahp! *beczy*

~*~


Nie wiedziałam, w którym momencie to się stało.
Po prostu nagle otworzyłam oczy, gapiąc się bezmyślnie w przestrzeń przed sobą. I potrzebowałam chwili, by do mojego umysłu dobiły się fakty z poprzedniego dnia.
Razem z Bickslowem nie mogliśmy znaleźć mieszkania. Więc powiedział, bym przenocowała u niego. Skończyło się to kłótnią. A teraz obudziłam się na kanapie, leżąc z głową na kolanach chłopaka. A ten, rozwalony, z głową odchyloną do tyłu i opartą o kanapę, pochrapywał cicho, dalej śpiąc.
Było mi wygodnie.
Ale z trudem w końcu wstałam, wiedząc, że spanie cały dzień nic mi nie pomoże.
Ściany w kolorze oliwkowym miejscami skryte były za jakąś komodą, ziejącą pustkami szafką na książki, stolikiem, lustrem pokrytym smugami po nieumiejętnych próbach wyczyszczenia go. Ciemna kanapa, na której spaliśmy, przy nocnym wierceniu pogubiła poduszki, które leżały na dywanie, pokrywającym podłogę na samym środku salony.
- Ren-chan, Ren-chan! – Usłyszałam cichy pisk.
I zaraz przed moją twarzą pojawiło się wszystkie pięć lalek, lewitując. A ja uśmiechnęłam się. I przytknęłam palec do ust.
- Cichutko, bo jeszcze go obudzimy. – Powiedziałam, a lalki zgodziły się, wydając każda z nich ciche „Szzzzzza”
Szybkimi ruchami palców przeczesałam splątane włosy i przeszłam w głąb mieszkania, pozwalając sobie sprawdzić, co gdzie jest.
Przeszłam obok niewielkiej kuchni, która ze stołem pod ścianą i krzesłami stanowiła jednocześnie jadalnię. Beżowe ściany ładnie pasowały do brązowych mebli. Jednak zimne kafelki sprawiły, że nie weszłam tam na razie, tylko poszłam dalej.
Krótki korytarz prowadził do ostatnich dwóch pomieszczeń. I już wiedziałam, co to za pokoje.
Drzwi na lewo prowadziły do sypialni Bickslowa. Z ciekawości zajrzałam. A potem cofnęłam się, zastanawiając, czy czasem nie przeszło tamtędy jakieś tornado.
Ubrania, kołdra, poduszki… Wszystko to walało się po podłodze, pozostawione w całkowitym nieładzie, jakby nikomu nie chciało się tu sprzątać. Niebieskie ściany schowane były za szafką na ubrania oraz wszystkimi plakatami, jakimi były obwieszone, nie pozostawiając wiele wolnego miejsca. Widziałam wszystko. Zespoły muzyczne wszelkiego gatunku, drużyny równie różnorodnych sporów, aktorki i… Kalendarz z pół nagą kobietą.
- Ups, ups… - Pisnęła Pappa, wlatując do pokoju wraz z resztą.
- Ta… Jak on chciał, żebym tu spała… - Mruknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
Dobra, no nic, bądź miła. Gdyby nie on, właśnie budziłabyś się pod mostem, a nie na wygodnej kanapie i jeszcze wygodniejszych kolanach Bickslowa.
Chwyciłam klamkę drzwi i lalki od razu zrozumiały aluzję. Wyleciały szybko z pokoju, bym ich nie zamknęła w środku.
Ostatnim pokojem, do jakiego nie zajrzałam, była łazienka. Ale w tej chwili nie weszłam tam. Może podświadomie bałam się widoku, jaki zastanę zaraz po wyjściu z sypialni, w której przetoczyła się wojna ubrań o dominację nad terenem? A może to mój brzuch, który cichym burczeniem przypomniał mi o sobie?
Na palcach, by nie nahałasować i nie obudzić Bickslowa, przeszłam do kuchni. A tam bez pomocy lalek się nie obyło. Bo pomogły mi znaleźć wszystko, czego potrzebowałam by przygotować śniadanie. Ot, w ramach podziękowania za gościnę.

~*~

Smakowity zapach obudził go.
Momentalnie wyprostował się, ścierając z ust ślinkę, która już mu się zbierała, kiedy tylko poczuł kuszącą woń śniadania.
Nie czuł obok siebie drobnego i ciepłego ciała dziewczyny, która jeszcze wieczorem zasnęła u jego boku. Na kanapie. I w ubraniach.
Ale to szczegół…
Wystarczyła mu chwila, by pogodzić fakty. I, szczerząc się jak idiota z językiem wystawionym na zewnątrz, wstał wsadzając dłonie do kieszeni spodni. I węsząc w powietrzu smakowite zapachy podążył za nimi do źródła miłej niespodzianki…
Stanął u wejścia do kuchni i spojrzał na dziewczynę, która chyba nie zauważyła jego przyjścia. Nic dziwnego, skoro stała tyłem do niego, a przodem do kuchenki, na której przyrządzała śniadanie.
Najzabawniejszym widokiem jednak były jego lalki, które lewitowały przy niej, jakby pochylone nad przyszłym śniadaniem. A kiedy Reneé czegoś potrzebowała, latały po kuchni jak opętane, szukając. I za chwilkę wracając do niej, niosąc na sobie to, czego potrzebowała.
- To idźcie go obudzić, śniadanie prawie gotowe. – Powiedziała nagle dziewczyna, odwracając się w stronę czajnika, który zagwizdał, powiadamiając o zaparzonej już wodzie, gotowej tylko do zalania herbaty.
I wtedy go dostrzegła, opartego ramieniem o framugę i przyglądającego jej się z uśmiechem.
Ten widok chyba nieco ją speszył, bo zarumieniła się, odwracając na moment spojrzenie. Ale kąciki jej ust drgnęły. I sięgnęła dłonią po czajnik.
- Długo tu tak stoisz? – Spytała, nalewając wody do kubków. Słodki zapach herbaty wdarł się w jego nozdrza.
- Tylko chwilkę. Ale z chęcią popatrzyłbym dłużej. Albo nie wypuściłbym cię już stąd do nowego mieszkania, jeśli je znajdziemy. – Stwierdził, wystawiając wesoło język.
- Pf. – Prychnęła cicho dziewczyna, rumieniąc się jeszcze bardziej. I wyciągnęła z jednej z szafek talerze. Skąd wiedziała, że akurat tam są?
Spojrzał znacząco na swoje lalki, które goniły jedna drugą po całej kuchni.
- Chciałam ci jakoś podziękować i tyle. – Powiedziała dziewczyna, znowu stając do niego tyłem i nakładając na talerze śniadania. Którego nie dostrzegł jeszcze zza jej pleców. – Zostałam bez dachu nad głową a ty mi pomogłeś.
- Przyjaciół nie zostawia się w potrzebie, prawda? – Stwierdził, odrywając się w końcu od framugi i kierując się już w stronę stołu. Usiadł.
- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. – Dodała Reneé. I po chwili dostrzegł przed sobą talerz z jego dzisiejszym śniadaniem i kubek pełen parującej jeszcze herbaty. – Dziękuję.
Nie słowa go zszokowały. A jej gest. Bo kiedy mu podziękowała, poczuł też jej usta na swoim czole. Złożyła na jego skórze krótkiego, miłego całusa swoimi ciepłymi, delikatnymi ustami.
I szczerze pożałował, kiedy się od niego oderwała.
Nie zaczął jeszcze jeść. Zaczekał, aż i ona usiądzie przy stole ze swoim śniadaniem. I złączył ze sobą dłonie.
- Itadakimasu. - Mruknął, patrząc z uśmiechem na pysznie wyglądający i jeszcze lepiej pachnący omlet, złożony na pół, z szynką, pomidorami i szczypiorkiem w środku

~*~

Nie, to niemożliwe!
Jeszcze raz w głowie policzyła dni. Spojrzała w kalendarz. I znowu pogrążyła się w liczbach. Zgadzało się… A raczej nie zgadzało! Nic się nie zgadzało! Nie tak powinno być!
Ostatnio… I tyle czasu… Powinna już…
Nie, nie, nie! Nie tak miało być! Nie tak chciała!
Z irytacją odrzuciła kalendarzyk w kąt pokoju i skuliła się na łóżku, wciskając twarz w poduszkę.
Dlaczego ją tu musiało spotkać? Dlaczego?! To niemożliwe… Tak bardzo nie chciała… Nie planowała… Nie była gotowa!
No i jego teraz nie było… Jak wróci będzie musiała mu powiedzieć… Boże, jak ona ma mu powiedzieć?! „Hej, wpadłam”?!
Nie chciała. Tak bardzo nie chciała.
Ale okres spóźniał się jej już parę dni… A wyjaśnienie tego tylko jedno jej się nasuwało.
Levy McGarden zapłakała cicho, wciskając twarz w miękką poduszkę.

~*~

- Świat chyba mnie nie kocha.
- Nie poddawaj się, jeszcze coś znajdziemy! – Zawołał, szturchając mnie łokciem w bok.
A ja tylko obdarzyłam go wkurzonym spojrzeniem.
Przemierzaliśmy brukowane ulice Magnolii dobrych kilka godzin. I znowu nie umieliśmy nic znaleźć.
Najbardziej wkurzyłam się, kiedy już dostrzegłam w oknie jednego w mieszkań wywieszoną kartkę „Na sprzedaż”. Ale kiedy już prawie gnałam do drzwi, dostrzegłam jak facet w garniturze, najpewniej poprzedni właściciel, ściągnął kartkę z napisem. A potem z mieszkania wyszła jakaś parka, obejmująca się i gruchająca słodziutko o tym, jak to nareszcie zamieszkają razem.
Nic, tylko rzygać tęczą.
- Dobra, dobra. Nic nie mówię. – Stwierdził Bickslow, unosząc ręce w obronnym geście.
A ja westchnęłam
Nogi mnie już bolały od ciągłej wędrówki. Ale nie miałam zamiaru się zatrzymać. Musiałam coś znaleźć… Bo nie mogę się na stałe wprowadzić do przyjaciela… Czy mogę?
Nie, ja potrzebowałam własnego kąta. Takiego, do którego nikt nie będzie się pchał, a wiedziałam, że ciekawskość Bickslowa nie pozwoli mi na odrobinę prywatności.
- Nie martw się, nie martw się! – Zaśpiewały lalki, które leciały przed nami wesoło.
I tym samym przyciągały uwagę dzieci, które stawały z szeroko otwartymi buziami i oczkami, patrząc na latające figurki z wymalowanymi śmiesznymi twarzami.
- Przecież możesz na stałe zamieszkać u mnie. Podzielimy się rachunkami i w ogóle… Coś się wymyśli. – Zaproponował Bickslow, szczerząc się jak zwykle.
Zaśmiałam się. I zerknęłam na niego z uśmiechem. I chyba już wiedział, co mi po głowie chodzi…
- Śniadanie smakowało?
- Bardzo. No mówię ci, nie odchodź, będziesz mi gotować…
- Te, tobie jest za dobrze chyba!
Ale nie mogłam poradzić na to, że zaśmiałam się.
I że taka opcja nawet mi pasowała. Bo lubiłam gotować. A w kuchni czułam się dobrze. Tak, w kuchni, właśnie za garami, gotując i zajmując się domem…
- Ale zdajesz sobie sprawę, że jak tylko znajdę mieszkanie, a będę go dalej szukać, wyniosę się? – Spytałam, wsadzając dłonie do kieszeni mojej szarej, długiej bluzy.
- Jeszcze ci się odechce, zobaczysz. – Zapewnił chłopak, zarzucając rękę na moje ramiona. A ja spojrzałam na niego gniewnie.
- Jak dzisiaj rano zobaczyłam twój pokój, to chciałam uciekać na drugi koniec świata. Bałam się, że już coś tam wyhodowałeś i mnie to coś zaatakuje. Dziki ciuchotwór. – Odgryzłam się szybko.
I po chwili oboje śmialiśmy się jak głupki.
- Ciuchotwór, ciuchotwór! – Zaśpiewały lalki, sprawiając, że więcej ludzi oglądało się za nami jak za wariatami.

~*~

- Lu-chan… - Zaczęła cicho Levy, siadając obok swojej przyjaciółki, która znudzonym spojrzeniem wędrowała po wnętrzu gildii.
- Levy-chan! Co jest? – Spytała ciepło dziewczyna, dostrzegając ją.
Nie od razu odpowiedziała. Nerwowo ścisnęła dłonie na kolanach. Zadrżała. I przygryzła dolną wargę, spuszczając spojrzenie na podłogę.
Lucy chyba zrozumiała, że coś jest nie tak, bo uśmiech zszedł z jej twarzy. I spojrzała uważnie na przyjaciółkę, z troską i strachem o nią.
- Co się stało? Nie mów mi, że jesteś śmiertelnie chora, nie przeżyję tego!
- Co? Nie, nie! – Zaprzeczyła szybko Levy i zaśmiała się nerwowo. Zaraz jednak jej uśmiech znowu zniknął.
Jet i Droy ze swojego stoika spoglądali w stronę swojej towarzyszki niepewnie, coś szepcząc między sobą. Natsu nie mając z kim walczyć stał na stole razem z Happy’m, wydurniając się, czym wzbudzał śmiech pozostałych członków gildii.
Ani Gray’a, ani Juvii nie było. Zostali w domu, spędzając czas ze sowim synkiem. Mira zaś jak zawsze stała za barem, obserwując całą wielką rodzinę Wróżek z uśmiechem.
Raijinshu siedziało w niepełnym składzie przy jednym stoliku, rozmawiając najpewniej o tym, jaką misję teraz wybrać. Bickslow, który się tutaj nie pokazał, był z Reneé w poszukiwaniu dla niej mieszkania. Ale ciężko było coś znaleźć. Bo nagle wielu ludzi wprowadziło się do Magnolii. I nikt nie wiedział, czemu.
- Ja… - Zaczęła Levy, miętoląc w dłoni fragment sukienki. – Ale proszę, niemów nikomu!
- Jasne, jasne. Mów, co się stało. - Lucy w pocieszającym geście oparła dłoń na ramieniu przyjaciółki. I uśmiechem zachęciła ją do mówienia.
- Lu-chan… Ja… Ja chyba… Ja chyba zaszłam w ciążę… - Wymamrotała dziewczyna nieskładnie, drżącym głosem.
Między nimi nastąpiła chwila milczenia. A potem obie rozpłakały się, obejmując się nawzajem rękoma. Jednak obie szlochały z całkiem innych powodów.
- Dlaczego wszystkie, tylko nie ja?! – Jęknęła Lucy, wypłakując łzy we włosy przyjaciółki.
- Dlaczego mnie to spotkało?! – Pisnęła Levy, której łzy moczyły ramię drugiej dziewczyny.

~*~

To było bardzo niepokojące. Cisza, jaka zapanowała po jego słowach, całkowicie zepsuła jeszcze niedawno wesoły klimat zebrania.
Wszyscy Mistrzowie patrzyli na niego. Jedni ze zdezorientowaniem. Inni szokiem. Paru miało strach wymalowany na twarzach. A niektórzy postanowili zachować pokerową twarz, unikając zdradzenia emocji, jakie wzbudziły słowa starego Mistrza Fairy Tail.
Makarov przeniósł spojrzenie na tego jednego, spośród wszystkich zgromadzonych tutaj. Należał on akurat do tych, którzy postanowili nie zdradzić się mimiką twarzy. Ale Makarov wiedział. Zbyt wiele przeżył i widział, by cokolwiek go zaskoczyło. Nawet ta… Zdrada.
Czemu więc nie wspomniał o tym akurat na zgromadzeniu? Nie chciał wywołać bójek. Gdyby zdradził wszystko, co wie, niewątpliwie wywiązałaby się walka. A on tego nie chciał. Wolał załatwić to na spokojnie. Bez niepotrzebnych nerwów.
Bo kto powiedział, że nic nie może się zmienić?
Może akurat nic nie będzie tak, jak przewidywał Gajeel…
Mimo, że szansa na stworzony przez Smoczego Zabójcę ciąg wydarzeń był bardzo prawdopodobny. I równie niebezpieczny.

~*~

Popełniła błąd. Źle to wszystko przeliczyła. Pogubiła się w lata, miesiącach, dniach.
Ale to nawet lepiej. Spodziewała się, że To nastąpi lada chwila. A tymczasem Fairy Tail miało przed swoją zagładą jeszcze trochę czasu.
Uśmiechnęła się. Spękane, suche usta rozciągnęły się, pogłębiając zmarszczki w ich kącikach.
Stała. Wśród drzew. Skryta, niewidoczna, od tak wielu lat zapomniana. Ale była tak. Cały czas. Czuwała…
W oknach dużego domu paliło się światło. Mistrzowie gildii zebrali się w tym jednym miejscu na swoje posiedzenie, które często przyrównywano do popijawy, niż kulturalnej dyskusji ważnych osobistości.
Jednak tym razem atmosfera nie była tak wesoła. Nie przypominało to balangi.
Nie musiała tam być, by o tym wiedzieć.
Czekała.
Czekała na ten moment, który zaraz nastąpi, a który zmieni wszystko.
I nic nie będzie tym, na co wygląda…
Lada moment świat się zmieni. Powoli, ale nieuchronnie pogrąży się w chaosie.


~Podobało się? Komentuj!~

18 komentarzy:

  1. Ja wiedziałam.. wiedziałam! Będą małe Galevusiątka! *.*
    A BicksReneé jak zwykle kawaii x3
    Chociaż z opisu.. mój pokój wygląda prawie jak Bickslowa.. to chyba niedobrze xd
    Weny, Ren-chan! (I do bloga i książki ^^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga! <3 Jak zwykle rozdzial swietny! :3 Ale skomentuje do doglebiej jutro xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak Itrazjela od geografii odciągać, jak na jutro pięć tematów do uzupełnienia. e tam. Rzuć gegrę, czytaj od nowa rozdział pięć razy xD
    Będzie mały Redfox (tudzież Redfoxówna, ew. bliźniaki czy inna ciąża mnoga). Genialnie!Już się nie mogę dzieciątka doczekać. Niech się Levy nie martwi, wydaje mi się, że z Gajeela będzie wspaniały tatuś. I Lu, biedna Lu. Każdy, tylko nie ona. Skądże ja to znam...
    Ale rozdział świetny. I niesamowicie budujesz napięcie. Ach, i BicksReneé na początku, wielbię. Cóż... Weny:)
    I jak coś, u mnie na blogu pojawił sie pierwszy rozdział. W razie zainteresowania. Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Potrzebuję chwili na przetworzenie informacji.
    Laxus: To może chwile potrwać
    Ej! No dobra co do rozdziału to jak zwykle ciekawy, świetny itd.
    Laxus: Bickslow nie martw się twój pokój nie jest taki zły Kin mieszka w podobnym.
    Tak wiem że mam bajzel nie musisz mi tego wypominać!
    Laxus: Muszę!
    Będą małe Galeviątka!
    Laxus: Z jednej strony oboje współczujemy Levy tej nieplanowanej ciąży...
    Ale z drugiej cieszę się jak głupia!
    Laxus: Ty jesteś okrutna!
    Tak wiem! BicksReneé jak zwykle słodko! No i oczywiście była mroczna zapowiedź dalszej akcji.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, z resztą jak zawsze :D Gajeel tatusiem. ^^ A Lucynka załamana ._. Aż mi jej szkoda...
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
    DUUUUŻO weny życzy Ri :]
    P.S. Twojego bloga czytam już od dawna, jednak do tej pory bałam się skomentować...
    Jeszcze raz pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam już wczoraj, ale komp mi nawalił :c
    Levy będzie miała malucha :O Zaskoczyłaś mnie, że już! Teraz tylko czekać na reakcje Gajeela >:-] I na to, aż McGarden poczuje instynkt macierzyński :3 I Biedna Lucynka, wcześniej trochę dramatyzowała jak dla mnie, ale teraz to mi jej na prawdę żal =.(

    "Dziki ciuchotwór" hahahaha udało Ci się to! Na prawdę udało! xD W ogóle BicksReneé są po prostu kawaii :D Super wychodzą Ci ich rozmowy, sytuacje... I jak dla mnie lalki Bickslowa nadal są mistrzami w moich oczach :DDD

    Akcja też nie zwalnia, bo to zebranie mistrzów i znów ta tajemnicza starsza kobieta, cudowne zakończenie tego rozdziału przez które już nie mogę doczekać się następnego !

    I pogratulować faceta, bardzo fajny tytuł książki wymyślił i brawa dla niego za wsparcie, które Ci daje przy pisaniu książki.Taki chłopak to skarb, pamiętaj (ale ty o tym pewnie wiesz najlepiej ^.^ ) :3

    Aha, jak uda Ci się wydać książkę daj znać gdzie ją można dostać ;> (Yashie się marzy egzemplarz z autografem autorki O.O xDDD )

    Buziaaaki, standardowo dużo weny i zdrówka, bo to zawsze się przyda ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. O MÓJ BOŻE. Po prostu genialne, z resztą jak zwykle :D już sobie wyobrażam takie małe Gajeele XD kawaii! :3 Bickslow i Renee są przejebiśći, no po prosu ich kocham, a co do Lucy to mi jej strasznie szkoda :( ja chcem małe narwańce ;_; XD Weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Załamałam się ;-; Levy tego nerwowo nie przetrzyma, Lucy też.... Fairy Tail czeka zagłada ;-; Chociaż z drugiej strony cieszę się, że będą małe Gaviątka :3 Aż chce mi się zrobić takie "oooooo... <3" ... Fairy tail to zawsze ma pecha do zagład itp... xD No nic.. rozdział był świetny!! Zagłady, dzieci, BicksRenee... czego chcieć więcej?! A już wiem xD Gajeela chcem więcej *w* A właśnie! To Bicksrenee... <3 Genialne jednym słowem :D
    Weny!! I pisz dalej swoją książkę bo mam nadzieję, że ją wydasz :D
    ~Mika

    OdpowiedzUsuń
  9. SUGOI ! ... Levy w ciąży ... BOMBA ! Ale ja chce żeby Gajeel wrócił bo ciekawa jestem jak na to zareaguję XD ohh Levy spokojnie <3

    Biedna lucyna XD "wszystkie tylko nie ja ~" hehe jeszcze nie wszystkie : D
    Ren-chan albo coś omienełam albo nie wiem czy ty zrobiłaś jakiś paring z Laxusem .? :P

    No to chyba wszystko jakbyś miała czas to mi odpisz na pytanie jak nie to spoczko ^^ no nic rozdział jak zwykle świetny :D zdrowia i duuuużo WENY !

    Pozdrowionka !

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez ciebie jestem ciekawa dwóch rzeczy...
    Ichi: Książki. Książki to ja jestem w cholerę ciekawa, więc jeśli ją wydasz to na pewno kupię... :3
    Nii: Dalszych rozdziałów. Ta tajemnicza osoba mnie straszliwie zaciekawiła... ^^
    W dodatku ciąża Levy~! <3 Gajeel się zdziwi... Hee... ^^
    Buziam i weny~! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Coraz bardziej lubię BicksReneé <3
    Takie dwa uparciuchy, których kłótnie się miło czyta i nie tylko :)
    Czytając opis przygotowań śniadania miałam banana na twarzy
    Zacieszający Bickslow- nie dziwię mu się gdyby mnie obudziły tak miłe zapachy też miałabym zaciesza :)

    Załamana Levy :(
    Jakby tego było mało to jeszcze smutna Lucy :(

    PS. Ja twoją książkę z chęcią kupię

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam ! Wiedziałam, że tak będzie ;p Ale ta końcówka.... Przez nią mam taką pustkę w głowie, że nie wiem co napisać.... Co ty do cholery kombinujesz czarci synu ? o.O

    OdpowiedzUsuń
  13. *o* BicksRenee <3
    Renee przepraszam za brak komentarzy ale ostatnio mało czasu - wiedz że nadrabiam zaległości ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej!
    Przeczytałam wszystko,i wahałam się,czy może nie komentować każdego rozdziału po kolej,ale postanowiłam,że skomentuję tylko ten.
    No więc tak.Bardzo podoba mi się Twój styl pisania,jest taki...lekki.Podobają mi się także paringi w tym opowiadaniu,a najbardziej MirajanexFreed.ONI TEŻ MAJĄ MIEĆ ŚLUB I DZIECI!Ogólnie rzecz biorąc,spodziewałam się,że pierwszą "wpadkę" będzie miała Lucy,a tu Juvia.Potem Levy.I przy Levy po prostu spadłam z krzesła!Mało tego,tak nie chciała mieć dzieci,tak nie chciała,a tu jeb i proszę!Małe Gajeelątka w drodze.Po za tym;gratuluję pisania książki!Masz dwa blogi i jeszcze książkę!Życzę Ci powodzenia ^^.

    Nowa czytelniczka:Alicja

    OdpowiedzUsuń
  15. Aż się głdna zrobiłam...
    No, w tym rozdziale był już dużo rumienienia się ^^
    I nawet całusek :D
    Mam nadzieję że nie znajdzie tego mieszkania T.T
    A myślałam, że Lucy już jest w ciąży ;___;
    A tu Levy... ehhh.. Gajeel tatuś...
    W sumie był już pry jednym porodzie, ale jakby on się dzieckiem zajmował?
    Dziewczyny tak ryczeć zaczęły a w gildii nikt na to uwagi nie zwrócił xd
    Levy jaknie chciała dziecka mieć to mogła ze swoim pragnieniem poczekać na niepłodne dni xDDD
    Rzyganie tęczą <3
    A co Bickslow miał na myśli z tym że była z nim na kanapie w ubraniach? '-'
    Zboczuch jak księżyc!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.