czwartek, 2 maja 2013

68 : Walcz ze mną!

A na spontana taki rozdzialik ot co >.<
Bickslow : Ona tylko sie nad wami znęca, by za szybko nie było GaLevy +...
Ciiiiichoooooo *Zatyka mu usta Pappą* Nie spojleruj >.<

~*~

- Walcz ze mną! – Ryknął Natsu, wskakując ochoczo na bar.
Nikt jednak nie przejął się jego wołaniami. Bo wszyscy zdążyli przywyknąć do tego. Natsu zawsze szukał byle okazji, by z kimś walczyć.
Jednak wyjątkowo nie uwziął się na Gray’a czy Gajeela. Teraz upatrzył sobie na ofiarę Reneé, której jeszcze nie miał okazji „sprawdzić”.
Dziewczyna odstawiła na blat baru szklankę z sokiem, który piła, czytając jakąś książkę. I spojrzała z irytacją na chłopaka.
- Ile razy mam ci powtarzać…
- Walcz ze mną! – Ryknął znowu chłopak, przerywając jej. Jego ręce spowił ogień.
- Nie dasz mi spoko…
- WALCZ ZE MNĄ! – Krzyknął jeszcze głośniej Natsu, nie dając jej dokończyć.
Wkurzyła się chyba. Może nie lubiła, jak ktoś jej się wtrącał, jak mówiła? Najpewniej… Bo nagle, zamkniętą już książką, trzasnęła o bar, aż stłumiony huk rozszedł się po gildii. Natsu cofnął się niepewnie, kiedy dziewczyna wstała.
- Dobrze więc. – Warknęła, spoglądając gniewnie na chłopaka. – Będziemy walczyć.
- Yay! – Zawołał uradowany Natsu, zeskakując z baru. A do dziewczyny podszedł Bickslow.
Martwił się. No bo jeśli ona będzie przyzywać duchy… A Ognisty Smoczy Zabójca nie jest przecież łatwym przeciwnikiem… Będzie z nią źle.
Ale on uśmiechnął się, wystawiając język z czarnym znakiem Fairy Tail.
- Jesteś pewna? – Spytał, spoglądając na Natsu, który już stał na środku gildii, podskakując z podekscytowania w miejscu.
Ci, co mieli chociaż odrobinę rozumu, wycofali się pod ściany wraz ze stolikami. Czyli innymi słowy – powstała im mała arena w środku gildii.
- Tak. – Odpowiedziała spokojnie dziewczyna, ściągając swoją szarą, długą bluzę. I podając ją Bickslowowi. Pod spodem miała białą bluzeczkę na ramiączkach, z rysunkiem misia-pirata. – Jak się z nim nie zmierzę, nie da mi spokoju. Lepiej załatwić to tu i teraz. – Dodała, palcami przeczesując włosy i wiążąc je gumką w wysoko ułożony kucyk.
- Dobra. – Wzruszył ramionami, spoglądając mimo wszystko niepewnie na dwójkę magów, która stanęła naprzeciwko siebie. Natsu już cały płonął do walki. I to dosłownie. Ren-chan zdawała się niezwykle opanowana, kiedy z dłońmi opartymi na biodrach spoglądała na chłopaka. Jakby się zastanawiała.
Jego dzieciaczki, jakby podzielając jego niepokój, wyjątkowo w ciszy latały nad jego głową.

~*~

Natsu będzie silnym przeciwnikiem. Ile to ja się nasłuchałam, czego to on nie zrobił, nie zniszczył… Musiałam dobrze rozważyć, co i kiedy zrobić… Poza tym… Muszę się ograniczać. Bo inaczej może być ze mną źle…
Złączyłam ze sobą dłonie. A następnie wyciągnęłam je do przodu, rozstawiając szeroko palce.
- Mors ultima linea rerum… - Wyszeptałam szybko, widząc, że Natsu już szykuje się do zaatakowania mnie. – Derion.
Z mojego ciała wyskoczyło coś człekopodobnego, na wpół przeźroczystego. Dopiero kiedy się oddalił, sunąc w stronę chłopaka, rozróżniłam poszczególny kończyny. Jedną rękę miał nieco uniesioną, jakby chciał nią sięgnąć, złapać Natsu.
Tak jak myślałam, chłopak nie należał do inteligentnych. Bo zamiast zaatakować bezpośrednio mnie, jako źródło, próbował ognistymi rękoma uderzyć niematerialną duszę. Która, choć nie czuła bólu, to jednak wyła cicho, ilekroć płomień przechodził przez jej wnętrze.
Źle mi z tym było. Jednak musiałam. Użyłam tej duszy tylko po to, by załatwiła mi nieco czasu. Ale… Tak czy siak, zabiorę jego cierpienie… Więc i tak na dobre to wyjdzie.
Złączyłam ponownie dłonie. I zadrżałam w momencie, kiedy chłód ogarnął całe moje ciało.
Dusza Deriona rozpłynęła się. I wróciła do mnie. Zaś Natsu, zdezorientowany, rozejrzał się, jakby szukając swojego przeciwnika.
A potem, z płonącą pięścią, ruszył w moją stronę.

~*~

Nie rozumiał. Ta dusza tak nagle… Znikła. Wprawdzie irytowało go, że nie mógł jej dotknąć nawet… Że po prostu przenikał przez nią… Ale kurde, jeszcze się nie wykazał!
Rozejrzał się. I dostrzegł Reneé. No tak, przecież to z nią miał walczyć!
Z bojowym okrzykiem, zapalając pięść, ruszył na nią.
Przynajmniej dopóki nie potknął się o własne nogi z wrażenia.
Nie spodziewał się tego, co zobaczył.
Bo w jednej chwili, tuż za Reneé, wyrósł niby spod ziemi ciemny, prawie całkiem czarny cień. Cień o płonących, czerwonych oczach i ogromnym, strasznym uśmiechu.
A potem olbrzymie, czarne, zdeformowane łapska spoczęły na drobnych, słabych ramionach dziewczyny. I oboje wsiąkli w podłogę, zupełnie tak, jakby ona też była duchem. A przynajmniej tak mu się zdawało…
Zerwał się na nogi, rozglądając dookoła. Ale nie wyczuł jej zapachu. Tylko resztki tam, gdzie przed chwilą stała.
Kilka cieni przesunęło się po ścianach i suficie. Dezorientowało go to. Nie wiedział, gdzie ma szukać tej prawdziwej. Nie wiedział, gdzie uderzyć. Mógł tylko na ślepo celować…
Z okrzykiem skoczył. I płonącą pięścią uderzył o ścianę. Ciemna dusza pod jego ręką zadrżała. I rozpłynęła się. Fałszywa.
I w tym momencie, w którym na moment opuścił gardę, by zaatakować… Poczuł zimne, twarde coś, co wyrżnęło wprost w jego plecy.
Warknął, spadając na podłogę. Ale kiedy się rozejrzał, nie dostrzegł tego, co go zaatakowało.
Wkurzał się…
Chciał walczyć! Całe jego ciało zapłonęło. Chciał zaatakować. Ale nie zdążył. Bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że wszystkie cienie duchów zniknęły. Poza jednym…
A z tej plamy mroku nagle wyłoniła się dziewczyna.
Nie zaatakował. Bo dostrzegł jej twarz. Była nieprzytomna.
Jego płomienie zgasły. W momencie, kiedy oddzieliła się od sufitu i zaczęła spadać, zerwał się z miejsca.
Złapał ją. W ostatniej chwili. Przeturlali się jeszcze chwilę, nim wyhamował, uderzywszy plecami o bar,
- Wendy! – Ryknął, wypuszczając nieprzytomną dziewczynę.
- Idę! – Wykrzyknęła Podniebna Smocza Zabójczyni, podbiegając do nich.
I już po chwili lecznicza poświata otoczyła dziewczynę. Nie wiedział, co się działo. Ale martwił się nieco. Nie znał do końca jej magii. Czy też jej ograniczeń. Może niechcący doprowadził do czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić?
- Nie chciałem! – Jęknął, gapiąc się na twarz dziewczyny, tak bladą, że prawie białą.
Momentalnie dookoła nich zrobiło się niemałe zbiegowisko. Wszyscy przepychali się, by sprawdzić, co się stało.
 Aż w końcu Wendy wstała.
- Zużyła zbyt wiele magii. Jest na wyczerpaniu. – Poinformowała, otrzepując sukienkę. – Nie mogę dla niej więcej zrobić, ale wzmocniłam jej ciało. Teraz potrzeba jej tylko odpoczynku.
- Czyli…
- Nie, to nie twoja wina, Natsu-san. – Powiedziała dziewczynka. I uśmiechnęła się.

~*~

Otworzyłam oczy. Biel sufitu przebarwiona była czerwienią zachodzącego słońca.
Och… Ile czasu minęło? Czułam się beznadziejnie… Całkiem wypompowana z energii…
- I jak tam? Lepiej ci? – Usłyszałam głos obok siebie.
Przekręciłam głowę, by spojrzeć na Bickslowa, który siedział na krześle, obok łóżka, w którym leżałam. Byliśmy w skrzydle szpitalnym…
- Wody… - Szepnęłam, czując potworną suchość w gardle.
- Już, już.
Obserwowałam, jak chłopak wstał i wyszedł. A potem, z trudem, podniosłam się do siadu. Wszystkie mięśnie mnie bolały. Cholera… Nadwyrężyłam się chyba tą walką…
Kręciło mi się w głowie. Tak bardzo… Docisnęłam dłoń do czoła. I miałam wrażenie, że świat dookoła mnie się chwieje.
- Mam woooo… Oj, oj! Żyj! – Usłyszałam znowu głos.
A potem ręce, które mnie przechyliły w bok. A, nie… Przywróciły mnie do pionu… Tak bardzo mi się kręciło w głowie, że nie wiedziałam, kiedy moje ciało się przechyliło, grożąc spadnięciem z łózka.
- Już mi lepiej… - Mruknęłam, opierając się plecami o zimną ścianę za łóżkiem. I z wdzięcznością przyjęłam szklankę wody, spijając całą jej zawartość w paru łykach.
- Na pewno lepiej? – Spytał chłopak, siadając na krześle.
Nie odpowiedziałam. Tylko spojrzałam na zachodzące słońce. Czerwone promienie wdzierały się brutalnie do pokoju, zabarwiając wszystko swoim odcieniem.
- Wystraszyłaś mnie. – Powiedział Bickslow. Czułam na sobie jego spojrzenie. – Byłaś blada, jakbyś sama już wyzionęła ducha…
- Nigdy nie wyzionę ducha. – Przerwałam mu, dalej jednak na niego nie patrząc. Zachód słońca był zbyt piękny, by oderwać od niego spojrzenie.
- Hmm? Jak to? – Spytał chłopak, jakby nie rozumiejąc.
- Nigdy nie wyzionę ducha. – Powtórzyłam. I uśmiechnęłam się mimowolnie. – Musi być równowaga. Kiedy biorę na siebie cierpienie tamtych dusz, zostaje w nich dziura. Pustka po tym bólu. A tak nie może być… Więc każda z tych dziur jest zapychana fragmentami mojej duszy. Aż nie zostanie ze mnie nic… A raczej tylko pusta powłoka. A mojej duszy już nie będzie. Ni na tym świecie, ni w zaświatach… Nic.
Nie słyszałam już odpowiedzi Bickslowa. Cisza między nami trwała. A ja oglądałam zachód słońca przez okno pokoju w skrzydle szpitalnym.

~Podobało się? Komentuj!~

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No i zaklepalam wreszcie pierwsza miejscowke i doslownie zaginelam w akcji :D i Ty doskonale wiesz dlaczego.. Moj umysl i moje palce nie poradzilyby sobie wczoraj z czyms tak trudnym jak napisanie komentarza -.- (zdecydowanie to zadanie mnie przeroslo :D)
      Co do rozdzialu: jak to pusta powloka? Jak to bez duszy? Nie mozna czegos z tym zrobic? To takie cholernie przytlaczajace.. Przeciez czynisz/ czyni dobro.. Ehh..
      A Bickslow coraz wiecej czasu Ci poswieca :D (dacie sobie wreszcie buzi?:D) no chyba ze cos przegapilam ;D
      buzia kochanie i dziekuje za.. Ty tam wiesz za co:***

      Usuń
  2. Nie spodziewałam się walki Natsu z Ren-chan. Do samego końca trzymałaś nas w niepewności ...
    Nie spodziewałam się, że technika dziewczyny ma taki "skutek uboczny", już samo przyjmowanie bólu dusz jest ogromnym poświęceniem, ale to, że jej dusza że tak powiem rozpada na kawałki- to mnie kompletnie zaskoczyło.
    No nic- pozostało czekać do kolejnego rozdziału.
    Weny, życzę dużo weny. :) :*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ren-chan.. ale się załatwiłaś..
    Na, w każdym bądź razie, rozwaliłabyś Natsu!
    A Bickslow coś często się ostatnio o Ciebie martwi.. dbaj Ty bardziej o siebie x3 Teraz facet pewnie w szoku, po tym co mu powiedziałaś.. Mnie udało Ci się zaskoczyć, aż takie skutki uboczne.. brr, z lekka przerażająca perspektywa..
    Weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za dramatyczne zakończenie ! Ren ! Ty masz żyć D: Ja nie chce by cię nie było ! Buuu !

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Bickslow Przeżył szok :( :( Teraz to się już będzie ciągle martwił o Ciebie. Nie rób mu tego ...
    Myślałam, że odczuwanie cierpienia tych dusz to największy skutek uboczny. A tu takie coś :( :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojj Natsu, Natsu, ten wciąż to samo :D Ale Renuś przesadziła, ma dbać o siebie a nie... Bickslow z każdym rozdziałem robi się co raz bardziej troskliwy ;p I ogólnie rozdział były sympatyczny, gdyby nie końcówa, która zasmuciała mnie przeogromnie ;c Ale faktem jest, że napisałaś kolejny rewelacyjny rozdział :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ty możesz tak sobie znikać?! Ni tu, ni tam... Wnerwiłam się, wiesz? =_=
    Nie ważne... W każdym razie rozdział taki luźny, więc fajnie. :3 Kolejna dawka BicksRenee, co też mnie bardzo ucieszyło. ^^ A także Natsu... No to tyle w tym temacie... :D
    Czekam na kolejną notkę~! <3

    Pozdrawiam i weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Najpierw jesteś, później cię nie ma, później jesteś, ale nieprzytomna.. Niezła magia :0
    Ren-chan ma o siebie dbać, a nie popisywać przed gildią xD A te jej wyznanie pod koniec.. oj ;( Ja już sobie wyobrażam, co sobie pomyślał Bickslow.
    W każdym razie - weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przegapiłam jeden rozdział T.T. Ale na szczęście szybko go nadrobiłam!
    Grimmjow: Przejdź do komentarza!
    Już, już... A więc, po pierwsze: Bickslow x Reneé *Q*. Jak słodko~! A teraz dalej: Jak to?! Czyli że Reneé umrze?! WHY?! Oby nie!
    Pozdrawiam i życzę weny~!
    ~Natuśka-chan

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to? Takie puste coś? Fe, nie podoba mi się taka opcja, że ciało Renee będzie sobie chodzić po Magnolii jak jakieś niby zombie.
    Ale walka przednia, oczywiście Natsu musiał się popisać intelektem...
    A Renee też nie lepsza.! Zamiast przerwać walkę to musiała się wykończyć.
    W ogóle czym było to czarne cuś? Będziesz mi musiała wytłumaczyć na gg bo nic nie zrozumiałam xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Renee, chyba nie zamierzasz wykończyć samej siebie w tym opowiadaniu, co?
    Jakby ta magia nie miała dość efektów ubocznych, to jeszcze to!
    Bicks&Renee!
    Czy mi się wydaje, czy Bickslow naprawdę ostatnio coraz bardziej martwi się o Ren-chan?
    Ale to co mu powiedziała... Musiał przeżyć niezły szok.
    Rewelacyjny rozdział, weny! ;33

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadgoniłam *.* Jestem już na bierząco!! ^_^ Wspaniały rozdzialik, jednak to znikanie Twojej duszy mi sie nie podoba. Nie chcę byś zniknęła!! BUUUUU!!! T^T *beczy*

    OdpowiedzUsuń
  13. No No No rozdział świetny ^v^ troche szkoda mi Renee, ale Bickslow robi sie coraz bardziej troskliwy więc na pewno się nią zajmie ;P A tak poza tym dotarły do mnie plotki o GaLevy +18 ;D czy to prawda??? xD (Bickslow się wygadał;3)
    Weny, weny dużo życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Hohohoh, może zacznę od tego, że czuję GaLevy +18 ^^
    Nie mogę się doczekać :D
    Co się z tą Renee dzieje, że tak szybko traci magię w walce?
    Ej, to z tą duszą...
    Czyli jak wszystkie duchy ją opuszczą to ona umrze? ;___;
    Głupia ta moc, ona jest biedna i znowu będzie cierpieć...
    Mam nadzieję że Bickslow zostanie tym razem przy niej :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.