A na spontana taki rozdzialik ot co >.<
Bickslow : Ona tylko sie nad wami znęca, by za szybko nie było GaLevy +...
Ciiiiichoooooo *Zatyka mu usta Pappą* Nie spojleruj >.<
~*~
- Walcz ze mną! – Ryknął Natsu, wskakując ochoczo na bar.
Nikt jednak nie przejął się jego wołaniami. Bo wszyscy
zdążyli przywyknąć do tego. Natsu zawsze szukał byle okazji, by z kimś walczyć.
Jednak wyjątkowo nie uwziął się na Gray’a czy Gajeela. Teraz
upatrzył sobie na ofiarę Reneé, której jeszcze nie miał okazji „sprawdzić”.
Dziewczyna odstawiła na blat baru szklankę z sokiem, który
piła, czytając jakąś książkę. I spojrzała z irytacją na chłopaka.
- Ile razy mam ci powtarzać…
- Walcz ze mną! – Ryknął znowu chłopak, przerywając jej.
Jego ręce spowił ogień.
- Nie dasz mi spoko…
- WALCZ ZE MNĄ! – Krzyknął jeszcze głośniej Natsu, nie dając
jej dokończyć.
Wkurzyła się chyba. Może nie lubiła, jak ktoś jej się
wtrącał, jak mówiła? Najpewniej… Bo nagle, zamkniętą już książką, trzasnęła o
bar, aż stłumiony huk rozszedł się po gildii. Natsu cofnął się niepewnie, kiedy
dziewczyna wstała.
- Dobrze więc. – Warknęła, spoglądając gniewnie na chłopaka.
– Będziemy walczyć.
- Yay! – Zawołał uradowany Natsu, zeskakując z baru. A do
dziewczyny podszedł Bickslow.
Martwił się. No bo jeśli ona będzie przyzywać duchy… A
Ognisty Smoczy Zabójca nie jest przecież łatwym przeciwnikiem… Będzie z nią
źle.
Ale on uśmiechnął się, wystawiając język z czarnym znakiem
Fairy Tail.
- Jesteś pewna? – Spytał, spoglądając na Natsu, który już
stał na środku gildii, podskakując z podekscytowania w miejscu.
Ci, co mieli chociaż odrobinę rozumu, wycofali się pod
ściany wraz ze stolikami. Czyli innymi słowy – powstała im mała arena w środku
gildii.
- Tak. – Odpowiedziała spokojnie dziewczyna, ściągając swoją
szarą, długą bluzę. I podając ją Bickslowowi. Pod spodem miała białą bluzeczkę
na ramiączkach, z rysunkiem misia-pirata. – Jak się z nim nie zmierzę, nie da
mi spokoju. Lepiej załatwić to tu i teraz. – Dodała, palcami przeczesując włosy
i wiążąc je gumką w wysoko ułożony kucyk.
- Dobra. – Wzruszył ramionami, spoglądając mimo wszystko
niepewnie na dwójkę magów, która stanęła naprzeciwko siebie. Natsu już cały
płonął do walki. I to dosłownie. Ren-chan zdawała się niezwykle opanowana,
kiedy z dłońmi opartymi na biodrach spoglądała na chłopaka. Jakby się
zastanawiała.
Jego dzieciaczki, jakby podzielając jego niepokój, wyjątkowo
w ciszy latały nad jego głową.
~*~
Natsu będzie silnym przeciwnikiem. Ile to ja się
nasłuchałam, czego to on nie zrobił, nie zniszczył… Musiałam dobrze rozważyć,
co i kiedy zrobić… Poza tym… Muszę się ograniczać. Bo inaczej może być ze mną
źle…
Złączyłam ze sobą dłonie. A następnie wyciągnęłam je do
przodu, rozstawiając szeroko palce.
- Mors ultima linea rerum… - Wyszeptałam szybko, widząc, że
Natsu już szykuje się do zaatakowania mnie. – Derion.
Z mojego ciała wyskoczyło coś człekopodobnego, na wpół przeźroczystego.
Dopiero kiedy się oddalił, sunąc w stronę chłopaka, rozróżniłam poszczególny
kończyny. Jedną rękę miał nieco uniesioną, jakby chciał nią sięgnąć, złapać
Natsu.
Tak jak myślałam, chłopak nie należał do inteligentnych. Bo
zamiast zaatakować bezpośrednio mnie, jako źródło, próbował ognistymi rękoma
uderzyć niematerialną duszę. Która, choć nie czuła bólu, to jednak wyła cicho,
ilekroć płomień przechodził przez jej wnętrze.
Źle mi z tym było. Jednak musiałam. Użyłam tej duszy tylko
po to, by załatwiła mi nieco czasu. Ale… Tak czy siak, zabiorę jego cierpienie…
Więc i tak na dobre to wyjdzie.
Złączyłam ponownie dłonie. I zadrżałam w momencie, kiedy
chłód ogarnął całe moje ciało.
Dusza Deriona rozpłynęła się. I wróciła do mnie. Zaś Natsu,
zdezorientowany, rozejrzał się, jakby szukając swojego przeciwnika.
A potem, z płonącą pięścią, ruszył w moją stronę.
~*~
Nie rozumiał. Ta dusza tak nagle… Znikła. Wprawdzie
irytowało go, że nie mógł jej dotknąć nawet… Że po prostu przenikał przez nią…
Ale kurde, jeszcze się nie wykazał!
Rozejrzał się. I dostrzegł Reneé. No tak, przecież to z nią
miał walczyć!
Z bojowym okrzykiem, zapalając pięść, ruszył na nią.
Przynajmniej dopóki nie potknął się o własne nogi z
wrażenia.
Nie spodziewał się tego, co zobaczył.
Bo w jednej chwili, tuż za Reneé, wyrósł niby spod ziemi
ciemny, prawie całkiem czarny cień. Cień o płonących, czerwonych oczach i
ogromnym, strasznym uśmiechu.
A potem olbrzymie, czarne, zdeformowane łapska spoczęły na
drobnych, słabych ramionach dziewczyny. I oboje wsiąkli w podłogę, zupełnie
tak, jakby ona też była duchem. A przynajmniej tak mu się zdawało…
Zerwał się na nogi, rozglądając dookoła. Ale nie wyczuł jej
zapachu. Tylko resztki tam, gdzie przed chwilą stała.
Kilka cieni przesunęło się po ścianach i suficie.
Dezorientowało go to. Nie wiedział, gdzie ma szukać tej prawdziwej. Nie
wiedział, gdzie uderzyć. Mógł tylko na ślepo celować…
Z okrzykiem skoczył. I płonącą pięścią uderzył o ścianę.
Ciemna dusza pod jego ręką zadrżała. I rozpłynęła się. Fałszywa.
I w tym momencie, w którym na moment opuścił gardę, by
zaatakować… Poczuł zimne, twarde coś, co wyrżnęło wprost w jego plecy.
Warknął, spadając na podłogę. Ale kiedy się rozejrzał, nie
dostrzegł tego, co go zaatakowało.
Wkurzał się…
Chciał walczyć! Całe jego ciało zapłonęło. Chciał
zaatakować. Ale nie zdążył. Bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że wszystkie
cienie duchów zniknęły. Poza jednym…
A z tej plamy mroku nagle wyłoniła się dziewczyna.
Nie zaatakował. Bo dostrzegł jej twarz. Była nieprzytomna.
Jego płomienie zgasły. W momencie, kiedy oddzieliła się od
sufitu i zaczęła spadać, zerwał się z miejsca.
Złapał ją. W ostatniej chwili. Przeturlali się jeszcze
chwilę, nim wyhamował, uderzywszy plecami o bar,
- Wendy! – Ryknął, wypuszczając nieprzytomną dziewczynę.
- Idę! – Wykrzyknęła Podniebna Smocza Zabójczyni,
podbiegając do nich.
I już po chwili lecznicza poświata otoczyła dziewczynę. Nie
wiedział, co się działo. Ale martwił się nieco. Nie znał do końca jej magii.
Czy też jej ograniczeń. Może niechcący doprowadził do czegoś, co mogłoby jej
zaszkodzić?
- Nie chciałem! – Jęknął, gapiąc się na twarz dziewczyny,
tak bladą, że prawie białą.
Momentalnie dookoła nich zrobiło się niemałe zbiegowisko.
Wszyscy przepychali się, by sprawdzić, co się stało.
Aż w końcu Wendy wstała.
- Zużyła zbyt wiele magii. Jest na wyczerpaniu. –
Poinformowała, otrzepując sukienkę. – Nie mogę dla niej więcej zrobić, ale
wzmocniłam jej ciało. Teraz potrzeba jej tylko odpoczynku.
- Czyli…
- Nie, to nie twoja wina, Natsu-san. – Powiedziała dziewczynka.
I uśmiechnęła się.
~*~
Otworzyłam oczy. Biel sufitu przebarwiona była czerwienią
zachodzącego słońca.
Och… Ile czasu minęło? Czułam się beznadziejnie… Całkiem
wypompowana z energii…
- I jak tam? Lepiej ci? – Usłyszałam głos obok siebie.
Przekręciłam głowę, by spojrzeć na Bickslowa, który siedział
na krześle, obok łóżka, w którym leżałam. Byliśmy w skrzydle szpitalnym…
- Wody… - Szepnęłam, czując potworną suchość w gardle.
- Już, już.
Obserwowałam, jak chłopak wstał i wyszedł. A potem, z
trudem, podniosłam się do siadu. Wszystkie mięśnie mnie bolały. Cholera…
Nadwyrężyłam się chyba tą walką…
Kręciło mi się w głowie. Tak bardzo… Docisnęłam dłoń do
czoła. I miałam wrażenie, że świat dookoła mnie się chwieje.
- Mam woooo… Oj, oj! Żyj! – Usłyszałam znowu głos.
A potem ręce, które mnie przechyliły w bok. A, nie…
Przywróciły mnie do pionu… Tak bardzo mi się kręciło w głowie, że nie
wiedziałam, kiedy moje ciało się przechyliło, grożąc spadnięciem z łózka.
- Już mi lepiej… - Mruknęłam, opierając się plecami o zimną
ścianę za łóżkiem. I z wdzięcznością przyjęłam szklankę wody, spijając całą jej
zawartość w paru łykach.
- Na pewno lepiej? – Spytał chłopak, siadając na krześle.
Nie odpowiedziałam. Tylko spojrzałam na zachodzące słońce.
Czerwone promienie wdzierały się brutalnie do pokoju, zabarwiając wszystko
swoim odcieniem.
- Wystraszyłaś mnie. – Powiedział Bickslow. Czułam na sobie
jego spojrzenie. – Byłaś blada, jakbyś sama już wyzionęła ducha…
- Nigdy nie wyzionę ducha. – Przerwałam mu, dalej jednak na
niego nie patrząc. Zachód słońca był zbyt piękny, by oderwać od niego
spojrzenie.
- Hmm? Jak to? – Spytał chłopak, jakby nie rozumiejąc.
- Nigdy nie wyzionę ducha. – Powtórzyłam. I uśmiechnęłam się
mimowolnie. – Musi być równowaga. Kiedy biorę na siebie cierpienie tamtych
dusz, zostaje w nich dziura. Pustka po tym bólu. A tak nie może być… Więc każda
z tych dziur jest zapychana fragmentami mojej duszy. Aż nie zostanie ze mnie
nic… A raczej tylko pusta powłoka. A mojej duszy już nie będzie. Ni na tym
świecie, ni w zaświatach… Nic.
Nie słyszałam już odpowiedzi Bickslowa. Cisza między nami
trwała. A ja oglądałam zachód słońca przez okno pokoju w skrzydle szpitalnym.
~Podobało się? Komentuj!~
Pierwsza!!
OdpowiedzUsuńNo i zaklepalam wreszcie pierwsza miejscowke i doslownie zaginelam w akcji :D i Ty doskonale wiesz dlaczego.. Moj umysl i moje palce nie poradzilyby sobie wczoraj z czyms tak trudnym jak napisanie komentarza -.- (zdecydowanie to zadanie mnie przeroslo :D)
UsuńCo do rozdzialu: jak to pusta powloka? Jak to bez duszy? Nie mozna czegos z tym zrobic? To takie cholernie przytlaczajace.. Przeciez czynisz/ czyni dobro.. Ehh..
A Bickslow coraz wiecej czasu Ci poswieca :D (dacie sobie wreszcie buzi?:D) no chyba ze cos przegapilam ;D
buzia kochanie i dziekuje za.. Ty tam wiesz za co:***
Nie spodziewałam się walki Natsu z Ren-chan. Do samego końca trzymałaś nas w niepewności ...
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że technika dziewczyny ma taki "skutek uboczny", już samo przyjmowanie bólu dusz jest ogromnym poświęceniem, ale to, że jej dusza że tak powiem rozpada na kawałki- to mnie kompletnie zaskoczyło.
No nic- pozostało czekać do kolejnego rozdziału.
Weny, życzę dużo weny. :) :*
Pozdrawiam
Ren-chan.. ale się załatwiłaś..
OdpowiedzUsuńNa, w każdym bądź razie, rozwaliłabyś Natsu!
A Bickslow coś często się ostatnio o Ciebie martwi.. dbaj Ty bardziej o siebie x3 Teraz facet pewnie w szoku, po tym co mu powiedziałaś.. Mnie udało Ci się zaskoczyć, aż takie skutki uboczne.. brr, z lekka przerażająca perspektywa..
Weny! ;3
Co za dramatyczne zakończenie ! Ren ! Ty masz żyć D: Ja nie chce by cię nie było ! Buuu !
OdpowiedzUsuńBiedny Bickslow Przeżył szok :( :( Teraz to się już będzie ciągle martwił o Ciebie. Nie rób mu tego ...
OdpowiedzUsuńMyślałam, że odczuwanie cierpienia tych dusz to największy skutek uboczny. A tu takie coś :( :(
Ojj Natsu, Natsu, ten wciąż to samo :D Ale Renuś przesadziła, ma dbać o siebie a nie... Bickslow z każdym rozdziałem robi się co raz bardziej troskliwy ;p I ogólnie rozdział były sympatyczny, gdyby nie końcówa, która zasmuciała mnie przeogromnie ;c Ale faktem jest, że napisałaś kolejny rewelacyjny rozdział :***
OdpowiedzUsuńJak ty możesz tak sobie znikać?! Ni tu, ni tam... Wnerwiłam się, wiesz? =_=
OdpowiedzUsuńNie ważne... W każdym razie rozdział taki luźny, więc fajnie. :3 Kolejna dawka BicksRenee, co też mnie bardzo ucieszyło. ^^ A także Natsu... No to tyle w tym temacie... :D
Czekam na kolejną notkę~! <3
Pozdrawiam i weny! :*
Najpierw jesteś, później cię nie ma, później jesteś, ale nieprzytomna.. Niezła magia :0
OdpowiedzUsuńRen-chan ma o siebie dbać, a nie popisywać przed gildią xD A te jej wyznanie pod koniec.. oj ;( Ja już sobie wyobrażam, co sobie pomyślał Bickslow.
W każdym razie - weny!
Przegapiłam jeden rozdział T.T. Ale na szczęście szybko go nadrobiłam!
OdpowiedzUsuńGrimmjow: Przejdź do komentarza!
Już, już... A więc, po pierwsze: Bickslow x Reneé *Q*. Jak słodko~! A teraz dalej: Jak to?! Czyli że Reneé umrze?! WHY?! Oby nie!
Pozdrawiam i życzę weny~!
~Natuśka-chan
Jak to? Takie puste coś? Fe, nie podoba mi się taka opcja, że ciało Renee będzie sobie chodzić po Magnolii jak jakieś niby zombie.
OdpowiedzUsuńAle walka przednia, oczywiście Natsu musiał się popisać intelektem...
A Renee też nie lepsza.! Zamiast przerwać walkę to musiała się wykończyć.
W ogóle czym było to czarne cuś? Będziesz mi musiała wytłumaczyć na gg bo nic nie zrozumiałam xD
Renee, chyba nie zamierzasz wykończyć samej siebie w tym opowiadaniu, co?
OdpowiedzUsuńJakby ta magia nie miała dość efektów ubocznych, to jeszcze to!
Bicks&Renee!
Czy mi się wydaje, czy Bickslow naprawdę ostatnio coraz bardziej martwi się o Ren-chan?
Ale to co mu powiedziała... Musiał przeżyć niezły szok.
Rewelacyjny rozdział, weny! ;33
Nadgoniłam *.* Jestem już na bierząco!! ^_^ Wspaniały rozdzialik, jednak to znikanie Twojej duszy mi sie nie podoba. Nie chcę byś zniknęła!! BUUUUU!!! T^T *beczy*
OdpowiedzUsuńNo No No rozdział świetny ^v^ troche szkoda mi Renee, ale Bickslow robi sie coraz bardziej troskliwy więc na pewno się nią zajmie ;P A tak poza tym dotarły do mnie plotki o GaLevy +18 ;D czy to prawda??? xD (Bickslow się wygadał;3)
OdpowiedzUsuńWeny, weny dużo życzę ;*
Hohohoh, może zacznę od tego, że czuję GaLevy +18 ^^
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać :D
Co się z tą Renee dzieje, że tak szybko traci magię w walce?
Ej, to z tą duszą...
Czyli jak wszystkie duchy ją opuszczą to ona umrze? ;___;
Głupia ta moc, ona jest biedna i znowu będzie cierpieć...
Mam nadzieję że Bickslow zostanie tym razem przy niej :D