Kon-ba-wa.
Na wstęp - znowu mam doła. Niestety. Pamiętajcie dzieci kochane (kobitki), chłopcy to zło wcielone, czarcie syny, kiepy i zaraza wszelaka, z dala od nich się trzymać, jak ognia wystrzegać, a najlepiej to ci osikowym krzyżem poganiać, wodą święconą zakropion.
Bickslow : Ogłoszenia parafialne ~ !
Uno. Ren~chan założyła swojego fanpejdża. Ot, dla pożytku jakiego. Wy będziecie mogli nam zadać pytanie, by na nie odpowiedzieć jasno i w miarę szybko, a także będziecie mogli wiedzieć, jak nam (jej) idzie pisanie następnego rozdziału, czy to do bloga czy do książki. Same plusy, czy nie?! No, to adresa tu wam podaję, a niedługo pojawi się jakiś banner czy coś, pod bannerem z "Aye, sir :3"
Reneé na fejsie ~ !
(Poprzednią stronę skasowałam bo... Szczerze, spieprzyłam sprawę, bom nieogarnięta była... ^.^' )
(Poprzednią stronę skasowałam bo... Szczerze, spieprzyłam sprawę, bom nieogarnięta była... ^.^' )
Duo. Ktoś z was lajkął fanpejdża, na którym Ren~chan jest adminką? Nie? To lajkować, banner macie z lewej u góry, takie wielkie i żółte. Miło by mi było, jakbyście tam zaglądali i czasem jakieś zamówienie złożyli :3
Tres. Rozdział ten zawiera... Drastyczne fragmenty. Jak wnioskować zresztą po tytule. Więc... Oznaczę to w odpowiednim momencie, ale radzę, by ci co jedzą, mają słabe nerwy i boją się, że nie zasną w nocy, przełożą czytanie tego fragmentu na kiedy indziej.
Quattro. Czytajcie i nie bójcie się ~ !
~*~
- Levy~chaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaan!
Głos przyjaciółki jako pierwszy zwrócił jej uwagę zaraz po
przekroczeniu progu gildii. A zaraz potem czyjeś ciepłe ręce oplatające ją. I
delikatny dotyk cudzego policzka na jej własnym. Lucy obejmowała ją i tuliła
się do niej z nieszczęśliwym wyrazem twarzy.
- Lu-chan! – Odpowiedziała wesoło i również objęła
przyjaciółkę. Ale nie umknęło jej zmartwiony wyraz twarzy dziewczyny. – Co się
stało?
- Natsu i Gajeel się bardzo dziwnie zachowują. – Wyszeptała
jej. Jakby bojąc się, że ktoś niepowołany to usłyszy.
Dziwnie się zachowują…? Obejrzała się ponad ramieniem
przyjaciółki. I dostrzegła. Dwóch Smoczych Zabójców siedzących przy jednym
stoliku, zaciekle o czymś szepcząc między sobą. Rzeczywiście, dziwne. Nie
wyglądali nigdy na chętnych do dłuższej konwersacji.
- E tam, przesadzasz. Pewno tylko sobie rozmawiają, jak dwa
Smoczy Zabójcy. Wiesz, pewnie gadają o smokach albo coś takiego… - Powiedziała
Levy, zupełnie się tym nie przejmując.
Chwytając Lucy za rękę pociągnęła ją do baru, machając już z
daleka innym dziewczynom.
- Tadaima!
~*~
Teraz już miała wrażenie, że Natsu całkiem jej unikał. Cały
czas wychodził z domu i gdzieś znikał. Nawet Happy się martwił. Ale nawet,
jeśli kot coś wiedział, nic nie chciał powiedzieć Lucy.
I była tym zdołowana. Nie mogła się niczego dowiedzieć.
Przynajmniej nie od Natsu. I skończył się na tym, że pewnego dnia po prostu
stała przed drzwiami domu, gdzie mieszkał Gajeel. Skoro nie mogła się
dowiedzieć niczego od Natsu, spyta się Gajeela. On musi coś wiedzieć. Skoro
cały czas tak zaciekle o czymś dyskutują…
Biorąc głęboki oddech na uspokojenie uniosła rękę i
zapukała.
A chwila ciszy się przeciągała.
Już myślała, że nie ma go w domu. Że jest z Levy. To było
najbardziej prawdopodobne. Nerwowo zaciskając dłonie na pasku swojej torebki
już chciała odejść, gdy usłyszała. Ten charakterystyczny odgłos, który wydawał
otwierający się zamek. Spojrzała z nadzieją na drzwi. I kiedy tylko się
uchyliły, ukazując jej postać Gajeela, odetchnęła cicho z ulgą.
- Lucy? Co ty tu robisz? – Spytał, jakby zaskoczony,
poprawiając jeszcze najpewniej na szybko naciągniętą bluzę z długimi rękawami.
Nie widziała wcześniej, by ubierał cichy zasłaniające mu
ręce.
- Chciałabym z tobą
porozmawiać… O pewnej sprawie.
Najpierw, Gajeel spojrzał na nią podejrzliwie. Zaraz potem
jednak cofnął się nieco i wpuścił ją do środka.
Weszła, dalej niespokojnie zaciskając palce na pasku
torebki. Pierwszy raz znalazła się u Gajeela. Znając dość… gwałtowną naturę
maga, nie bardzo wiedziała, jak się zachować.
Będąc z nim sam na sam.
- O czym chciałaś pogadać? – Spytał, tak od razu. Wsadził
dłonie do kieszeni spodni. I nieco przygarbiony, jakby znudzony, skierował
kroki w głąb mieszkania. Poszła za nim, by po chwili znaleźć się w salonie. Jak
jej wskazał, tak usiadła. Niepewnie rozglądając się jednocześnie po walających
się wszędzie kawałkach żelaza.
- No? – Warknął, jakby zirytowany tym, że nie odpowiedziała.
Drgnęła lekko. I spojrzała na niego. Na jego zirytowany
wyraz warzy. Jakby wiecznie ten sam…
Co Levy do cholery w nim widzi?!
- Wy… Ty i Natsu cały czas dziwnie się zachowujecie. Cały
czas o czymś szeptacie. I co raz częściej mam wrażenie, że Natsu mnie unika.
Chcę wiedzieć, o co wam chodzi. Martwię się o niego.
Gajeel, w irytacji, ścisnął palcami nasadę nosa, zamykając
oczy.
- Tylko po to przyszłaś? – Warknął, łokieć drugiej ręki
opierając na kolanie.
Czuła podenerwowanie obecną sytuacją.
- No… Tak… Chcę wiedzieć! Powiedz mi, co się dzieje! Ja…
Przerwał jej, uderzając otwartą dłonią o stolik między nimi.
Nagle przestraszona podskoczyła niemal w miejscu, patrząc na niego szeroko
otwartymi oczami.
- Nie rozśmiesza mnie. Nie wiem nic o tym twoim Natsu. Bo
wielce mnie interesuje jego życiorys. Jakże mi przykro, że nie mogę ci pomóc. A
teraz… Won stąd, jeśli to wszystko. – Warkną.
Zdenerwowana jego zachowaniem, ale też bojąc się mu jakoś
wygarnąć, posłusznie wstała i wyszła. Bo pamiętała jeszcze czasy za Phantom
Lord. I dalej uznawała go za nieobliczalnego. W gildii to co innego, ale sam na
sam… Trochę się go bała.
Westchnęła niechętnie, słysząc za sobą trzask drzwi. Więc
nic się nie dowiedziała.
I odeszła, zaciskając dłonie na pasku torebki.
~*~
- Podsłuchałem, jak ktoś mówił coś o jakichś smokach. Na południe
od Acalyphy.
- To idziemy!
- Idziemy. Ale jutro. Z samego rana.
- Eeee? Po co czas marnować!
- Powiedz… Powiedz Lucy. O tym, że jedziemy szukać smoków.
- No dobra…
- Nie jęcz. Żonę własną zostawisz bez słowa?
- Racja, nie mogę ot tak iść! No i co z Happy’m?
- Happy’ego weźmiemy. Przyda się.
~*~
[ALERT, drastyczne sceny. Jeśli masz słabe nerwy lub coś jesz, nie czytaj dalej!]
[ALERT, drastyczne sceny. Jeśli masz słabe nerwy lub coś jesz, nie czytaj dalej!]
Miała wrażenie, cholernie denerwujące wrażenie, że Gajeel
jej unika.
Tak, jak nigdy. Choć dalej odprowadzał ją, kiedy gdzieś
szła, to nie zostawał przy niej. Odchodził, by zająć się czymś, co tak bardzo
pochłaniało uwagę i jego, i Natsu.
Lu-chan miała rację. Coś z nimi jest nie tak. Coś, co
napawało ją niepokojem.
Bo miała wrażenie, cholernie denerwujące wrażenie, że Gajeel
coś przed nią ukrywa. Coś poważnego. Coś, czego najpewniej nie powinna
wiedzieć, a co jednak musiała odkryć z włąsnej troski o ukochanego.
I tak się całe jej rozmyślanie skończyło, że stała przed
drzwiami domu Gajeela. Już nawet nie pukała. Dawno przestali pukać. Nacisnęła
klamkę. I weszła do środka. Zgaszone światła i… Burdel panujący dookoła
sprawiły, że pacnęła się mimowolnie dłonią w czoło, wyzywając w myślach
charakter swojego chłopaka.
Wymijając walające się wszędzie żelastwo poszła włączyć
światło. Ale coś ją powstrzymało.
Głuchy, stłamszony w samym gardle, zbolały jęk gdzieś z
głębi domu. Bez wątpienia głos należał do Gajeela. Zaniepokojona i zmartwiona,
zapomniała o świetle. Po prostu
wymijając wszystko, co mogło jej się napatoczyć pod nogi, wyminęła spokojnie i
poszła dalej, kierując się za głosem, który w tej chwili wzbudzał zimny,
przerażający dreszcz na jej ciele.
Bała się.
Czy teraz mogła odkryć, dlaczego tak jej unika? Czy ona na
pewno chce to wiedzieć? Co to może być? Może to coś potwornego? Najzwyklejszej
błahostki nie ukrywałby przed nią.
Bała się.
Kiedy dotknęła dłonią klamki drzwi, prowadzących do
łazienki. Kiedy usłyszała kolejny, zbolały jęk dobiegający ze środka. Wiązankę ohydnych
przekleństw. Kiedy ze szpary między podłogą a drzwiami przemykało jedyne, oświecone światło w domu.
Bała się.
Kiedy nacisnęła klamkę, ostrożnie, miała wrażenie że ziemia
jej drży pod nogami. Nie, to ona tak drżała. To ona ze strachem wlepiała
spojrzenie z ciemne drzwi. To ona ze strachem czuła dokładnie bijące szaleńczo
serce.
Bała się.
Kiedy uchyliła drzwi i spojrzała do środka.
Bo miała, czego się bać.
Widziała Gajeela.
Wszędzie była krew.
Krew Gajeela.
A on, stojąc, ledwo utrzymując się na nogach, trzymał w
dłoni coś czarnego. Coś zakrwawionego. Coś, co zdawało się, było jeszcze
porośnięte gdzieniegdzie resztkami skóry i mięśni. Coś, co zdawało się zostać
wyrwane siłą z czyjegoś nieszczęsnego ciała.
I nie wiedziała nagle nic.
Wszechobecny zapach krwi wdarł się w jej płuca, sprawiając,
że miała ochotę kaszleć. Ale Bała się. Bała się kaszleć, widząc przed sobą tą
scenę.
Bo widziała Gajela.
A Gajeel widział ją.
Ona widziała go. Całe jego plecy spływały krwią. Nie… O mój
Boże… Tam była krew… Ale… Całe jego plecy zostały jakby obdarte ze skóry.
Widziała rany. Tak nieprzyjemne rany. Głębokie. Wrzynające się w mięśnie,
rozszarpane, jakby… Jakby to z jego ciała wyrwano to coś czarnego, co trzymał w
dłoni.
A on widział ją. Dygocącą ze strachu. Musiał widzieć. Jej
szeroko otwarte oczy, pełne łez i przerażenia. Musiał widzieć, jak kolana jej
drżą, grożąc, że zaraz nie utrzymają ciężaru ciała i dziewczyna runie na
podłogę. Widział, jej dłoń, tak mocno zaciśniętą na klamce, że aż knykcie jej
zbielały. Widział. Widział wszystko. Jego spojrzenie, zaskoczone, a po chwili i
przerażone, przeszywało ją na wskroś.
Jakby była powietrzem. Niczym więcej. Jakby nie stanowiło
dla niego najmniejszego problemu spojrzeć w głąb jej duszy.
Bała się.
W momencie, kiedy stękając, wypuścił z dłoni czarne,
zakrwawione coś. Coś, co upadło wśród wielu już innych mu podobnych. Kiedy, z
bólem wymalowanym na twarzy, uczynił w jej stronę krok.
- Levy… - Zaczął, wyciągając do niej zakrwawione ręce.
Ale chyba się rozmyślił. Bo cofnął je zaraz, patrząc na
skórę zbrudzoną jego własną krwią. Na podłogę. Zaklął. Parszywie, gniewnie
wyrzucił z siebie słowo zmieszane z warkotem z głębi jego gardła.
- Nie powinno cię tu być… Cholera! Nie powinnaś tego
widzieć! Levy, wyjdź! Wyjdź teraz! Szybko! – Krzyknął prawie, stojąc tak, by
nie widziała jego pleców.
Ale ona je widziała. W głębi swego umysłu dalej widziała ten
okropny obraz. Bo czegoś takiego w życiu już nie zapomni…
Kazał jej wyjść. Ale ona nie mogła zareagować. Nie była w
stanie podnieść nogi, odwrócić się i po prostu wyjść. Nie była w stanie drgnąć
nawet palcem.
Miałą wrażenie, że ziemia ucieka jej spod stóp.
Oparła się ciężko o drzwi, oddychając głośno, przez usta, z
przerażeniem wpatrując się w podłogę.
Krew, wszędzie krew.
Cofnęła się. Jej buty zostawiały po sobie ślady. Czerwone
ślady na czystej podłodze korytarza.
Krew, wszędzie krew.
Wciskając palce we włosy docisnęła dłonie do uszu.
I krzyknęła. Jakby tym krzykiem mogła wyrzucić z siebie
wszystkie uczucia. Wyrzucić strach, przeszywający jej duszę ból. Jakby mogła po
prostu… Przestać czuć.
Krzyknęła. Piskliwie, przeciągle, rozpaczliwie, cofając się
i uderzając plecami o ścianę. Krzyk, przerywany szlochem, płaczem, rozbrzmiewał
w domu.
Czuła nieprzyjemną suchość w ustach. Która w połączeniu z
wszechobecnym zapachem krwi, wzbudzała w niej mdłości.
Nogi się pod nią załamały, kolana ugięły. I po chwili
poczuła, jak uderzyła tyłkiem o podłogę.
Czuła, jak łzy spływają poprzez policzki do jej otwartych
ust. Słone, gęste łzy, przez które nie widziała wyrażnie.
Zacisnęła rozpaczliwie powieki. Jakby to był sen. Tylko zły
sen. Coś, co zaraz się skończy, obudzi się. A Gajeel będzie obok, jak zwykle
zaspany, ale trzymając ją blisko siebie, zapewniając bezpieczeństwo.
Ale to nie był sen. To się działo naprawdę.
Poczuła jego dłonie zaciśnięte na jej ramionach. Mokre,
śliskie od krwi, a jednak mocno zaciśnięte, dające jej pewność, że to wszystko
jest prawdą. Że nie śni.
- Levy! Uspokój się! Słyszysz mnie?! Levy!! – Krzyczał do
niej.
Słyszała go aż nazbyt wyraźnie. Ona już nie krzyczała. Teraz
płakała. Skulona, przyciskając dłonie do uszu, jakby mogła się tym odgrodzić od
świata ją otaczającego. Chciała się od niego oddzielić. Zniknąć. Tak po prostu
zniknąć.
Krew, wszędzie krew.
Poczuła, jak ją obejmuje. Jak jego silne ręce oplatają się wokół
jej roztrzęsionego, drobnego ciałka.
- Już, spokojnie, już. Jestem tu. Jestem. Słyszysz mnie?
Kocham cię Levy. Uspokój się. Nic ci nie jest. Jesteś bezpieczna. Jestem tu.
Kocham cię. – Uspokajał ją. W kółko, cierpliwie, obejmując ją.
Nie przejęła się tym, że jej sukienka cała była teraz
zbrudzona od krwi. Że na jej skórze mazała się czerwona posoka. Że ponad jego
ramieniem widziała czarne coś leżące na zakrwawionej podłodze łazienki.
Czarne łuski, żywcem wyrwane z ciała.
Czarne łuski, do których jeszcze przyrośnięte były resztki
skóry i niewielkie fragmenty mięśni.
Z cichym szlochem, z suchością w ustach i mdłościami Levy
oparła słabo głowę o ramię Gajeela.
I odpłynęła. Odpłynęła w mroki umysłu.
Które nie były mroczne i bezkresne, a czerwone. I pachniały
krwią.
~Podobało się? Komentuj!~
*przerywa na chwilę płacz, odkładając paczkę chusteczek*
OdpowiedzUsuńMroooczneee! I kreeew! <3
*nawrót płaczu - szybka chusteczka i wraca do komciania*
Rozdział, jak wspomniałam, mroczny - tylko niech Gajeel nie umiera, bo wiesz...Bickslow zginie śmiercią tragiczną i wstydliwą. I pokażę jego fotki, jak cosplay'ował damską wersję siebie. To tyczy się Laxus'a (mam jego foty z Freed'em na wieczorze kawalerskim...).
~ Zapłakana, by wesprzeć Renee Evil Queen / Orzech Włoski. :C
Krew głodna się zrobiłam. Straszne jak można tak, tak *braknie jej słów* Dobra weny na mniej przerażające rozdziały takie bardziej spokojne i bez takich drastycznych scen. Mam mdłości.
OdpowiedzUsuńGoooooomene!!! Gomene że nie pisałam, ale tak malutko czasu mam, że nawet rozdziała nie mogę napisać. Łuski? Wyrywane ze skórą? I wszędzie krew?
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaa...
Shiro: Nie drzyj się tak! Takie scenki dają jej znaki. Ostatnio były wydłubane oczy... Ale Natsu i Gajeel nie uciekajcie od dziewczyn. >.<
Już jest dobrze~ Chyba...
Shiro: Buziaczki i wenki!
Jakim cudem cie to nie rusza?!
Rozdział genialny ^^ Gehee ! Nareszcie będę na bieżąco ^^ Wszystko było boskie *0* Te łuski, ta krew i krzyk Levy ! Jak mrocznie ! O.O Ciary.... Biedny Gajeel ;( Strasznie mnie ciekawi ciąg dalszy ^^ Czyżbyś planowała zmienić ich w smoki O.O Interesująca koncepcja ^^ Oczywiście Wendy została pominięta xD Brakuje mi Lilyego ;( NO ! Ale jakoś to przetrwam ^^ Pisz dalej ! Już się nie mogę doczekać ! ;D
OdpowiedzUsuńO matko.. no to mnie zaskoczyło.. ta scena..
OdpowiedzUsuńmoje wyobrażenie? hmmm pewnie będą mi się potem głupoty śniły, ale warto było przeczytać! xD
Nawet takie sceny jak z horroru wychodzą Ci rewelacyjnie ^^
M I S T R Z O S T W O ! >.<
Buziaki Mordeczko ;*
Czekam na więcej mrrrocznych opisów ^^
Yohohohohohoho <3
Czytając tytuł rozdziału spodziewałam się czegoś takiego. I powiem Ci - nie zawiodłaś mnie :D Rzeczywiście takie sceny wychodzą Tobie rewelacyjnie, o łuskach z kawałkami skóry wole nie myśleć bo rzeczywiście dostane jeszcze mdłości, ale nawet starając się zbytnio sobie tego wszystkiego nie wyobrażać... po prostu nie mogę :D Za dobrze to opisałaś, i tak jak zapewne smoczy zabójcy zaraz będą cali pokryci łuskami, tak ja w tym momencie jestem pokryta ciarkami. Z wrażenia :D Bomba :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że tak szybko coś dodałaś. Trochę mi szkoda Levy, trochę bo bardzo lubię kiedy robi się mroczniej. Ogółem nurtuje mnie jedna sprawa czy Gajeel powie jej prawdę? A jeśli tak to czy on zmienia się w smoka?! Tak jakoś spokoju mi to nie daje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie mam siły komentować, idę rzygać... *leci do kibla, przysłaniając usta dłonią*
OdpowiedzUsuńJestem.
Opisane nawet zbyt realistycznie, jak dla mnie. Ale świetne, jestem pełna podziwu dla Levy, że nie zwiała po tym wszystkim. Ja bym nie potrafiła dać się tulić komuś, kto chwilę wcześniej wyrywał sobie łuski z pleców...
A w ogóle ja czekam aż ty opiszesz to czy ktoś się będzie seksił!
Kochana rozdział taki mroczny,krwawy,genialny.Pięknie wszystko odpisałaś tak magicznie.Wszystko miało taki genialny klimat. Chociaż cały czas mam łzy w oczach i przechodzą mnie ciarki. Ta sytuacja jest zbyt tajemnicza,taka przygnębiająca.
OdpowiedzUsuńCzemu ranisz Levy? ;_;
Biedaczka teraz płacze i jest cała w jego krwi.
Wszystko jest tajemnicze,oni nie mogą zmienić się w smoki,nie mogą!
Nie,nie. :c
Kochana nie dołuj się proszę ;_;
*tuli ,po czym podaje pyszną czekoladę i żelki*
Raduj się~!
To życzę weny,powodzenia w pisaniu książki.
Buziam i Tule
~Redfox
Muhahahaha, jak ja kocham takie momenty *_* Wyjdę na dziwaka, ale po prostu lubię poczytać o czymś strasznym. Moja mania horrorów budzi się do życia ;x Nic na to nie poradzę. Ten fragment opisałaś rewelacyjnie. Ja tam nie dziwię się Levy - widząc coś takiego, wrosłabym w ziemię i wrzeszczała wniebogłosy. Trochę mnie tym zaskoczyłaś... Czyżby nasi zabójcy zamieniali się w smoki? Kurde, ile on musiał wyrwać tych łusek, by dojść do takiego stanu?! Nie powiem, twardy z niego zawodnik. Oczekuję na część dalszą :)
OdpowiedzUsuńPS Dzięki twojemu blogowi, wpadłam na pomysł napisania shota z Gale xd Pozdrawiam :]
Tyle krwi, taaak <3
OdpowiedzUsuńChociaż pewnie na miejscu Levy bym się zerzygała xd
I po co on to sobie wyrywa jeśli za chwilę pojawiają się nowe?
Wiedziałam że tak będzie - zaczęłam czytać tamteho twojego bloga i teraz mnie do niego ciągnie ;-;
Ale najpierw skończę tego, nie ma tak dobrze!