Kasztanki wy moje kochane ~ ! Tak strasznie was przepraszam ~ ! Tyle czasu nie wrzucałam nowego rozdziału...
Wiedzie, praktyki mi się zaczęły od poniedziałku. I tak potem z tego wychodzi, że nim wrócę z nich do domu to tylko kolację jem, idę się myć i zaraz spać :( Więc nie mam prawie kiedy pisać :( Będę musiała to w weekendy nadrabiać. Wybaczycie mi?
Bickslow : Pewno, że ci wybaczą. Przecież to nie twoja wina, że masz praktyki.
No właśnie :( Ale postaram się *Wendy mode on*
~*~
Wszyscy, nie
mogąc usiedzieć spokojnie w miejscu, ciągle chodzili, byle coś robić. W gildii
panowało małe zamieszanie. Ale mimo to, było nad wyraz spokojnie, w porównaniu
do ich codziennego zachowania.
Gajeel
niespokojnie krążył przed drzwiami do pokoju, gdzie Wendy zajmowała się Levy.
Zawsze opanowany, nie okazujący emocji Skryty Zabójca teraz wręcz ociekał
zmartwieniem i smutkiem. I zdenerwowaniem. Widać było, że w każdej chwili nerwy
mu mogą puścić i rozwali coś, byke by tylko się wyżyć.
Lucy nie
czuła się lepiej. Jej najlepsza przyjaciółka… Co z nią będzie? Czy Wendy uda
się ją uratować? Miała taką nadzieję… Zmartwiona siedziała na stołku przy
barze, wbijając spojrzenie w szklankę soku. Dłonie jej drżały. I nie mogła się
opanować. Była zdenerwowana. Chciała już, by Wendy wyszła. By powiedziała, jak
się ma Levy.
Chciała
wiedzieć…
Levy…
Pociągnęła
cicho nosem, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Natsu nie
było przy niej. Po jego temperamencie spodziewała się, że próbował jeszcze
pogonić tych, którzy ich zaatakowali. Nie miała mu tego za złe, dobrze
wiedziała, jak wkurzony musiał być.
Ona też
była…
Spojrzała na
resztki sukni ślubnej, jaką miała na sobie. Zniszczona, potargana, brudna od
pyłu i krwi. Taka niegdyś piękna była…
- Lucy?
Martwisz się? – Usłyszała głos za sobą.
Obróciła się
powoli i dostrzegła swojego ojca. On sam nie wyglądał najlepiej, mimo że cała
gildia prawie starała się go ochronić. Nie był magiem, nie znał się na walce…
Był zbyt łatwym celem dla atakujących, więc starali się o jego bezpieczeństwo.
Ale mimo to
jego garnitur był pobrudzony, gdzieniegdzie nadszarpany.
- Tak… Boję
się o Levy… - Powiedziała cicho.
I poczuła
jego duże, ciepłe dłonie na swoich ramionach.
- Rozumiem.
Ale nie martw się. Będzie dobrze. Musi być. Cały czas zapewniacie, że twoja
przyjaciółka jest pod dobrą opieką. Więc uwierz w tą…
- Wendy. –
Podpowiedziała mu cicho.
- Tak, tak,
Wendy. Uwierz w Wendy, da radę. A twojej… Levy, nic nie będzie.
~*~
- Spalę was
wszystkich! – Ryczał na cały głos, goniąc jakąś grupkę magów.
A ci,
przerażeni, uciekali jak najdalej od niego, ratując swoje tyłki przed
spopieleniem.
Chciał ich
złapać. A potem już się wymyśli, co im zrobi. Ale na pewno nie puści ich ot
tak. Nie pozwoli, by to, co zrobili, uszło im sucho.
Kiedy tych
paru wrogich magów zniknęło w tłumie, Natsu zadarł głowę i wciągnął głęboko
powietrze w płuca, wyłapując ich zapachy.
- Mam was! –
Krzyknął, samemu wbijając się w tłum.
I już po
chwili dostrzegł przed sobą sylwetkę jednego z tych magów.
- Nie,
błagam, puść mnie! – Krzyczał przerażony, kiedy płonąca ogniem ręka Natsu
zacisnęła się na jego szyi.
- Nie mam
najmniejszego zamiaru cię puścić. – Warknął chłopak, zaciskając uścisk. –
Gadaj, coście za jedni! Spalę was wszystkich!
~*~
Stanęłam
przy drzwiach jednego z pokojów na piętrze gildii, by mieć możliwość usłyszenia
słów Wendy.
- No więc…
Levy, żyje… Ale jest w śpiączce. Straciła dużo krwi i jest osłabiona. Nie wiem,
kiedy się obudzi, ale…
Tylko tyle
mnie interesowało. Bo wierzyłam, że Wendy odpowiednio zajmie się Levy, by ta
jak najszybciej wróciła do nas.
Wycofałam
się z powrotem do pokoju i usiadłam na krześle przy łóżku.
Bickslow
leżał, nieprzytomny. Domyślałam się, że stracił sporo sił, by mnie uwolnić.
Musiał odpocząć. Zastanawiało mnie tylko, kiedy się ocknie…
- Reneé
-san?
– Usłyszałam za sobą głos.
Obejrzałam
się i dostrzegłam Wendy, która stała przy drzwiach, patrząc na mnie.
- Wendy. Nie
powinnaś się przemęczać. – Powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Ależ nie,
chcę pomóc! – Zawołała dziewczynka ochoczo, podbiegając do łóżka.
- Rany… Też
jej to mówię cały czas, a ona swoje… - Westchnęła Carle, wchodząc również do
pokoju.
Wpatrzyłam
się w twarz Bickslowa, szukając jakichkolwiek oznak odzyskiwania świadomości,
kiedy Wendy zaczęła go leczyć. Ale nic nie znalazłam.
- Musi tylko
odzyskać siły, powinien niedługo się obudzić. – Powiedziała Wendy.
- Poczekam
więc, aż łaskawie wróci. – Odpowiedziałam, uśmiechając się do dziewczynki. – A
ty powinnaś odpocząć.
Wendy
skinęła głową i wyszła, a za nią Carle. A ja, krzyżując ręce na piersiach,
przymknęłam lekko oczy, wpatrując się w okno. Chciałam, by czas nagle
przyspieszył. Nie musiałabym czekać. Co zrobię, jak Bickslow się ocknie?
Podziękuję mu. Że mnie wyciągnął. Tym bardziej, że by mnie uwolnić narażał
samego siebie.
Uśmiechnęłam
się lekko, przenosząc spojrzenie na jego spokojną twarz.
Był taki
lekkomyślny…
~*~
„O boże, mój
łeb…”
Pierwsza
myśl, jaka pojawiła się w jego umyśle. Druga, to że jest mu za to przyjemnie
ciepło.
Zmusił się,
by otworzyć oczy i rozejrzeć dookoła.
Leżał w
jednym z pokojów na piętrze gildii. Nie pamiętał, jak się tu znalazł, więc
musiał stracić przytomność. Spojrzał na okno. Słońce powoli zachodziło,
rzucając na jego łóżko pomarańczową poświatę.
- No nareszcie
się obudziłeś. – Usłyszał głos z drugiej strony.
Znajomy
głos.
Spojrzał w
tamtą stronę, dostrzegając Reneé, siedzącą na krześle przy łóżku, jakby
specjalnie czekała, aż się obudzi.
Miło z jej
strony…
- W życiu
jeszcze nie spotkałam się z takim kretynem jak ty! – Warknęła na powitanie.
Cofam tamto.
- Czy ty
zdajesz sobie sprawę, co mogło się stać?! Jakby to był problem poczekać trochę,
aż znajdą tego maga i cofną zaklęcie?! Jesteś taki lekkomyślny! Gdyby ci się
stało coś gorszego przez twoją głupotę! – Mówiła chaotycznie, gubiąc się powoli
we własnych zdaniach, jakby wyrzucała wszystkie swoje myśli i nie wiedziała, od
której zacząć.
Już chciał
coś powiedzieć, by ją uspokoić, lub chociaż odgryźć się za to, że tak traktuje
swojego bohatera, ale wtedy poczuł jej ręce obejmujące go. I jej głowę wtuloną
w jego ramię. Zapach jej włosów.
- Dziękuję…
Dziękuję… Przepraszam… - Wyszeptała drżącym głosem.
Objął ją
również, przyciągając do siebie. Była taka drobna, mała, wyglądała na taką
kruchą, że znowu czuł potrzebę chronienia jej.
- No już,
już… Wszystko już jest dobrze. Jestem tu. – Powiedział, by ją nieco uspokoić.
- Jesteś tak
beznadziejnie lekkomyślny… - Jęknęła, prostując się i odsuwając nieco.
- Tak witasz
swojego bohatera? Najpierw na mnie krzyczysz, obrażasz mnie, potem
przepraszasz, a teraz znowu obrażasz? Współczuję twojemu facetowi. –
Odpowiedział, wystawiając język.
- Obawiam
się, że tylko tobie zarezerwowałam całą moją wredotę. – Odpowiedziała, również
wystawiając język, naśladując go.
~*~
Kiedy tylko
wszedł do gildii poczuł ciepłe ręce oplatające jego szyję, oraz zapach jego
ukochanej.
- Tak się
martwiłam, tak długo cię nie było! – Jęknęła Lucy, wtulając się w niego.
Objął ją
mocno, przyciskając do siebie, zanurzając nos w jej włosach.
- Przepraszam,
Lucy. – Odpowiedział, powoli kierując ich kroki w stronę baru.
- Jak tam
Bickslow? – Usłyszał pytanie gdzieś niedaleko.
Spojrzał w
tamtą stronę i dostrzegł Freeda, rozmawiającego z Reneé.
- Nic mu nie
jest, musi tylko trochę odpocząć. – Odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się
lekko.
I wtedy
Natsu sobie przypomniał dusze wirujące wśród wrogich magów, przyzwane właśnie
przez Reneé.
- Co to za
magia z tymi duchami? – Spytał Natsu, zwracając się właśnie do niej.
Dziewczyna,
jakby zaskoczona, zerknęła na chłopaka. A potem uśmiechnęła się blado.
- Powiem
wam, jak wrócę. Mam… Coś do załatwienia… - Powiedziała i już nie czekając na
czyjąkolwiek odpowiedź skierowała się do wyjścia.
~Podobało się? Komentuj!~
Renee! Ty żyjesz!
OdpowiedzUsuń*ukrywa łopatę*
Rozdział nawet długi i przyjemnie się czytało. Dobrze, że Levy i Bickslow'owi nic nie jest...no, znaczy...Levy w śpiączce, ale się wyleczy, prawda? Prawda!? D:
Ciekawi mnie jeszcze, co Renee (z opowiadania) ma do załatwienia...
~ Orzech Włoski. :3
Renee zacznę od tego, że strasznie się stęskniłam za kolejnym rozdziałem u Ciebie i cieszę się że znalazłaś trochę czasu by go napisać i dodać.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to oczywiście jestem zachwycona, mimo całej tej powagi jestem szczęśliwa że wszyscy żyją, mimo że Levy w śpiączce to mam nadzieję, że wszystko się ułoży i szybko się obudzi. Zabrakło mi tylko jakiegoś głebszego opisu uczuć Gajeela (pewnie dlatego że kocham ten paring i gdy o nim czytam to ahhhhhh :D).. Najlepsza byłą jednak Renee (Ty :D) z opieprzaniem Bickslowa :D cudeńko..
Czekam na kolejny rozdział i powodzenia na praktykach :*:*:*:*
Gajeel będzie w następnym rozdziale, bo musiałam to jakoś rozłożyć, bym miała mały "zapas" tekstów na cały najbliższy tydzień praktyk :3 Osobiście płakałam przy pisaniu, ale taki wrażliwiec ze mnie ^.^'
UsuńAle się napaliłammmmm :D:D:D
UsuńREEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEENIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! *łapie spazmatycznie oddech, sina na twarzy*
OdpowiedzUsuńJak ja się stęskniłam za Tobą.!
Wielbię, wielbię, wielbię: "opieprz go, przeproś go, podziękuj mu i... jeszcze raz go opieprz!" ^U^
Jasny gwint, gdzie mój metal?! Ja chcę mojego metala! I wcale nie idzie mi to tego na G... Na to drugie G... No o Gajeela mi idzie, bo się nie wysłowię, no..
Czekam na kolejny rozdział *odwraca się i odchodzi jak Byakuya* A jeśli nie będzie tam Gajeela to znajdę i... oddam książki xD
Yaaatta! Jest kolejny rozdział *U*
OdpowiedzUsuńJak dobrze ,że nic im nie jest. Levy musi się obudzić..a obudzi się prawda ? ;_;
No i Gajeel...chce go więcej. W rozdziale znaczy się.... xDDD
Noo nie am to jak na kogoś wrzeszczeć potem przeprosić i znów wrzeszczeć :D Geniusz.
Ale co Reneesiu masz do zrobienia ? *patrzy zaciekawiona*
Kim są ci magowie ?! *Jest coraz bardziej ciekawa*
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
I życzę powodzenia na praktykaaach. :3
Pozdrawiam i Buziam.
~Redfox
Jej... Nie no, bomba! I tak jak pisała *moments* mimo wszystko cieszę się, że wszyscy żyją. Renee i Bickslow mnie rozśmieszyli i rozczulili na dobre, a Nastu goniący tych magów - idealne. Tylko czekać na ciąg dalszy (oby nie tak długo kochana jak ostatnio;p ;*)
OdpowiedzUsuńDługo cię nie było..
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, moment z Renee i Bickslowem całkowicie mnie rozczulił :) Ciekawam tylko, co z tym ślubem - jeszcze raz? I jak się musi czuć po tym Lucy.. No nie, wredota z ciebie :D
Super, super i jeszcze raz super. Moment z Bicklowem i Renee był taki sweet. Rozdział bardzo mi się podobał jednak mam jedno ale...
OdpowiedzUsuńJak mogłaś wprowadzić Levy w taki stan?! Zaczynam podejrzewać, że się na mnie mścisz! Zobaczysz zbiorę ekipę i urządzę krucjatę! Dobra, dobra uspokoję się bo znów załapie jeden z moich dziwnych odjazdów a tego bym nie chciała.
Pozdrawiam i życzę weny.
Dobrze że wszyscy żyją :D
OdpowiedzUsuńBickslow <3
Słodki jest ten paring, nie wiem, który już raz to mówię :D
Komentarze znóe krótkie ze względu na to, że pod ławką trudno się pisze xD