I co ja mam tu napisać? Sparingowałam siebie z Bickslowem... Dziwnie się czuję o.O
Bickslow : Oj no nie przesadzaj, dobrze ci to wyszło.
Ta, bo ty jak zawsze masz największego zaciesza z wszystkiego...
No nic, Special ten dedykuję tym, którzy zapragnęli coś takiego przeczytać, czyli : Sunna~chan, Ser~chan i Amisia~chan. Miłego czytania ~ !
PS. Tak, ta Reneé jest jak najbardziej podobna do mnie. Ma w sobie wiele odchyłów, udziwnień i ogólnie starałam się, by jak najbardziej wyszła jak ja :)
PS2. Kuso, długie mi to wyszło o.O Special znaczy :3
~*~
Weszłam do
gildii. Gwar i krzyki boleśnie obiły się o moje uszy. Zdezorientowana
rozejrzałam się, tylko po to, by zdać sobie sprawę z walk, sporów i kłótni
prowadzonych wszędzie dookoła.
Faceci walczyli ze sobą zaciekle. Jacyś tam
wyzywali się od zapałek i gołodupców, a inny wrzeszczał coś o mężczyźnie… Parę
kobiet biło się z nimi, jedna chlała za barem nie zwracając na nic uwagę, kilka
próbowało doprowadzić walczących do porządku.
Prawdziwy
dom wariatów.
- Ohayo.
Pierwszy raz cię tu widzę. – Nie wiedziałam kiedy pojawiła się przede mną uśmiechnięta
kobieta. – Jestem Mirajane.
- Reneé.
Chciałam się przyłączyć do Fairy Tail. – Odpowiedziałam.
- Więc chodź
za mną!
Mira,
najwyraźniej bardzo uszczęśliwiona nowym członkiem gildii, wymijając wszystkich
walczących poprowadziła mnie do baru. Wyciągnęła pieczątkę. I kiedy spytała
się, gdzie chcę mieć znak, wskazałam miejsce pod lewym obojczykiem. Znak był
błękitny.
- I gotowe!
Witamy w Fairy Tail! – Powiedziała wesoło.
Myślałam, że
będę musiała coś zrobić, żeby się dostać… To aż za łatwe było…
~*~
- Hej, co ci
jest? Takiś się nagle cichy zrobił… - Powiedziała Ever, szturchając Bickslowa w
ramię.
- Ta nowa.
Też posługuje się magią dusz… Ciekawe. – Powiedział z szerokim uśmiechem, co
zdanie wystawiając w typowy dla siebie sposób.
- Ciekawe,
ciekawe ~ ! – Zaśpiewały laleczki, krążąc wokół niego wesoło.
- Magią
dusz? A coś konkretniej? – Spytał Freed, również przenosząc spojrzenie na
niską, brązowowłosą dziewczynę, która teraz siedziała przy barze i poznawała
Lucy, Erzę, Juvię, Levy i Canę.
- Tego nie
wiem, musiałbym na własne oczy zobaczyć. – Odpowiedział, wstając z krzesła.
- Ej, gdzie
idziesz?
- Zrobić
zwiad. – Odpowiedział, idąc w kierunku baru.
Jego
laleczki podążyły za nim, krążąc sobie nad jego głową.
~*~
- Masz już
załatwione mieszkanie?
- Masz
chłopaka?
- Skąd
pochodzisz?
Te i inne
pytania z każdą chwilą wyrzucane przez zgraję ciekawskich dziewczyn
doprowadzały mnie do bólu głowy. Głupi uśmiech i nerwowe rozglądanie się w
poszukiwaniu ratunku to jedyne, na co był mnie w tej chwili stać.
- No, no,
dzieci, spokojnie. – Usłyszałam nowy głos.
Niski
dziadek szedł właśnie w naszą stronę. Wdrapał się na bar i usiadł na blacie.
- Nowa, co?
Jestem Makarov, mistrz Fairy Tail! – Przestawił się wesoło.
Mira zaraz
podała mu kufel piwa. A sama skierowała przyjazne spojrzenie z powrotem na
mnie.
- Pokażesz
nam, jaką magią się posługujesz? – Spytała.
- Nie ma ku
temu potrzeby. Nie używam magii, kiedy nie jest to konieczne. – Odpowiedziałam.
Tak… Nie
lubiłam używać magii w nadmiarze… Miało to potem swoje… Skutki uboczne, których
bardzo nie lubiłam.
- Nie martw
się, jak kiedyś zechcesz to nam powiesz. – Powiedział mistrz, popijając piwa.
- Wszyscy w
Fairy Tail jesteśmy jedną, wielką rodziną. Możesz nam ufać. – Powiedziała Lucy.
- Jeśli
będziesz kiedykolwiek czegokolwiek potrzebowała, mów śmiało! – Dodała Levy.
Nie należę
do rozmownych osób. Jestem… Dość zamknięta w sobie…
- Yo, nowa ~
! – Kolejny nowy głos wyłapały moje uszy.
Odwróciłam
się na stołku, by być przodem do mojego rozmówcy. Wysoki mężczyzna,
przypominający nieco rycerza przez przyłbicę zasłaniającą oczy, z wystawionym
językiem uśmiechał się do mnie wesoło. Pięć drewnianych lalek latało dookoła
niego, śpiewając „nowa, nowa”.
- Tak? –
Spytałam.
- Jaką masz
magię? – Odpowiedział pytaniem.
- Już to
mówiłam. Nie uznaję w tej chwili, by konieczne było stosować magię. Nie używam
jej, kiedy nie muszę.
Uśmiech mu
nieco zrzedł. Ale zaraz potem znowu się wyszczerzył. Dopiero teraz zauważyłam
znak Fairy Tail na jego języku.
- Twoja
magia ma związek z duszami, nie? – Spytał znowu.
- Owszem.
- Moje dzieciaczki
to też duchy. Zamknięte w tej postaci. Super, nie?
- Super,
super ~ !
Szczerze,
niewiele mnie to interesowało. Facet wydawał się być zbyt nachalny…
- Super. – I
po prostu wróciłam do dziewczyn. – Mira, chciałabym wziąć misję.
- Ależ,
oczywiście. Wybierz sobie z tablicy tą, która ci odpowiada, a potem pokaż mi,
która to. Muszę to zapisać. – Powiedziała, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
- Chociaż…
Nie wysłałbym jej samej na pierwszą misję. – Powiedział mistrz, gładząc się po
wąsie. – Lucy, może…
- Ja z nią
pójdę! – Powiedział zaraz Bickslow. – Chcę widzieć jej magię.
- W sumie
można i tak. – Zgodził się dziadek.
Za jakie
grzechy…?
~*~
- Ej, mała…
- Mała,
mała ~ !
Czego znowu?
Podirytowana stanęłam w miejscu, odwracając się do niego. Na dworcu sporo ludzi
się kręcił, czekających na swój pociąg. My właśnie wysiedliśmy z naszego.
- Jestem
Reneé. R-E-N-E-É! – Przeliterowałam mu, zirytowana. Nie miałam kompleksu
swojego wzrostu, ale jednak nie lubiłam, by ktoś, kto mnie irytuje, nazywał
mnie w ten sposób.
- O, serio?
Cześć, jestem Bickslow! B-I-C-K-S-L-O-W! – Odpowiedział, naśladując mnie.
- Czego za
mną leziesz? Sama dałabym sobie radę.
- Dziadek
woli, by na pierwszą misję ktoś z tobą poszedł. – Odpowiedział.
- Pierwsza
misja, pierwsza misja ~ ! – Zaśpiewały laleczki, otaczając mnie i krążąc wokół
moich ramion i talii wesoło.
- Tak, tak…
Po prostu załatwmy to szybko, bym mogła się ciebie pozbyć. – Odpowiedziałam.
I choć
mówiłam do Bickslowa, uśmiechałam się do lalek. Te akurat lubiłam.
- Ej! –
Zawołał Bickslow, wystawiając język. – Gadasz ze mną czy z nimi?
- Jeśli mam
wybór, to będę gadać z nimi. – Powiedziałam, wskazując na laleczki.
- Gadać,
gadać ~ ! – Powtórzyły wesoło, dalej krążąc wokół mnie.
~*~
No super…
Wolała moje dzieciaczki niż mnie… Co to za człowiekiem trzeba być, by woleć
towarzystwo lalek niż drugiej osoby?
Mówi się
trudno.
Ale cholera,
co ona ma, kompleks swojej magii? Nic nie powie, nic nie pokaże… Od kiedy to
magia jest jakimś tabu, by trzymać to w sekrecie?!
Po jakimś
czasie doszli pod dom zleceniodawcy. Dziewczyna zapukała i cofnęła się o krok,
czekając na odpowiedź.
Ze
skrzypnięciem drzwi otwarły się, ukazując starą babunię z uśmiechem na
przyjaznej, pomarszczonej twarzy.
- Tak,
dzieci? – Spytała.
I to jest
ten moment, kiedy widzi się kogoś i ma się pewność, że to dobry człowiek. Tym
bardziej jeśli chodzi o kogoś starszego.
- Jesteśmy z
Fairy Tail. – Powiedział Bickslow, wystawiając język, by pokazać znak na nim. –
Ja jestem Bickslow a ta to Reneé.
Reneé
chwyciła kołnierzyk bluzki i nieco go naciągnęła, pokazując błękitny symbol pod
jej obojczykiem. Na moment skupił spojrzenie na tym widoku, bo jednak bądź co
bądź musiał przyznać… Taki gest wyglądał seksownie. A że przyłbica ukrywała
jego spojrzenie, mógł sobie patrzeć do woli.
- Och,
rozumiem. Proszę, wejdźcie. – Powiedziała babunia, otwierając szerzej drzwi i
wpuszczając ich do środka.
Weszli.
Domek był skromny, mały, ale na swój sposób przytulny. Tu dywanik, tu jakiś
ładny obrazek z pejzażem lub zdjęcie. Babcia poprowadziła ich do salonu, gdzie
na jednym z foteli siedział dziadek, czytając gazetę z fajką w ustach.
- Harold, to
są magowie z Fairy Tail. – Powiedziała do najpewniej swojego męża, by zaraz
skierować się do gości. – Siadajcie, dzieci. Chcecie herbaty?
- Och, tak,
z chęcią bym się napiła. – Odpowiedziała Reneé z uśmiechem.
Zaraz… Ona
umie się uśmiechać?! A już tracił nadzieję… No, widać jednak jest człowiekiem.
- Dziękuję,
ja nie chcę. – Powiedział, kręcąc głową.
Babunia
znikła w głębi domu, idąc zaparzyć herbatę, zaś oni usiedli sobie na kanapie.
Dziadek złożył gazetę i kładąc ją na stoliku wyciągnął fajkę z ust.
- Yhym… -
Odchrząknął, poprawiając się w fotelu. – Wiec magowie Fairy Tail… Cieszę się,
że odpowiedzieliście na nasze zlecenie. – Powiedział staruszek, wskazując na
nich ustnikiem fajki. – Co do zlecenia…Widzicie, chodzi o naszą wnuczkę. Nasz
syn razem ze swoją żoną jakiś czas temu zginął w wypadku. Od tamtego czasu… -
Przerwał, bo do salonu właśnie weszła babcia. Podała Reneé filiżankę z ciepłą
herbatą, drugą zaś postawiła przed dziadkiem. – Dziękuję, kochana. Na czym to…
- Teraz usilnie próbował sobie przypomnieć, co mówił.
- Wasz syn z
żoną zginął w wypadku. Od tamtego czasu…? – Podpowiedział Bickslow.
- Ach, tak…
- Dziadek pokiwał fajką, by zaraz wsadzić ją do ust. – Od tamtego czasu Kaya
zamieszkała u nas. Ale ostatnimi czasy dookoła kręcą się ludzie z jakiejś
mrocznej gildii. A Kaya… Ona lubiła chodzić na pola i zbierać kwiaty. Tylko że…
Już jakiś czas nie wraca. Chcieliśmy jej szukać, ale nie udało nam się. Poza
tym wiek nas ogranicza. Więc wysłaliśmy to zlecenie…
- Zatem
obiecuję, że sprowadzimy Kayę z powrotem. – Powiedziała stanowczo dziewczyna. I
upiła łyk herbatki.
~*~
Opuściliśmy
chatkę starszego małżeństwa. Dostaliśmy szczegółowe informacje, jak wygląda ich
wnuczka i gdzie lubiła chodzić. Teraz już wystarczyło szukać…
- Co myślisz
o tej całej mrocznej gildii? – Spytał Bickslow. Jak chciał to umiał zachować
się jak człowiek.
- Ludzie
wierzą w to, co chcą wierzyć. Może i mają rację, a może nie. Nigdy nie będziemy
pewni, dopóki sami się nie przekonamy. – Odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
- Wątpię, by
cała gildia naraz zjechała się tutaj. Najpewniej to po prostu jakaś zbłąkana
grupka… Chyba, że mają gdzieś tutaj swoją siedzibę. – Stwierdził Bickslow.
Dotarliśmy
na pola, z jednej strony zamknięte lasem. Robił się wieczór i powoli powietrze
stawało się chłodniejsze. Ale nie było mi zimno. Miałam zwykłe dżinsy, bluzkę,
a na to jeszcze skórzaną kurteczkę. Wsadziłam dłonie do kieszeni spodni.
- Ok,
rozdzielamy się, bo to za dużo terenu. – Powiedział Bickslow, wystawiając z
uśmiechem język. – Pippi i Pappa idą z tobą. – Zarządził.
Dwie lalki
poleciały w moją stronę i usiadły mi na głowie, jedna na drugiej.
- Idziemy,
idziemy ~ ! – Zaśpiewały wesoło.
- O, super,
będę miała cię chociaż na chwilę z głowy. – Powiedziałam, demonstrując istną
ulgę.
Przesadzałam.
Nie chciałam się rozdzielać. Może i nie pałałam do niego jakąś sympatią, to
jednak nie chciałam zostać sama. Może i z tym wariatem, ale zawsze jakieś
towarzystwo.
- I widzisz,
same plusy! To idziemy! – Powiedział Bickslow z uśmiechem i wystawiając język
pomaszerował w swoją stronę jak gdyby nigdy nic.
- Idiota… -
Mruknęłam sama do siebie, kiedy tylko znalazł się na tyle daleko, by mnie nie
usłyszeć.
- Dlaczego ~
? – Spytała melodyjnie Pippi.
- Dlaczego ~
? – Powtórzyła po niej Papa.
- On jest
taki… Ugh! – Zacisnęłam dłonie. Czemu lepiej mi było mówić do jego lalek niż do
innego człowieka? – Najpierw na siłę się wprasza w nie swoje sprawy, a teraz
nawet nie spytał mnie o zdanie, czy chcę zostać sama! Cholera, nie chcę! – Z
frustracją maszerowałam swoją drogą, rozglądając się w poszukiwaniu
jakichkolwiek śladów. – Ale przynajmniej wy tu jesteście. – Nagle uśmiechnęłam
się.
- Jesteśmy,
jesteśmy ~ ! – Zaśpiewały lalki.
Tak… Jakoś
tak lżej mi się zrobiło. Cholera, bardziej lubić lalki niż drugiego człowieka…
Pięknie. Jestem wariatką.
Gdzieś za
drzewami usłyszałam jakieś głosy. Śmiechy, rozmowy, zbereźne żarty. A więc
jednak ktoś się tu pałętał… Trzeba to sprawdzić.
- Cicho,
cicho ~ ! – Zaszeptały lalki, kręcąc się za moimi plecami, jakby się chowając.
Najciszej
jak umiałam, ostrożnie stawiałam stopy, by szelest liści i łamanie gałązek nie
zdradziły mnie. Miałam wrażenie, że trwało to wieki, ale w końcu udało mi się
dotrzeć do nowej kryjówki, z której mogłam bezpiecznie obserwować sytuację.
Wychyliłam
się odrobinę zza pnia. I dostrzegłam. Niewielkie ognisko, zgromadzona dookoła
niego grupa pięciu czy sześciu. Gdzieś z boku leżała związana dziewczynka,
najpewniej Kaya. Wyglądała na jakieś dziewięć, może dziesięć lat.
- Bingo… -
Mruknęłam cichutko, uśmiechając się do siebie.
Kiedy
oparłam się plecami o drzewo, tak bym była niewidoczna dla tej grupy, zdałam
sobie sprawę, że została przy mnie tylko Pappa. Pippi pewno poleciała
sprowadzić Bickslowa.
To poczekam.
Tak bardzo chciał wiedzieć, jaką magią się posługuję… To mu pokażę.
- Yo ~ ! –
Usłyszała znajomy głos.
I nagle
dostrzegła tuż przed sobą twarz Bickslowa z tą jego przyłbicą. Nie spodziewałam
się, że tak szybko wróci i mnie przestraszył. Ale w ostatniej chwili zdążyłam
się opanować. Moja reakcja najwyraźniej bardzo go rozbawiła, bo docisnął pięść
do ust, powstrzymując śmiech.
- Bardzo
śmieszne. – Syknęłam, krzyżując ręce na piersiach. – Kretyn.
- Na co
czekamy? – Spytał, wystawiając język.
- No wiesz,
ja czekałam na ciebie, ale jak ci się spieszy to możesz się nimi zająć beze
mnie. – Mruknęłam zirytowana.
- Nie ma
mowy. Ty ich bierz, a ja sobie popatrzę. – Odpowiedział z tym szerokim
uśmiechem.
Spojrzałam
wymownie w niebo. Cholera by go… No nic. Wstałam i otrzepując dżinsy odsunęłam
się nieco od niego, tak jednak, by przeciwnicy jeszcze mnie nie dostrzegli.
- Mors ultima linea rerum1. –
Wyszeptałam melodyjnie, jakbym cytowała jakiś fragment piosenki.
Złączyłam ze
sobą dłonie.
Miałam
wrażenie, że wszystko nagle ucichło. Nawet wiar jakby ustał, przygnieciony falą
magii, która roztoczyła się dookoła mnie. Wyciągnęłam ręce przed siebie,
rozstawiając szeroko palce.
- Cedott. –
Mruknęłam.
-
Ijaaaaaaaaaaaaaaaaa ~ ! – Głośny, szaleńczy niemal, męski krzyk rozdarł ciszę.
Z ziemi, na
swym upiornym koniu, wyskoczył duch dawnego rycerza. Pognał wprost do
obozowiska, a ja teraz byłam w stanie tylko obserwować sytuację.
~*~
Oparty
bokiem o drzewo obserwował sytuację. I, szczerze powiedziawszy, był zaskoczony.
Pierwszy raz widział taką magię. Ciekawe…
Sprowadzała
dusze z zaświatów? Na to wyglądało… Pierwszy raz się spotkał z czymś takim.
Ale podobało
mu się to.
Wyglądało to
całkiem silnie…
Obserwował
ducha rycerza, który krzycząc szaleńczą radością wymachiwał maczugą nad głową.
Zgraja pijanych już nieco mężczyzny widząc zbliżającego się na upiornym koniu
ducha zaczęła wrzeszczeć. Próbowali uciec, ale byli zbyt pijani, by im się to
udało.
Maczuga
przeszyła głowę jednego. Drugiego ugodziła w brzuch. Trzeciego stratował. Po
kolei rozprawiał się z każdym, jakby nie stanowili dla niego żadnego problemu.
A na ich ciałach nie pozostawała żadna rana. Niematerialna broń biła ich, a oni
padali na ziemię, jakby byli martwi, choć nie wyglądali, jakby byli zmiażdżeni
czy stratowani.
Reneé, mając
już wolną drogę, przeszła przez obóz i kucnęła przy przestraszonej, skulonej
dziewczynce. Rozwiązała więzy. I wzięła dziecko na ręce, tuląc ją do siebie
opiekuńczo.
- Spokojnie,
przyszliśmy cię stąd zabrać. Przysłali nas twoja babcia i twój dziadek. Nie bój
się, już wszystko dobrze. – Powiedziała, uśmiechając się z taką czułością do
dziewczynki.
Jak się tak
uśmiechała… To był wręcz słodki widok. Nigdy nie przypuszczał, że ta wiecznie
poirytowana, denerwująca dziewczyna jest w stanie okazywać tak wiele czułości,
troski. Tak, jakby nagle stała się całkiem inną osobą.
- Au revoir,
mademoiselle2! – Zawołał duch, przejeżdżając obok dziewczyny.
I tak, jak
wyskoczył z ziemi, tak wsiąkł w nią, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Mademoiselle
~ ! – Zawołały wesoło jego lalki, krążąc dookoła.
- Łatwo ci
poszło. – Stwierdził Bickslow, kiedy Reneé podeszła do niego z dziewczynką w
rękach.
- Wszyscy
byli pijani. Jak się obudzą, pewnie będą myśleć, że sobie to wymyślili. Albo że
ta ziemia jest nawiedzona. – Stwierdziła.
Kaya,
zmęczona wszystkim, oparła główkę na ramieniu dziewczyny. Brudna, zaniedbana,
ale w końcu bezpieczna wyglądała tak spokojnie…
- Chcę do
domu… - Powiedziała, przymykając te duże, szare oczka. A Reneé gładziła ją po
brudnych, blond włoskach.
- Zabierzemy
cię do domu. Śpij, kochanie, śpij. – Powiedziała, znowu uśmiechając się czule.
- Wiesz,
słodko wyglądasz z dzieckiem. – Stwierdził Bickslow, wystawiając w uśmiechu
język.
- Słodko,
słodko ~ ! – Zawołały za nim lalki, otaczając ich.
Już myślał,
że znowu się zirytuje i będzie na niego zła czy coś… Ale zamiast tego, pierwszy
raz uśmiechnęła się do niego.
- Mam
słabość do dzieci.
~*~
Było już
późno. Bardzo późno. Wręcz środek nocy.
Ale chciałam
jak najszybciej wrócić do domu. Zamknąć się w swoim mieszkaniu.
Chciałam być
sama.
Musiałam być
sama.
- Odprowadzę
cię! – Zaproponował Bickslow, idąc obok mnie.
- W takim
razie weź to. – Odpowiedziałam, podając mu moją torbę.
- Weź to,
weź to ~ ! – Powtórzyły po mnie lalki.
Wprawdzie
była lekka, bo zawierała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, to jednak chciałam go
w jakiś sposób dobić, zmuszając do noszenia mojej torby. No, skoro chce mnie
odprowadzić, to proszę bardzo…
- Empfhm… -
Mruknął pod nosem, biorąc jednak torbę. – Niech ci będzie.
- Dziękuję.
– A co mi tam, nie będę wredna.
- Hej, ty
jednak umiesz być miła ~! – Zawołał Bickslow, uśmiechając się szeroko i
wystawiając język.
- Mówił ci
ktoś, że wyglądasz jak pies, jak tak machasz tym jęzorem? – Spytałam.
- A już
miałem nadzieję… Wredna jesteś. – Odpowiedział, ale niezrażony uśmiechając się
dalej wesoło.
Jednak go
lubiłam. Na początku odepchnęła mnie od niego jego nachalność. Ale teraz… Tak
sobie myślę… On jest całkiem spoko. Jak trzeba to potrafił być poważny czy
miły.
Kiedy
doszliśmy do domu, w którym miałam wynajęte mieszkanie, weszliśmy do środka. Na
schodach odebrałam od niego torebkę, szukając kluczy. I akurat, kiedy
stanęliśmy przed drzwiami do mojego mieszkania, wyciągnęłam je.
- Eee…
Więcej breloczków się nie dało? – Spytał Bickslow, najwyraźniej rozbawiony.
- Bardzo
śmieszne… - Mruknęłam, nadymając w irytacji policzki.
No dobra,
racja, mam pełno breloczków. Bo chyba z dwa klucze miałam, to tych różnych
śmiesznych dodatków miałam z dwa czy trzy razy tyle.
Ale uwielbiałam
breloczki. Zbierałam je z każdego miejsca, które jakoś poruszyło moje serce. A
nim dołączyłam do Fairy Tail sporo podróżowałam.
- Dzięki, za
odprowadzenie. Dobranoc. – Powiedziałam, wsadzając klucz do zamka i otwierając
drzwi.
- Dobranoc,
mała. – Powiedział, klepiąc mnie po głowie.
Ten gest
tylko podkreślił różnicę wzrostu między nami. Ale lubiłam swój wzrost.
Przynajmniej nie było faceta niższego ode mnie.
Mogłabym się
na niego wkurzyć. Ale już mi się nie chciało. Machnęłam tylko ręką i zamknęłam
się w swoim mieszkaniu.
~*~
Nie wiedzieć
czemu, miał złe przeczucia. Jakaś myśl nie dawała mu spokoju. Dręczyła go,
zmuszając, by co chwilę zatrzymywał się i spoglądał w kierunki okna jej
mieszkania.
Raz nawet
dostrzegł ją, w momencie kiedy wychodziła z łazienki czesząc włosy.
Ale dalej
miał wrażenie, że coś będzie nie tak…
- Stójcie na
straży. – Powiedział nagle do swoich laleczek.
- Na straży,
na straży ~ ! – Powtórzyły po nim.
Puppu i
Poppo poleciały w kierunku okna i schowały się pod parapetem. A on, nieco
uspokojony, skierował się dalej drogą, mając nadzieję, że to tylko jego wymysły
i nic się nie stanie…
~*~
Gorący, potworny ból rozrywał moje ciało.
Moje wnętrzności, tysiącami igieł wbijał się w moją skórę, przebijając się aż
do kości.
Nie… Błagam, stop!
Słyszałam dookoła śmiechy, jakby moje
cierpienie bardzo kogoś bawiło.
To nie jest śmieszne… To nie jest śmieszne!
Coś ostrego ugodziło mnie w brzuch,
przecinając skórę. Chciałam wyć, krzyczeć z bólu, ale knebel uniemożliwiał mi
wydanie jakiegokolwiek odgłosu.
Błagam, koniec…
~*~
Wiedział…
Cholera, czemu on wiedział, że jednak coś się stanie?!
Kiedy tylko
Puppu przyleciała po niego, coś jakby w nim pękło. Miał wrażenie, że dzieje się
coś złego. Nie umiał tego wyjaśnić. Po prostu to wiedział. Tak jak wcześniej
miał to przeczucie…
Dobiegł w
końcu do domu. I dysząc już ze zmęczenia biegł dalej po schodach, przeskakując
co drugi czy trzeci stopień. Chciał jak najszybciej się znaleźć przy niej i
mieć pewność, że jest już bezpieczna.
Nacisnął
klamkę. Zamknięte. No pewnie, że dla bezpieczeństwa zamykała na noc drzwi… Ale
teraz mu to cholera nie pomagało!
Mógłby je
wyważyć, ale… Nie, załatwimy to inaczej. Wybiegł z kamienicy i stanął na ulicy,
gdzie miał nad sobą okno do jej mieszkania.
Uchylone…
Pięknie, a on latał do drzwi i z powrotem…
- Dajemy,
dzieciaczki ~ ! – Powiedział, wystawiając język.
Jego lalki
momentalnie złączyły się ze sobą. I poniosły go wprost do okna. Kucając na
parapecie otworzył je szerzej i wskoczył do środka.
Już nawet
nie rozglądał się dookoła. Kiedy dostrzegł dziewczynę… Reneé wiła się, skręcała
na materacu, jakby ją poddawano najwymyślniejszym torturom. Co chwilę słyszał
jej stłumione jęki zza zaciśniętych zębów. Kołdra i poduszka leżały całkiem na
podłodze, odsłaniając ją.
Momentalnie znalazł
się przy niej i chwycił ją za ramiona, potrząsając nią.
- Obudź się!
Nieco
panikował. Nie wiedział, co jej jest, co się dzieje. Ale ból jaki malował się
na jej twarzy… Nie chciał tego widzieć.
Nie
podziałało. Usłyszał po chwili kolejny, stłamszony jęk, kiedy odchyliła mocno
głowę do tyłu, wyginając ciało niemal w łuk. Cholera…
Wyciągnął
rękę. I choć tego nie chciał, nie widział innego sposobu na wybudzenie jej.
Starając się, by nie zrobić tego zbyt mocno, uderzył otwartą dłonią o jej
policzek.
A ona
momentalnie otwarła szeroko oczy. I podniosła się do siadu tak gwałtownie, że
zderzyli się czołami.
- Aaaa! –
Warknął, czując ból.
Dziewczyna
znowu wylądowała na łóżku, trzymając się za głowę. I on zacisnął dłonie na
czole, czekając, aż ból minie.
- Co ty tu
robisz, do cholery?! – Syknęła Reneé, siadając znowu.
Nie umknęło
mu drżenie jej głosu. I ten wyraz twarzy… Jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Powiedz mi
lepiej, co się dzieje? Dlaczego jesteś w takim stanie? Co ci się działo przez
sen? – Spytał.
I nagle zdał
sobie sprawę, że w tej chwili wiercenia na łóżku jej bluzka nieco się
podwinęła, odsłaniając bieliznę. Odwrócił szybko spojrzenie. A ona, chyba
dostrzegając zmianę jego zachowania, poprawiła szybko piżamę. Chociaż, piżama
to złe określenie… To była zwykła bluzka rozmiaru XL, podczas gdy Reneé
najpewniej nosiła XS.
- Nic mi nie
jest, idź już… - Odpowiedziała, próbując wstać.
No nie, nie
ma tak! Chciał wiedzieć, co się dzieje i nie pozwoli jej ot tak go spławić!
Cholera, czy to źle, że się o nią martwił?!
Zatrzymał
ją. I chwycił za nadgarstki, przygniatając sobą z powrotem do łóżka. Leżąc na
niej, z twarzą praktycznie kilka centymetrów od jej, z zawzięciem przyglądał
się jej zaskoczonej twarzy.
- Nie ma
mowy. W tej chwili mi powiesz, co się dzieje, albo cię nie wypuszczę. –
Powiedział.
Widział, jak
jej zielone oczy przyglądały się jego twarzy. No tak, pierwszy raz widziała go
bez przyłbicy…
Dostrzegł po
chwili, jak jej dolna warga zadrżała. Wzięła głęboki oddech. I chyba
postanowiła mu wszystko wyjaśnić.
- Bo… Ten
duch… Cedott… Bo… Bo jak przywołuję ducha… To taka wada… Skutek uboczny… Ja
potem przez sen przeżywam śmierć… Śmierć tego ducha, którego wezwałam… -
Wyszeptała, nieco się jąkając, nie patrząc na niego tylko gdzieś w bok. –
Cedott… On zginął na torturach… - Dodała, zamykając już oczy.
A więc to
tak… Cholera… To co, ona przeżywała w śnie jego tortury? Okropne… Puścił jej
nadgarstki, podnosząc się do siadu. A ona ukryła twarz w dłoniach, starając się
nieco uspokoić.
- Hej, nie
martw się, jestem tu. – Powiedział.
Wyciągnął
rękę, by ją dotknąć, w jakiś sposób uspokoić. Ale ona tylko skuliła się i
przekręciła na bok, dalej z twarzą w dłoniach. Zaniepokojony położył się obok
niej. I obejmując ją ręką przytulił do siebie, by przynajmniej w ten sposób jakoś
ją pocieszyć.
~*~
Weszłam do
gildii. Parę głosów mnie przywitało. Odpowiedziałam uśmiechem.
- Ohayo. – Powiedziałam,
siadając przy barze.
Przyjęłam
szklankę soku podaną przez Mirę. I słuchałam, o czym rozmawiają dziewczyny, by
wdrążyć się nieco w temat.
Im bardziej
je poznawałam, tym bardziej otwarta się stawałam. Choć mało mówiłam, to jednak
czułam się swobodnie.
-Prezent ~ !
– Usłyszałam nagle znajomy, piskliwy nieco głosik.
Pappa
przeleciała mi przed twarzą, niosąc na sobie niewielkie pudełeczko związane
fioletową kokardką. Ostrożnie wzięłam paczuszkę. I nagle wszystkie dziewczyny
ucichły, przyglądając mi się z wyczekiwaniem.
Co tego
idioty (Aye, wiem, że to błąd. Ale ja tak mam w zwyczaju mówić :3 ) znowu nakręciło…?
Odwiązałam
kokardkę i otworzyłam pudełeczko. A w środku znalazłam dwa breloczki. Jednym z nich
był znaczek Fairy Tail, błękitny jak ten, który ja miałam. Drugi, to były
wyrzeźbione laleczki Bickslowa, stojące jedna na drugiej, wiernie podrabiając
oryginał.
Zwykłe dwa
breloczki. Ale trafiły mnie prosto w serce. Skąd on wiedział, że uwielbiam breloczki?!
No, ciężko się kapnąć po moich kluczach…
Mały prezent
wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Spojrzałam przez ramię. I dostrzegłam
go. Siedział z resztą Raijinshu. W momencie, kiedy na mnie spojrzał, wystawił
język, posyłając mi szeroki uśmiech.
Również się
uśmiechnęłam. I również wystawiłam język, naśladując jego gest.
1
Mors ultima linea rerum - Śmierć
kresem ostatnim i wszystkiego. Horacy
2
Au revoir, Mademoiselle – Do zobaczenia, panienko (franc.)
~Podobało się? Komentuj!~
Rozdział przecudny, no po prosty bomba. No i te breloczki :) Cud, miód i czekolada. Czekam na następne *wali łbem o biurko z wielkim bananem na twarzy*
OdpowiedzUsuńShaila
Ta sama magia, miłość do martwych materii (czyt. drewnianych laleczek i breloczków), no po prostu pasują do siebie! <3 Teraz tylko dzwonić do tego trolla Mashimy (nazywam go tak, od kiedy zobaczyłam szkic Gray'a i Lyon'a, ponoć wysłany przez Hiro O.o) i kazać mu wstawić Renee do anime.
OdpowiedzUsuńA-L-E-X pozdrawia. :3
Świetne ,super ,wspaniałe *-*
OdpowiedzUsuńMagia jest przecudnaaa ,po prostu wielbię Cię za to ,że masz taką wyobraźnię *-*
Biedna Renee czy ty czy Renee w każdym razie biedna główna bohaterka xDD
Renee x Bickslow *-*
Mniam ^^
Chcem więcej XD Możesz wstawić siebie do swojej opowieści ,wiesz.... xD Oczywiście nie zmuszam ,aleee...
*cisza*
No dobrze ,w każdym razie ,thx za... yyy... dedyka :D
Sayo i pozdrawiam ^,^
Amisia Chan
mam nadzieję, że jeszcze napiszesz dalszą część ponieważ to jest super ^^
OdpowiedzUsuńtak się wciągnęłam że nie mogę się teraz skupić na nauce z historii ;3
pozdrawiam
~ Toshiko - chan
UWIELBIAM TO! Naprawdę :D Czytałam twój shot, zakochałam się w nim i w tych breloczkach *p* Chcę takie ;] Mam wielką nadzieję, że kiedyś z tego zrobisz większą historię bo wyszło fenomenalnie ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
Renee *wstaje i klaszcze, owacje na stojaco* jestes genialna i mimo ze sie powtarzam to i tak napisze GENIALNA!
OdpowiedzUsuńten paring mnie zachwycil, taki inny od wszystkich i to bylo boskie!! Chce ich wiecej tzn Was ;D
a opisalas to wszystko tak ze sama odczuwalam bol i radosc.. Dziekuje ;*
Buziolki;***
Niesamowite ! Po prostu cudowne, genialne i...i. *mdleje z wrażenia*.
OdpowiedzUsuńMam cichutką nadzieję że będzie więcej takich scen z Wami ^^
Jak czytałam tego speciala to cały czas miałam dużego banana na twarzy :D
Duuużo weny życzę i pozdrawiam :*
Hinaichigo
Nareszcie ktoś kto też docenia Bixlowa jak ja ;w; Przyznam się że w ankiecie czy chcemy Ciebie na stałe w opowiadaniu zagłosowałąm na nie. po przeczytaniu żałuje D: Magia świetna i mnie coś nurtuje. Jeśli przywołasz ducha który umarł podczas stosunku płciowego? XD Najlepszy moment w którym mój fangilring już nie wytrzymał - wytykanie na końcu języków :3
OdpowiedzUsuń"cvjaslkejgojdfriopkpkjrhgpd" to najlepsze co uda mi się o tym napisać ;w;
Serek chce więcej Ciebie w historii! I niech stowrzą z Bickslowem nową drużynę! Albo niech Renee sie dołączy do Raijinshu! ^^. *zachwyca sie swoim geniuszem*
OdpowiedzUsuńHiyakuma: Serek, ale jak ty to widzisz? Awanturnik, cycatka, zielonowłosy szermierz i zakuty łeb? Gdzie tam Renee, za mała jest, zgubi się na misji.
Hiya-chan... *bije go Nokią 3310 po głowie* Jeszcze jeden taki komentarz a wylądujesz w kostnicy...
Hiyakuma: Ała!, już nie będę, ała!, tylko przestań!
Lepiej. *uśmiecha się złośliwie, patrząc jak Hiyakuma rozmasowuje guzy na głowie* Twardy jesteś...
Ale końcówka była słodkaaaaa, jak wszystkie twoje zresztą. *.* Ja też chcę prezent, Hiya-chan, daj mi żelki... *ten pacza na Serek podejrzliwie* A dobra, ty się nie umiesz bawić.
Do następnego, imouto-chan:*
O boziu... Kocham ten one-shot... *lampi się na ankietę* Trzeba cię tutaj na dłużej, wiesz? 3:D I to na baaardzo długo :P Wszystko dzisiaj udało mi się nadrobić. Przypomniałam sobie parę akcji i w pełni zmotywowana do pisania u siebie, czekam aż tutaj już wkrótce się coś pojawi. *.* (Mówiłam już, że kocham twoje One-shoty?) Paringi jaki są u ciebie... Kocham! Ale najbardziej to chyba Galevy <3 Aż serducho szybciej zabiło kiedy byli razem :D
OdpowiedzUsuńCo do tego specjalnego. Końcówka była taka kawaii *.* *rozpływa się*
Chyba zagłosuję byś była tutaj na stałe C:
Pozdrawiam! ;*
Reneé i Bickslow ! <3 Narodził się w mojej głowie nowy paring xD Buhahah ! Dobrze że nigdy nie byłam fanką Lisanna x Bix (nie wiedzieć czemu lubię tak na niego mówić) ;D Co do magi Reneé to jest bardzo interesująca ^^ Nie powiem słyszałam już gdzieś coś podobnego obiło mi się o uszy, ale twój pomysł jest genialny ^^ Świetnie to przedstawiłaś ;D I chociaż nigdy nie sądziłam by Bix dojrzał na tyle by uganiać się za dziewczynami, ale skoro Natsu może to Bickslow też ! ^^ Reneé (czego się nie spodziewałam) bardzo polubiłam ^^ Wyszło bosko i tylko tyle powiem ^^
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj jesteście moim ulubionym paringiem :D
OdpowiedzUsuńJa tam bym Bickslow'owi zazdrości£a takiej Ciebie ^^
Ale gdzie buziaczek był?!
<3
Fajna magia, tylko te skutki uboczne niezbyt zachęcające xD