czwartek, 3 stycznia 2013

Special Bickslow x Reneé

I co ja mam tu napisać? Sparingowałam siebie z Bickslowem... Dziwnie się czuję o.O
Bickslow : Oj no nie przesadzaj, dobrze ci to wyszło.
Ta, bo ty jak zawsze masz największego zaciesza z wszystkiego...
No nic, Special ten dedykuję tym, którzy zapragnęli coś takiego przeczytać, czyli : Sunna~chan, Ser~chan i Amisia~chan. Miłego czytania ~ !
PS. Tak, ta Reneé jest jak najbardziej podobna do mnie. Ma w sobie wiele odchyłów, udziwnień i ogólnie starałam się, by jak najbardziej wyszła jak ja :)
PS2. Kuso, długie mi to wyszło o.O Special znaczy :3

~*~

Weszłam do gildii. Gwar i krzyki boleśnie obiły się o moje uszy. Zdezorientowana rozejrzałam się, tylko po to, by zdać sobie sprawę z walk, sporów i kłótni prowadzonych wszędzie dookoła.
 Faceci walczyli ze sobą zaciekle. Jacyś tam wyzywali się od zapałek i gołodupców, a inny wrzeszczał coś o mężczyźnie… Parę kobiet biło się z nimi, jedna chlała za barem nie zwracając na nic uwagę, kilka próbowało doprowadzić walczących do porządku.
Prawdziwy dom wariatów.
- Ohayo. Pierwszy raz cię tu widzę. – Nie wiedziałam kiedy pojawiła się przede mną uśmiechnięta kobieta. – Jestem Mirajane.
- Reneé. Chciałam się przyłączyć do Fairy Tail. – Odpowiedziałam.
- Więc chodź za mną!
Mira, najwyraźniej bardzo uszczęśliwiona nowym członkiem gildii, wymijając wszystkich walczących poprowadziła mnie do baru. Wyciągnęła pieczątkę. I kiedy spytała się, gdzie chcę mieć znak, wskazałam miejsce pod lewym obojczykiem. Znak był błękitny.
- I gotowe! Witamy w Fairy Tail! – Powiedziała wesoło.
Myślałam, że będę musiała coś zrobić, żeby się dostać… To aż za łatwe było…

~*~

- Hej, co ci jest? Takiś się nagle cichy zrobił… - Powiedziała Ever, szturchając Bickslowa w ramię.
- Ta nowa. Też posługuje się magią dusz… Ciekawe. – Powiedział z szerokim uśmiechem, co zdanie wystawiając w typowy dla siebie sposób.
- Ciekawe, ciekawe ~ ! – Zaśpiewały laleczki, krążąc wokół niego wesoło.
- Magią dusz? A coś konkretniej? – Spytał Freed, również przenosząc spojrzenie na niską, brązowowłosą dziewczynę, która teraz siedziała przy barze i poznawała Lucy, Erzę, Juvię, Levy i Canę.
- Tego nie wiem, musiałbym na własne oczy zobaczyć. – Odpowiedział, wstając z krzesła.
- Ej, gdzie idziesz?
- Zrobić zwiad. – Odpowiedział, idąc w kierunku baru.
Jego laleczki podążyły za nim, krążąc sobie nad jego głową.

~*~

- Masz już załatwione mieszkanie?
- Masz chłopaka?
- Skąd pochodzisz?
Te i inne pytania z każdą chwilą wyrzucane przez zgraję ciekawskich dziewczyn doprowadzały mnie do bólu głowy. Głupi uśmiech i nerwowe rozglądanie się w poszukiwaniu ratunku to jedyne, na co był mnie w tej chwili stać.
- No, no, dzieci, spokojnie. – Usłyszałam nowy głos.
Niski dziadek szedł właśnie w naszą stronę. Wdrapał się na bar i usiadł na blacie.
- Nowa, co? Jestem Makarov, mistrz Fairy Tail! – Przestawił się wesoło.
Mira zaraz podała mu kufel piwa. A sama skierowała przyjazne spojrzenie z powrotem na mnie.
- Pokażesz nam, jaką magią się posługujesz? – Spytała.
- Nie ma ku temu potrzeby. Nie używam magii, kiedy nie jest to konieczne. – Odpowiedziałam.
Tak… Nie lubiłam używać magii w nadmiarze… Miało to potem swoje… Skutki uboczne, których bardzo nie lubiłam.
- Nie martw się, jak kiedyś zechcesz to nam powiesz. – Powiedział mistrz, popijając piwa.
- Wszyscy w Fairy Tail jesteśmy jedną, wielką rodziną. Możesz nam ufać. – Powiedziała Lucy.
- Jeśli będziesz kiedykolwiek czegokolwiek potrzebowała, mów śmiało! – Dodała Levy.
Nie należę do rozmownych osób. Jestem… Dość zamknięta w sobie…
- Yo, nowa ~ ! – Kolejny nowy głos wyłapały moje uszy.
Odwróciłam się na stołku, by być przodem do mojego rozmówcy. Wysoki mężczyzna, przypominający nieco rycerza przez przyłbicę zasłaniającą oczy, z wystawionym językiem uśmiechał się do mnie wesoło. Pięć drewnianych lalek latało dookoła niego, śpiewając „nowa, nowa”.
- Tak? – Spytałam.
- Jaką masz magię? – Odpowiedział pytaniem.
- Już to mówiłam. Nie uznaję w tej chwili, by konieczne było stosować magię. Nie używam jej, kiedy nie muszę.
Uśmiech mu nieco zrzedł. Ale zaraz potem znowu się wyszczerzył. Dopiero teraz zauważyłam znak Fairy Tail na jego języku.
- Twoja magia ma związek z duszami, nie? – Spytał znowu.
- Owszem.
- Moje dzieciaczki to też duchy. Zamknięte w tej postaci. Super, nie?
- Super, super ~ !
Szczerze, niewiele mnie to interesowało. Facet wydawał się być zbyt nachalny…
- Super. – I po prostu wróciłam do dziewczyn. – Mira, chciałabym wziąć misję.
- Ależ, oczywiście. Wybierz sobie z tablicy tą, która ci odpowiada, a potem pokaż mi, która to. Muszę to zapisać. – Powiedziała, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
- Chociaż… Nie wysłałbym jej samej na pierwszą misję. – Powiedział mistrz, gładząc się po wąsie. – Lucy, może…
- Ja z nią pójdę! – Powiedział zaraz Bickslow. – Chcę widzieć jej magię.
- W sumie można i tak. – Zgodził się dziadek.
Za jakie grzechy…?

~*~

- Ej, mała…
- Mała, mała  ~ !
Czego znowu? Podirytowana stanęłam w miejscu, odwracając się do niego. Na dworcu sporo ludzi się kręcił, czekających na swój pociąg. My właśnie wysiedliśmy z naszego.
- Jestem Reneé. R-E-N-E-É! – Przeliterowałam mu, zirytowana. Nie miałam kompleksu swojego wzrostu, ale jednak nie lubiłam, by ktoś, kto mnie irytuje, nazywał mnie w ten sposób.
- O, serio? Cześć, jestem Bickslow! B-I-C-K-S-L-O-W! – Odpowiedział, naśladując mnie.
- Czego za mną leziesz? Sama dałabym sobie radę.
- Dziadek woli, by na pierwszą misję ktoś z tobą poszedł. – Odpowiedział.
- Pierwsza misja, pierwsza misja ~ ! – Zaśpiewały laleczki, otaczając mnie i krążąc wokół moich ramion i talii wesoło.
- Tak, tak… Po prostu załatwmy to szybko, bym mogła się ciebie pozbyć. – Odpowiedziałam.
I choć mówiłam do Bickslowa, uśmiechałam się do lalek. Te akurat lubiłam.
- Ej! – Zawołał Bickslow, wystawiając język. – Gadasz ze mną czy z nimi?
- Jeśli mam wybór, to będę gadać z nimi. – Powiedziałam, wskazując na laleczki.
- Gadać, gadać ~ ! – Powtórzyły wesoło, dalej krążąc wokół mnie.

~*~

No super… Wolała moje dzieciaczki niż mnie… Co to za człowiekiem trzeba być, by woleć towarzystwo lalek niż drugiej osoby?
Mówi się trudno.
Ale cholera, co ona ma, kompleks swojej magii? Nic nie powie, nic nie pokaże… Od kiedy to magia jest jakimś tabu, by trzymać to w sekrecie?!
Po jakimś czasie doszli pod dom zleceniodawcy. Dziewczyna zapukała i cofnęła się o krok, czekając na odpowiedź.
Ze skrzypnięciem drzwi otwarły się, ukazując starą babunię z uśmiechem na przyjaznej, pomarszczonej twarzy.
- Tak, dzieci? – Spytała.
I to jest ten moment, kiedy widzi się kogoś i ma się pewność, że to dobry człowiek. Tym bardziej jeśli chodzi o kogoś starszego.
- Jesteśmy z Fairy Tail. – Powiedział Bickslow, wystawiając język, by pokazać znak na nim. – Ja jestem Bickslow a ta to Reneé.
Reneé chwyciła kołnierzyk bluzki i nieco go naciągnęła, pokazując błękitny symbol pod jej obojczykiem. Na moment skupił spojrzenie na tym widoku, bo jednak bądź co bądź musiał przyznać… Taki gest wyglądał seksownie. A że przyłbica ukrywała jego spojrzenie, mógł sobie patrzeć do woli.
- Och, rozumiem. Proszę, wejdźcie. – Powiedziała babunia, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ich do środka.
Weszli. Domek był skromny, mały, ale na swój sposób przytulny. Tu dywanik, tu jakiś ładny obrazek z pejzażem lub zdjęcie. Babcia poprowadziła ich do salonu, gdzie na jednym z foteli siedział dziadek, czytając gazetę z fajką w ustach.
- Harold, to są magowie z Fairy Tail. – Powiedziała do najpewniej swojego męża, by zaraz skierować się do gości. – Siadajcie, dzieci. Chcecie herbaty?
- Och, tak, z chęcią bym się napiła. – Odpowiedziała Reneé z uśmiechem.
Zaraz… Ona umie się uśmiechać?! A już tracił nadzieję… No, widać jednak jest człowiekiem.
- Dziękuję, ja nie chcę. – Powiedział, kręcąc głową.
Babunia znikła w głębi domu, idąc zaparzyć herbatę, zaś oni usiedli sobie na kanapie. Dziadek złożył gazetę i kładąc ją na stoliku wyciągnął fajkę z ust.
- Yhym… - Odchrząknął, poprawiając się w fotelu. – Wiec magowie Fairy Tail… Cieszę się, że odpowiedzieliście na nasze zlecenie. – Powiedział staruszek, wskazując na nich ustnikiem fajki. – Co do zlecenia…Widzicie, chodzi o naszą wnuczkę. Nasz syn razem ze swoją żoną jakiś czas temu zginął w wypadku. Od tamtego czasu… - Przerwał, bo do salonu właśnie weszła babcia. Podała Reneé filiżankę z ciepłą herbatą, drugą zaś postawiła przed dziadkiem. – Dziękuję, kochana. Na czym to… - Teraz usilnie próbował sobie przypomnieć, co mówił.
- Wasz syn z żoną zginął w wypadku. Od tamtego czasu…? – Podpowiedział Bickslow.
- Ach, tak… - Dziadek pokiwał fajką, by zaraz wsadzić ją do ust. – Od tamtego czasu Kaya zamieszkała u nas. Ale ostatnimi czasy dookoła kręcą się ludzie z jakiejś mrocznej gildii. A Kaya… Ona lubiła chodzić na pola i zbierać kwiaty. Tylko że… Już jakiś czas nie wraca. Chcieliśmy jej szukać, ale nie udało nam się. Poza tym wiek nas ogranicza. Więc wysłaliśmy to zlecenie…
- Zatem obiecuję, że sprowadzimy Kayę z powrotem. – Powiedziała stanowczo dziewczyna. I upiła łyk herbatki.

~*~

Opuściliśmy chatkę starszego małżeństwa. Dostaliśmy szczegółowe informacje, jak wygląda ich wnuczka i gdzie lubiła chodzić. Teraz już wystarczyło szukać…
- Co myślisz o tej całej mrocznej gildii? – Spytał Bickslow. Jak chciał to umiał zachować się jak człowiek.
- Ludzie wierzą w to, co chcą wierzyć. Może i mają rację, a może nie. Nigdy nie będziemy pewni, dopóki sami się nie przekonamy. – Odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
- Wątpię, by cała gildia naraz zjechała się tutaj. Najpewniej to po prostu jakaś zbłąkana grupka… Chyba, że mają gdzieś tutaj swoją siedzibę. – Stwierdził Bickslow.
Dotarliśmy na pola, z jednej strony zamknięte lasem. Robił się wieczór i powoli powietrze stawało się chłodniejsze. Ale nie było mi zimno. Miałam zwykłe dżinsy, bluzkę, a na to jeszcze skórzaną kurteczkę. Wsadziłam dłonie do kieszeni spodni.
- Ok, rozdzielamy się, bo to za dużo terenu. – Powiedział Bickslow, wystawiając z uśmiechem język. – Pippi i Pappa idą z tobą. – Zarządził.
Dwie lalki poleciały w moją stronę i usiadły mi na głowie, jedna na drugiej.
- Idziemy, idziemy ~ ! – Zaśpiewały wesoło.
- O, super, będę miała cię chociaż na chwilę z głowy. – Powiedziałam, demonstrując istną ulgę.
Przesadzałam. Nie chciałam się rozdzielać. Może i nie pałałam do niego jakąś sympatią, to jednak nie chciałam zostać sama. Może i z tym wariatem, ale zawsze jakieś towarzystwo.
- I widzisz, same plusy! To idziemy! – Powiedział Bickslow z uśmiechem i wystawiając język pomaszerował w swoją stronę jak gdyby nigdy nic.
- Idiota… - Mruknęłam sama do siebie, kiedy tylko znalazł się na tyle daleko, by mnie nie usłyszeć.
- Dlaczego ~ ? – Spytała melodyjnie Pippi.
- Dlaczego ~ ? – Powtórzyła po niej Papa.
- On jest taki… Ugh! – Zacisnęłam dłonie. Czemu lepiej mi było mówić do jego lalek niż do innego człowieka? – Najpierw na siłę się wprasza w nie swoje sprawy, a teraz nawet nie spytał mnie o zdanie, czy chcę zostać sama! Cholera, nie chcę! – Z frustracją maszerowałam swoją drogą, rozglądając się w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. – Ale przynajmniej wy tu jesteście. – Nagle uśmiechnęłam się.
- Jesteśmy, jesteśmy ~ ! – Zaśpiewały lalki.
Tak… Jakoś tak lżej mi się zrobiło. Cholera, bardziej lubić lalki niż drugiego człowieka… Pięknie. Jestem wariatką.
Gdzieś za drzewami usłyszałam jakieś głosy. Śmiechy, rozmowy, zbereźne żarty. A więc jednak ktoś się tu pałętał… Trzeba to sprawdzić.
- Cicho, cicho ~ ! – Zaszeptały lalki, kręcąc się za moimi plecami, jakby się chowając.
Najciszej jak umiałam, ostrożnie stawiałam stopy, by szelest liści i łamanie gałązek nie zdradziły mnie. Miałam wrażenie, że trwało to wieki, ale w końcu udało mi się dotrzeć do nowej kryjówki, z której mogłam bezpiecznie obserwować sytuację.
Wychyliłam się odrobinę zza pnia. I dostrzegłam. Niewielkie ognisko, zgromadzona dookoła niego grupa pięciu czy sześciu. Gdzieś z boku leżała związana dziewczynka, najpewniej Kaya. Wyglądała na jakieś dziewięć, może dziesięć lat.
- Bingo… - Mruknęłam cichutko, uśmiechając się do siebie.
Kiedy oparłam się plecami o drzewo, tak bym była niewidoczna dla tej grupy, zdałam sobie sprawę, że została przy mnie tylko Pappa. Pippi pewno poleciała sprowadzić Bickslowa.
To poczekam. Tak bardzo chciał wiedzieć, jaką magią się posługuję… To mu pokażę.
- Yo ~ ! – Usłyszała znajomy głos.
I nagle dostrzegła tuż przed sobą twarz Bickslowa z tą jego przyłbicą. Nie spodziewałam się, że tak szybko wróci i mnie przestraszył. Ale w ostatniej chwili zdążyłam się opanować. Moja reakcja najwyraźniej bardzo go rozbawiła, bo docisnął pięść do ust, powstrzymując śmiech.
- Bardzo śmieszne. – Syknęłam, krzyżując ręce na piersiach. – Kretyn.
- Na co czekamy? – Spytał, wystawiając język.
- No wiesz, ja czekałam na ciebie, ale jak ci się spieszy to możesz się nimi zająć beze mnie. – Mruknęłam zirytowana.
- Nie ma mowy. Ty ich bierz, a ja sobie popatrzę. – Odpowiedział z tym szerokim uśmiechem.
Spojrzałam wymownie w niebo. Cholera by go… No nic. Wstałam i otrzepując dżinsy odsunęłam się nieco od niego, tak jednak, by przeciwnicy jeszcze mnie nie dostrzegli.
- Mors ultima linea rerum1. – Wyszeptałam melodyjnie, jakbym cytowała jakiś fragment piosenki.
Złączyłam ze sobą dłonie.
Miałam wrażenie, że wszystko nagle ucichło. Nawet wiar jakby ustał, przygnieciony falą magii, która roztoczyła się dookoła mnie. Wyciągnęłam ręce przed siebie, rozstawiając szeroko palce.
- Cedott. – Mruknęłam.
- Ijaaaaaaaaaaaaaaaaa ~ ! – Głośny, szaleńczy niemal, męski krzyk rozdarł ciszę.
Z ziemi, na swym upiornym koniu, wyskoczył duch dawnego rycerza. Pognał wprost do obozowiska, a ja teraz byłam w stanie tylko obserwować sytuację.

~*~

Oparty bokiem o drzewo obserwował sytuację. I, szczerze powiedziawszy, był zaskoczony. Pierwszy raz widział taką magię. Ciekawe…
Sprowadzała dusze z zaświatów? Na to wyglądało… Pierwszy raz się spotkał z czymś takim.
Ale podobało mu się to.
Wyglądało to całkiem silnie…
Obserwował ducha rycerza, który krzycząc szaleńczą radością wymachiwał maczugą nad głową. Zgraja pijanych już nieco mężczyzny widząc zbliżającego się na upiornym koniu ducha zaczęła wrzeszczeć. Próbowali uciec, ale byli zbyt pijani, by im się to udało.
Maczuga przeszyła głowę jednego. Drugiego ugodziła w brzuch. Trzeciego stratował. Po kolei rozprawiał się z każdym, jakby nie stanowili dla niego żadnego problemu. A na ich ciałach nie pozostawała żadna rana. Niematerialna broń biła ich, a oni padali na ziemię, jakby byli martwi, choć nie wyglądali, jakby byli zmiażdżeni czy stratowani.
Reneé, mając już wolną drogę, przeszła przez obóz i kucnęła przy przestraszonej, skulonej dziewczynce. Rozwiązała więzy. I wzięła dziecko na ręce, tuląc ją do siebie opiekuńczo.
- Spokojnie, przyszliśmy cię stąd zabrać. Przysłali nas twoja babcia i twój dziadek. Nie bój się, już wszystko dobrze. – Powiedziała, uśmiechając się z taką czułością do dziewczynki.
Jak się tak uśmiechała… To był wręcz słodki widok. Nigdy nie przypuszczał, że ta wiecznie poirytowana, denerwująca dziewczyna jest w stanie okazywać tak wiele czułości, troski. Tak, jakby nagle stała się całkiem inną osobą.
- Au revoir, mademoiselle2! – Zawołał duch, przejeżdżając obok dziewczyny.
I tak, jak wyskoczył z ziemi, tak wsiąkł w nią, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Mademoiselle ~ ! – Zawołały wesoło jego lalki, krążąc dookoła.
- Łatwo ci poszło. – Stwierdził Bickslow, kiedy Reneé podeszła do niego z dziewczynką w rękach.
- Wszyscy byli pijani. Jak się obudzą, pewnie będą myśleć, że sobie to wymyślili. Albo że ta ziemia jest nawiedzona. – Stwierdziła.
Kaya, zmęczona wszystkim, oparła główkę na ramieniu dziewczyny. Brudna, zaniedbana, ale w końcu bezpieczna wyglądała tak spokojnie…
- Chcę do domu… - Powiedziała, przymykając te duże, szare oczka. A Reneé gładziła ją po brudnych, blond włoskach.
- Zabierzemy cię do domu. Śpij, kochanie, śpij. – Powiedziała, znowu uśmiechając się czule.
- Wiesz, słodko wyglądasz z dzieckiem. – Stwierdził Bickslow, wystawiając w uśmiechu język.
- Słodko, słodko ~ ! – Zawołały za nim lalki, otaczając ich.
Już myślał, że znowu się zirytuje i będzie na niego zła czy coś… Ale zamiast tego, pierwszy raz uśmiechnęła się do niego.
- Mam słabość do dzieci.

~*~

Było już późno. Bardzo późno. Wręcz środek nocy.
Ale chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Zamknąć się w swoim mieszkaniu.
Chciałam być sama.
Musiałam być sama.
- Odprowadzę cię! – Zaproponował Bickslow, idąc obok mnie.
- W takim razie weź to. – Odpowiedziałam, podając mu moją torbę.
- Weź to, weź to ~ ! – Powtórzyły po mnie lalki.
Wprawdzie była lekka, bo zawierała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, to jednak chciałam go w jakiś sposób dobić, zmuszając do noszenia mojej torby. No, skoro chce mnie odprowadzić, to proszę bardzo…
- Empfhm… - Mruknął pod nosem, biorąc jednak torbę. – Niech ci będzie.
- Dziękuję. – A co mi tam, nie będę wredna.
- Hej, ty jednak umiesz być miła ~! – Zawołał Bickslow, uśmiechając się szeroko i wystawiając język.
- Mówił ci ktoś, że wyglądasz jak pies, jak tak machasz tym jęzorem? – Spytałam.
- A już miałem nadzieję… Wredna jesteś. – Odpowiedział, ale niezrażony uśmiechając się dalej wesoło.
Jednak go lubiłam. Na początku odepchnęła mnie od niego jego nachalność. Ale teraz… Tak sobie myślę… On jest całkiem spoko. Jak trzeba to potrafił być poważny czy miły.
Kiedy doszliśmy do domu, w którym miałam wynajęte mieszkanie, weszliśmy do środka. Na schodach odebrałam od niego torebkę, szukając kluczy. I akurat, kiedy stanęliśmy przed drzwiami do mojego mieszkania, wyciągnęłam je.
- Eee… Więcej breloczków się nie dało? – Spytał Bickslow, najwyraźniej rozbawiony.
- Bardzo śmieszne… - Mruknęłam, nadymając w irytacji policzki.
No dobra, racja, mam pełno breloczków. Bo chyba z dwa klucze miałam, to tych różnych śmiesznych dodatków miałam z dwa czy trzy razy tyle.
Ale uwielbiałam breloczki. Zbierałam je z każdego miejsca, które jakoś poruszyło moje serce. A nim dołączyłam do Fairy Tail sporo podróżowałam.
- Dzięki, za odprowadzenie. Dobranoc. – Powiedziałam, wsadzając klucz do zamka i otwierając drzwi.
- Dobranoc, mała. – Powiedział, klepiąc mnie po głowie.
Ten gest tylko podkreślił różnicę wzrostu między nami. Ale lubiłam swój wzrost. Przynajmniej nie było faceta niższego ode mnie.
Mogłabym się na niego wkurzyć. Ale już mi się nie chciało. Machnęłam tylko ręką i zamknęłam się w swoim mieszkaniu.

~*~

Nie wiedzieć czemu, miał złe przeczucia. Jakaś myśl nie dawała mu spokoju. Dręczyła go, zmuszając, by co chwilę zatrzymywał się i spoglądał w kierunki okna jej mieszkania.
Raz nawet dostrzegł ją, w momencie kiedy wychodziła z łazienki czesząc włosy.
Ale dalej miał wrażenie, że coś będzie nie tak…
- Stójcie na straży. – Powiedział nagle do swoich laleczek.
- Na straży, na straży ~ ! – Powtórzyły po nim.
Puppu i Poppo poleciały w kierunku okna i schowały się pod parapetem. A on, nieco uspokojony, skierował się dalej drogą, mając nadzieję, że to tylko jego wymysły i nic się nie stanie…

~*~

Gorący, potworny ból rozrywał moje ciało. Moje wnętrzności, tysiącami igieł wbijał się w moją skórę, przebijając się aż do kości.
Nie… Błagam, stop!
Słyszałam dookoła śmiechy, jakby moje cierpienie bardzo kogoś bawiło.
To nie jest śmieszne… To nie jest śmieszne!
Coś ostrego ugodziło mnie w brzuch, przecinając skórę. Chciałam wyć, krzyczeć z bólu, ale knebel uniemożliwiał mi wydanie jakiegokolwiek odgłosu.
Błagam, koniec…

~*~

Wiedział… Cholera, czemu on wiedział, że jednak coś się stanie?!
Kiedy tylko Puppu przyleciała po niego, coś jakby w nim pękło. Miał wrażenie, że dzieje się coś złego. Nie umiał tego wyjaśnić. Po prostu to wiedział. Tak jak wcześniej miał to przeczucie…
Dobiegł w końcu do domu. I dysząc już ze zmęczenia biegł dalej po schodach, przeskakując co drugi czy trzeci stopień. Chciał jak najszybciej się znaleźć przy niej i mieć pewność, że jest już bezpieczna.
Nacisnął klamkę. Zamknięte. No pewnie, że dla bezpieczeństwa zamykała na noc drzwi… Ale teraz mu to cholera nie pomagało!
Mógłby je wyważyć, ale… Nie, załatwimy to inaczej. Wybiegł z kamienicy i stanął na ulicy, gdzie miał nad sobą okno do jej mieszkania.
Uchylone… Pięknie, a on latał do drzwi i z powrotem…
- Dajemy, dzieciaczki ~ ! – Powiedział, wystawiając język.
Jego lalki momentalnie złączyły się ze sobą. I poniosły go wprost do okna. Kucając na parapecie otworzył je szerzej i wskoczył do środka.
Już nawet nie rozglądał się dookoła. Kiedy dostrzegł dziewczynę… Reneé wiła się, skręcała na materacu, jakby ją poddawano najwymyślniejszym torturom. Co chwilę słyszał jej stłumione jęki zza zaciśniętych zębów. Kołdra i poduszka leżały całkiem na podłodze, odsłaniając ją.
Momentalnie znalazł się przy niej i chwycił ją za ramiona, potrząsając nią.
- Obudź się!
Nieco panikował. Nie wiedział, co jej jest, co się dzieje. Ale ból jaki malował się na jej twarzy… Nie chciał tego widzieć.
Nie podziałało. Usłyszał po chwili kolejny, stłamszony jęk, kiedy odchyliła mocno głowę do tyłu, wyginając ciało niemal w łuk. Cholera…
Wyciągnął rękę. I choć tego nie chciał, nie widział innego sposobu na wybudzenie jej. Starając się, by nie zrobić tego zbyt mocno, uderzył otwartą dłonią o jej policzek.
A ona momentalnie otwarła szeroko oczy. I podniosła się do siadu tak gwałtownie, że zderzyli się czołami.
- Aaaa! – Warknął, czując ból.
Dziewczyna znowu wylądowała na łóżku, trzymając się za głowę. I on zacisnął dłonie na czole, czekając, aż ból minie.
- Co ty tu robisz, do cholery?! – Syknęła Reneé, siadając znowu.
Nie umknęło mu drżenie jej głosu. I ten wyraz twarzy… Jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Powiedz mi lepiej, co się dzieje? Dlaczego jesteś w takim stanie? Co ci się działo przez sen? – Spytał.
I nagle zdał sobie sprawę, że w tej chwili wiercenia na łóżku jej bluzka nieco się podwinęła, odsłaniając bieliznę. Odwrócił szybko spojrzenie. A ona, chyba dostrzegając zmianę jego zachowania, poprawiła szybko piżamę. Chociaż, piżama to złe określenie… To była zwykła bluzka rozmiaru XL, podczas gdy Reneé najpewniej nosiła XS.
- Nic mi nie jest, idź już… - Odpowiedziała, próbując wstać.
No nie, nie ma tak! Chciał wiedzieć, co się dzieje i nie pozwoli jej ot tak go spławić! Cholera, czy to źle, że się o nią martwił?!
Zatrzymał ją. I chwycił za nadgarstki, przygniatając sobą z powrotem do łóżka. Leżąc na niej, z twarzą praktycznie kilka centymetrów od jej, z zawzięciem przyglądał się jej zaskoczonej twarzy.
- Nie ma mowy. W tej chwili mi powiesz, co się dzieje, albo cię nie wypuszczę. – Powiedział.
Widział, jak jej zielone oczy przyglądały się jego twarzy. No tak, pierwszy raz widziała go bez przyłbicy…
Dostrzegł po chwili, jak jej dolna warga zadrżała. Wzięła głęboki oddech. I chyba postanowiła mu wszystko wyjaśnić.
- Bo… Ten duch… Cedott… Bo… Bo jak przywołuję ducha… To taka wada… Skutek uboczny… Ja potem przez sen przeżywam śmierć… Śmierć tego ducha, którego wezwałam… - Wyszeptała, nieco się jąkając, nie patrząc na niego tylko gdzieś w bok. – Cedott… On zginął na torturach… - Dodała, zamykając już oczy.
A więc to tak… Cholera… To co, ona przeżywała w śnie jego tortury? Okropne… Puścił jej nadgarstki, podnosząc się do siadu. A ona ukryła twarz w dłoniach, starając się nieco uspokoić.
- Hej, nie martw się, jestem tu. – Powiedział.
Wyciągnął rękę, by ją dotknąć, w jakiś sposób uspokoić. Ale ona tylko skuliła się i przekręciła na bok, dalej z twarzą w dłoniach. Zaniepokojony położył się obok niej. I obejmując ją ręką przytulił do siebie, by przynajmniej w ten sposób jakoś ją pocieszyć.

~*~

Weszłam do gildii. Parę głosów mnie przywitało. Odpowiedziałam uśmiechem.
- Ohayo. – Powiedziałam, siadając przy barze.
Przyjęłam szklankę soku podaną przez Mirę. I słuchałam, o czym rozmawiają dziewczyny, by wdrążyć się nieco w temat.
Im bardziej je poznawałam, tym bardziej otwarta się stawałam. Choć mało mówiłam, to jednak czułam się swobodnie.
-Prezent ~ ! – Usłyszałam nagle znajomy, piskliwy nieco głosik.
Pappa przeleciała mi przed twarzą, niosąc na sobie niewielkie pudełeczko związane fioletową kokardką. Ostrożnie wzięłam paczuszkę. I nagle wszystkie dziewczyny ucichły, przyglądając mi się z wyczekiwaniem.
Co tego idioty (Aye, wiem, że to błąd. Ale ja tak mam w zwyczaju mówić :3 ) znowu nakręciło…?
Odwiązałam kokardkę i otworzyłam pudełeczko. A w środku znalazłam dwa breloczki. Jednym z nich był znaczek Fairy Tail, błękitny jak ten, który ja miałam. Drugi, to były wyrzeźbione laleczki Bickslowa, stojące jedna na drugiej, wiernie podrabiając oryginał.
Zwykłe dwa breloczki. Ale trafiły mnie prosto w serce. Skąd on wiedział, że uwielbiam breloczki?! No, ciężko się kapnąć po moich kluczach…
Mały prezent wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Spojrzałam przez ramię. I dostrzegłam go. Siedział z resztą Raijinshu. W momencie, kiedy na mnie spojrzał, wystawił język, posyłając mi szeroki uśmiech.
Również się uśmiechnęłam. I również wystawiłam język, naśladując jego gest.



1 Mors ultima linea rerum - Śmierć kresem ostatnim i wszystkiego. Horacy
2 Au revoir, Mademoiselle – Do zobaczenia, panienko (franc.)

~Podobało się? Komentuj!~

12 komentarzy:

  1. Rozdział przecudny, no po prosty bomba. No i te breloczki :) Cud, miód i czekolada. Czekam na następne *wali łbem o biurko z wielkim bananem na twarzy*
    Shaila

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta sama magia, miłość do martwych materii (czyt. drewnianych laleczek i breloczków), no po prostu pasują do siebie! <3 Teraz tylko dzwonić do tego trolla Mashimy (nazywam go tak, od kiedy zobaczyłam szkic Gray'a i Lyon'a, ponoć wysłany przez Hiro O.o) i kazać mu wstawić Renee do anime.

    A-L-E-X pozdrawia. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ,super ,wspaniałe *-*
    Magia jest przecudnaaa ,po prostu wielbię Cię za to ,że masz taką wyobraźnię *-*
    Biedna Renee czy ty czy Renee w każdym razie biedna główna bohaterka xDD
    Renee x Bickslow *-*
    Mniam ^^
    Chcem więcej XD Możesz wstawić siebie do swojej opowieści ,wiesz.... xD Oczywiście nie zmuszam ,aleee...

    *cisza*

    No dobrze ,w każdym razie ,thx za... yyy... dedyka :D

    Sayo i pozdrawiam ^,^

    Amisia Chan

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieję, że jeszcze napiszesz dalszą część ponieważ to jest super ^^
    tak się wciągnęłam że nie mogę się teraz skupić na nauce z historii ;3

    pozdrawiam
    ~ Toshiko - chan

    OdpowiedzUsuń
  5. UWIELBIAM TO! Naprawdę :D Czytałam twój shot, zakochałam się w nim i w tych breloczkach *p* Chcę takie ;] Mam wielką nadzieję, że kiedyś z tego zrobisz większą historię bo wyszło fenomenalnie ;]
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Renee *wstaje i klaszcze, owacje na stojaco* jestes genialna i mimo ze sie powtarzam to i tak napisze GENIALNA!
    ten paring mnie zachwycil, taki inny od wszystkich i to bylo boskie!! Chce ich wiecej tzn Was ;D
    a opisalas to wszystko tak ze sama odczuwalam bol i radosc.. Dziekuje ;*

    Buziolki;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowite ! Po prostu cudowne, genialne i...i. *mdleje z wrażenia*.
    Mam cichutką nadzieję że będzie więcej takich scen z Wami ^^
    Jak czytałam tego speciala to cały czas miałam dużego banana na twarzy :D
    Duuużo weny życzę i pozdrawiam :*
    Hinaichigo

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie ktoś kto też docenia Bixlowa jak ja ;w; Przyznam się że w ankiecie czy chcemy Ciebie na stałe w opowiadaniu zagłosowałąm na nie. po przeczytaniu żałuje D: Magia świetna i mnie coś nurtuje. Jeśli przywołasz ducha który umarł podczas stosunku płciowego? XD Najlepszy moment w którym mój fangilring już nie wytrzymał - wytykanie na końcu języków :3
    "cvjaslkejgojdfriopkpkjrhgpd" to najlepsze co uda mi się o tym napisać ;w;

    OdpowiedzUsuń
  9. Serek chce więcej Ciebie w historii! I niech stowrzą z Bickslowem nową drużynę! Albo niech Renee sie dołączy do Raijinshu! ^^. *zachwyca sie swoim geniuszem*
    Hiyakuma: Serek, ale jak ty to widzisz? Awanturnik, cycatka, zielonowłosy szermierz i zakuty łeb? Gdzie tam Renee, za mała jest, zgubi się na misji.
    Hiya-chan... *bije go Nokią 3310 po głowie* Jeszcze jeden taki komentarz a wylądujesz w kostnicy...
    Hiyakuma: Ała!, już nie będę, ała!, tylko przestań!
    Lepiej. *uśmiecha się złośliwie, patrząc jak Hiyakuma rozmasowuje guzy na głowie* Twardy jesteś...
    Ale końcówka była słodkaaaaa, jak wszystkie twoje zresztą. *.* Ja też chcę prezent, Hiya-chan, daj mi żelki... *ten pacza na Serek podejrzliwie* A dobra, ty się nie umiesz bawić.
    Do następnego, imouto-chan:*

    OdpowiedzUsuń
  10. O boziu... Kocham ten one-shot... *lampi się na ankietę* Trzeba cię tutaj na dłużej, wiesz? 3:D I to na baaardzo długo :P Wszystko dzisiaj udało mi się nadrobić. Przypomniałam sobie parę akcji i w pełni zmotywowana do pisania u siebie, czekam aż tutaj już wkrótce się coś pojawi. *.* (Mówiłam już, że kocham twoje One-shoty?) Paringi jaki są u ciebie... Kocham! Ale najbardziej to chyba Galevy <3 Aż serducho szybciej zabiło kiedy byli razem :D
    Co do tego specjalnego. Końcówka była taka kawaii *.* *rozpływa się*
    Chyba zagłosuję byś była tutaj na stałe C:
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Reneé i Bickslow ! <3 Narodził się w mojej głowie nowy paring xD Buhahah ! Dobrze że nigdy nie byłam fanką Lisanna x Bix (nie wiedzieć czemu lubię tak na niego mówić) ;D Co do magi Reneé to jest bardzo interesująca ^^ Nie powiem słyszałam już gdzieś coś podobnego obiło mi się o uszy, ale twój pomysł jest genialny ^^ Świetnie to przedstawiłaś ;D I chociaż nigdy nie sądziłam by Bix dojrzał na tyle by uganiać się za dziewczynami, ale skoro Natsu może to Bickslow też ! ^^ Reneé (czego się nie spodziewałam) bardzo polubiłam ^^ Wyszło bosko i tylko tyle powiem ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Od dzisiaj jesteście moim ulubionym paringiem :D
    Ja tam bym Bickslow'owi zazdrości£a takiej Ciebie ^^
    Ale gdzie buziaczek był?!
    <3
    Fajna magia, tylko te skutki uboczne niezbyt zachęcające xD

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.