wtorek, 27 listopada 2012

24 : Ulga

Konbawa, kasztanki ~ ! Geez, jak ja dawno nie używałam tego określenia...
Bickslow : Brzmi beznadziejnie...
No to będę go używać, o!
Bickslow : No i masz tu do niej gadaj...
Ciiiicho.
Bickslow : Alex13, miałem wybrać, pamiętasz? Bierzcie ją od razu na stos, z takimi wiedźmami to trzeba od razu a nie pierdzielić się.
Sam się pierdzielisz. I tak w ogóle to przejdź do sedna.
Bickslow : Ok, ok, wiedźmo. Ok. Rene się taaaak straaasznie przestraszyła zasmuciła, że chcecie ją zabić, więc nie miała wyjścia i wyjaśniła sytuację. No, a że wy tak bardzo przejęliście się śmiercią Lucy, to chciała w przeprosinach zadedykować rozdział:
~Sunna-chan, *moments*-chan, Yasha-chan, Serek-chan, Meyki-chan, Shiro Yuki-chan (nie chciałaś jej zabić, płoń w piekle), Desu-chan-chan (ja pierdzielę, jak to brzmi...), Alex13-chan~

~*~

Z krzykiem podniósł się gwałtownie. Stracił równowagę i spadł z hamaku.
Moment, w którym wyrżnął twarzą w podłogę, nie należał do najprzyjemniejszych doświadczeń.
- Natsu? Co się stało? Krzyczałeś jak opętany. – Powiedział zaspany Happy, łapką pocierając zamykające się same oczka.
- Happy? – Spojrzał zaskoczony na małego przyjaciela.
Był tu. W ich domku.
Dookoła panowała ciemność.
Miał zadyszkę, jakby dopiero co przebiegł maraton. Czuł zimny pod spływający po jego czole, plecach. I miał dreszcze, jak w chorobie. Czuł się chory.
Zimna, żelazna ręka ściskała boleśnie jego żołądek. Przynajmniej takie miał wrażenie…
Powoli podniósł się. Nogi miał jak z waty. Chwiejąc się dopadł najbliższej ściany, opierając się o nią całym ciężarem, by ponownie nie spotkać się boleśnie z podłogą.
Czuł aż za dobrze ciężar własnego ciała. Kurczowo próbował uchwycić się jakiegoś punktu w ścianie, by nie upaść.
- Natsu, wyglądasz okropnie, powinieneś się położyć. – Powiedział Happy, podlatując do niego.
- Lu… Cy… - Wyszeptał.
Widział w pamięci jej obraz.  Widział ją przed sobą, jej poszarzałą skórę, sine wargi, przekrwione oczy. Panika, która go ogarniała, przyprawiała go o mdłości. Ostatkiem sił przeczołgał się do toalety. Na szczęście na czas, by nie zapaskudzić podłogi.
- Natsu! – Krzyknął rozbudzony Happy, lecąc za nim.
Zwymiotował.
Z kaszlem wypluwając z siebie zawartość żołądka poczuł po chwili miękką, ciepłą łapkę klepiącą go po plecach.
- Happy… - Wyszeptał, kiedy w końcu odrobinę mu przeszło. – Wody…
Zakaszlał mocno kilka razy, próbując wyrzucić wszystko z siebie.
To było takie realne… Nie był w stanie odróżnić snu od rzeczywistości. Cholera…
Lucy… Gdzie ona jest? Czy żyje? Cholera… A co, jeśli to nie był tylko sen?! Cholera, cholera! Musiał jak najszybciej do niej iść. Sprawdzić, co z nią. Czy wszystko w porządku.
Happy wrócił po chwili z szklanką wody. Przepłukał nią usta, by pozbyć się obrzydliwego smaku. I, kiedy w końcu się opamiętał i przynajmniej odrobinę uspokoił, wstał, chwiejąc się niebezpiecznie.
- Happy… Muszę iść… Do Lucy… - Powiedział, oparty o ścianę czołgając się niemal do wyjścia.
- Natsu, czy ty widzisz jak wyglądasz?! Ledwo możesz iść!
Miał rację. Ledwo mógł iść. Panika i ból paraliżowały go, ledwo znajdował siłę by unieść nogę i uczynić krok.
- Pieprzyć to! Muszę ją widzieć… Muszę wiedzieć… Cholera! LUCY! – Wyryczał niemal rozpaczliwie jej imię, oparty o drzwi naciskając klamkę.
Może to nie był najlepszy pomysł. Kiedy drzwi ustąpiły, a on był przecież o nie oparty, wyleciał na zewnątrz, uderzając całym ciałem o zimną ziemię. Podniósł się na kolanach.
- Lucy!
Jej imię dodawało mu sił. Dodawało mu zapały do walki. Walczył. O każdą, najmniejszą nawet ilość energii, by wstać i pobiec do niej, by znowu być przy niej, zamknąć ją w swoich ramionach i już nigdy nie wypuścić.
- Cholera! – Ryknął.
Zebrał się w sobie i chwiejnie wstał. Nie miał niemal poczucia równowagi. Zdawało mu się, że z każdym krokiem jego ciało przechyla się niebezpiecznie w którąś stronę, chociaż ziemia nadal znajdowała się daleko od jego twarzy.
Happy podleciał do niego. Ale nie zdążył nic zrobić. Natsu, zebrawszy w sobie całą swoją energię, z rozdzierającym nocną, przerażającą ciszę krzykiem popędził przed siebie, w stronę Magnolii.
W stronę jej domu.
W stronę jego ukochanej.
W stronę Lucy.
Potykał się o własne nogi. Tracąc równowagę, w rozpędzie poleciał do przodu i zarył twarzą o ziemię. Nie przejął się tym. Na klęczkach, nie czekając na nic, od razu wystartował do dalszego biegu.
Widział przed sobą jej twarz, zastygłą w strachu, puste oczy wpatrzone ślepo w przestrzeń nad nim.
Przebiegł między domami, w tak doskonale znanym mu kierunku. Dookoła panował mrok, cisza. I tylko odgłos jego kroków.
Panikował. Nie wiedział co zastanie, kiedy dotrze do jej mieszkania. Co zrobić? Jeśli to tylko sen… Ale co, jeśli to prawda? Czy… Czy musi być na… Na coś… Przygotowany? Cholera!
Dopadł jej domu. Zapomniał o drzwiach. Wdrapał się po ścianie na piętro. I kolejny raz dziękował Bogu za jej przyzwyczajenie nie zamykania okna.
Wszedł przez nie do jej pokoju. I rozejrzał się panicznie dookoła, jakby bojąc się, że zastanie tu wszystko rozwalone i zniszczone, jak po jakieś walce.
Nic.
Wszystko było w idealnym porządku.
Wszystkie jej rzeczy były na swoim miejscu, meble stały grzecznie pod ścianami, nie zawadzając nikomu w niczym. Spojrzał na łóżko.
Spała tam. Piękna, niczego nie świadoma, taka niewinna i bezbronna.
Fala ulgi, która go zalała, była tak potężna, że nogi się pod nim załamały. Upadł na podłogę, dłonie zaciskając w pięści, aż poczuł ból, kiedy paznokcie wbiły się w jego skórę do krwi. Pod czołem czuł zimną, twardą podłogę, kiedy skulony na klęczkach dziękował Bogu za to, że sen nie okazał się rzeczywistością.
Była tam.
Żyła.
Spała niczego nieświadoma.
Kochał ją.
Zbliżył się do jej łózka i spojrzał na nią. Nawet w mroku widział jej słodkie, lekko rozchylone usta, zdrową, zarumienioną skórę. Oczy miała zamknięte, a tak cudownie błogi wyraz rozlewał się na jej twarzy…
Nareszcie spokojny, nareszcie opanowany, poczuł potężną falę zmęczenia wszystkim, czego doświadczył tej nocy.
Wdrapał się na jej łóżko i obejmując ją przytulił ją mocno do siebie. Poczuł, jak wtuliła się w niego, jedną ręką obejmując go w pasie.
- Natsu… - Wyszeptała przez sen i uśmiechnęła się lekko.
Ucałował te słodkie, delikatne usta.
Była idealna. I była jego. To wszystko, czego potrzebował…
Z tą myślą pozwolił sobie pogrążyć się znowu w snach, tym razem dobrych, gdzie razem z Lucy byli już razem aż do końca świata.

~*~

Było jej tak przyjemnie ciepło… Czuła się tak bezpiecznie, tak dobrze, że najchętniej zostałaby w tej pozycji do końca świata.
Czuła Jego zapach, Jego ciepło, Jego ręce obejmujące ją.
Tak, w tej cudownej chwili świat mógłby się skończyć. Mógłby, jeśli tylko do tego końca pozostaną razem.
Zaraz…
Otwarła oczy, mając teraz przed sobą ramię i szyję Natsu. Krzyknęła zaskoczona i wywaliła go kopnięciem z łóżka.
Chłopak całym swoim ciężarem wyrżnął o podłogę z mocnym hukiem. A potem, wybudzony tym, zerwał się na nogi. Jego ręce spowił ogień.
- Walcz ze mną! – Ryknął w przestrzeń.
I dopiero po chwili zdał sobie sprawę, gdzie jest. Spojrzał w jej kierunku.
Normalnie nakrzyczałaby na niego i wyrzuciła przez okno.
Ale nie była w stanie, kiedy zobaczyła jego twarz.
Jego skóra miała niezdrowy, lekko zielonkawy odcień. Oczy miał mocno podkrążone i jego wzrok… Zapomniała, że była na niego zła. Momentalnie wyskoczyła z łóżka i opierając dłonie na jego policzkach spojrzała na niego z troską.
- Natsu, co ci się stało?! Wyglądasz okropnie… Jesteś chory? Jesteś cały rozpalony… Chociaż ty zawsze jesteś rozpalony… - Wyrzuciła z siebie szybko, z troską.
Patrzył na nią z zaskoczeniem. Jakby przez chwilę nie kontaktował, co się dzieje dookoła. Jakby nie wiedział, że są u niej, że stoją pośrodku pokoju, ona tylko w piżamie, on w samych spodniach.
Ale po chwili uśmiechnął się. Tak szeroko i tak cudownie… Tym uśmiechem, który tak w nim uwielbiała. Objął ją, przyciągając do siebie. Ściskał ją, przytrzymując przy sobie tak blisko, jakby bał się, że zaraz zniknie i nigdy nie wróci.
- Drżysz… - Stwierdziła, obejmując go również, z policzkiem opartym na jego ramieniu.
- To nic. Ważne, że z tobą wszystko w porządku. Mną się nie musisz przejmować. – Powiedział.
- O co ci chodzi? – Spytała, wtulona w niego.
Choć czuła szczęście, spokój w jego ramionach, miała wrażenie, że jego coś dręczy. Trzymał ją, jakby miała mu uciec, choć nie miała najmniejszego zamiaru. Drżał, jak w chorobie, chociaż nie wiedzieć czemu spokojny był tylko na myśl, że to z nią wszystko jest w porządku. I co ona miała z nim zrobić?
- O nic, Lucy. O nic. Wszystko w porządku. – Wyszeptał.
Czuła we włosach jego gorący oddech, tak przyjemnie mrowiący skórę jej głowy. Jego ciepłe dłonie na plecach, wodzące po jej skórze w tak przyjemnym dotyku. Jego zapach, bliskość… Syciła się całą jego obecnością tak blisko niej… Czuła gorąc bijący od jego ciała.
- Wiesz, że cię kocham? – Powiedziała po chwili, uśmiechając się do niego.
- Wiem. Ja ciebie też kocham. Bardzo. Nigdy cię nie zostawię. – Wyszeptał, wprost do jej ucha, bawiąc się jakby w badanie jej reakcji.
Zadrżała lekko, ale uśmiechając się pacnęła go lekko dłonią w czoło.
- Powiesz mi, co się stało? Nie kłam, nie byłbyś bez powody w takim stanie. – Powiedziała.
Opierając dłonie na jego torsie popchnęła go lekko, zmuszając, by cofnął się i usiadł na jej łóżku. A ona usiadła bokiem na jego kolanach, pozwalając, by oplótł ją znowu swoimi ramionami, jak najcenniejszy skarb, który choćby i za cenę własnego życia chciał ochronić przez złem tego świata.
- Miałem… Sen… - Powiedział po chwili.
Nie uśmiechając się, wpatrzony w jakiś punkt w przestrzeni, opowiedział jej powoli wszystko, co się stało tej nocy. A ona, w ciszy, wysłuchała go.
- I tak to wyszło. – Zakończył, opierając czoło o jej szyję.
Objęła go jedną ręką, palce drugiej wplatając w jego włos i gładząc go czule. Musiał czuć się okropnie… Co ona by zrobiła, gdyby zmarł w jej ramionach? Nie zniosłaby tego… Była zbyt słaba, by postawić się w takiej sytuacji.
Nie. Nie chciała o tym myśleć. Nikomu nic nie jest i są razem, bezpieczni, blisko siebie. Razem na zawsze.
Ucałowała czule jego czoło.
- Nie myśl o tym. Jestem tu i nic mi nie jest. A ty powinieneś odpocząć porządnie, wyglądasz okropnie.

~Podobało się? Komentuj!~

16 komentarzy:

  1. Oh kawaii *** Cieszę się że to tylko sen ^.^ masz szczęście bo właśnie miałam zamiar przyjechać do cb z piłą mechaniczną XD Ale przed tem to przeczytałam i wybaczam :-) Kocham jak piszesz takie romanse ;) Ciekawe co u GaLevy....

    Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza!!;P No, więc Lucy jednak żyje. Rozdział super~. Ale chwila moment to całe płoń w piekle to od ciebie czy Bickslowa!? To ja ci oszczędzam cierpienia i śmierci a ty mi z czymś takim wyskakujesz!? Ja się obrażam! Foch! Ale i tak życzę ci dużo weny!;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był Bickslow ~ ! *broni się*
      Bickslow : Ech, no i weź tu, wiedźma mnie zdradza...

      Usuń
    2. No to ci łaskawie wybaczę^^ Ale Bickslow niech się lepiej pilnuje bo jak się zdenerwuje to będzie z nim krucho! Jestem w kontaktach z Rinem, Ichigo i innymi super gostkami:D
      PS: I dziękuje za dedykację!

      Usuń
  3. Sweet i jeszcze raz sweet!
    H: Ty się lepiej za niemiecki i polski bierz...
    I jak tu żyć, powiedz mi? I jak tu żyć, jak taki pokemon cię gasi? Nie dość, że jakiegoś anime nie da pooglądać, to jeszcze komentarza zostawić! Co za życie... A ty się nie martw brzmieniem Desu-chan-chan, bo wiem, że one-nick mam do dupy, a po drugie, kiedyś mnie ktoś nazywał gorzej... Desu-chan-sama-jak to brzmi?... Ale do rzeczy. Gdybyś kobito tego nie wyjaśniła, to bym pewnie spuściła Misia ze smyczy... =_= Nie pytaj!
    Mnie się podobało. Łatwe w przekazie, rozumie człowiek wszystko, błędów nie widzę, więc jest gites majonezik!
    H:*FACEPALM* Ja się do niej nie przyznaję!
    Powiedziała Hadesumaru... ^^'
    H: Zmywam się...
    To jedyna część mnie, która woli walki od romansów, dlatego to ona pisze opowiadania-ja dobrego romansu nie nappiszę, więc pozostaje to...
    H: Się rozgadałaś...
    Miałaś się zmywać*tasak*
    Wybaczam tą domniemaną śmierć Lucy, ale co ja ci będę pierdzielić! Czekam na nexta z niecierpliwością i tyle powinnaś wiedzieć! Spadam się uczyć... Pisząc coś u siebie przy okazji -_-... Kolejna pała się szykuje...
    Oby tak dalej-twoje opowiadanie, nie moje oceny, oczywiście =="-!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu ja zawsze trafiam najpóźniej!? D: No nic...szlachta przychodzi, gdy imprESKA się rozkręci. *popija picollo w puszce* Bisclow decyduje się na stos...hmmm...da się zała...MÓJ STOS SIĘ PALI! D: *anarchia, krzyki, ktoś tam al-kaidę wezwał* ALLAH ACKBAR! D: KABUM! D: O mateńko...D:
    *umiera, lecz ożywa, bo załatwiła sobie hokruks z lalki Bisclow'a, tylko sza...*

    Rozdział romantico, co lubię, tylko nosz, biedny Natsu, się pochorował. :c *mógł nie jeść tych muffinów, co wczoraj robiłam...* A teraz Alex czeka na nowy rozdział...Alex nie lubi czekania, Alex wie, że to Reneé-chan podpaliła stos, by przeżyć...RYWALKA W ZABIJANIU! D: *i po co oglądałam powtórki walk, teraz mi się zachowania udzielają...*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest BOSKI, nie FENOMENALNY! Tak świetnie opisałaś jego uczucia, że tylko padam na twarz przed twoimi stopami i proszę o nauczanie "Bądź moim mistrzem". Naprawdę. Wykonałaś kawał bardzo dobrej roboty! Normalnie nie mogłam się oderwać od monitora! Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł idealnie dobrany do moich odczuć. ULGA! Lucy żyje, uff. Całe szczęście, ale ile to się Natsu nadenerwował! No i czemu on..zielony? I to wtedy kiedy niczym nie jeździ? Co ty mu robisz?! Martwie się, znów się martwie *wyrywa sobie włosy z głowy*, wyłysieje przez Ciebie kobieto xD Ale rozdzialik cudeńko, pięknie to wszystko opisałaś :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezusiu ale mi ulzylo!! Potrafisz Ty trzymac czlowieka w napieciu.. Przez ten caly stres szybciej sie zestarzeje ;D
    No ale nie ma co, rozdzial zajebisty, no i postawa Natsu mmmm mimo wszystko dotarl..
    Tylko nie wiem dlaczego ale mam wrazenie ze cos zlego sie wydarzy, ze cos sie stanie hmm (mam nadzieje ze to tylko moja chora wyobraznia).. Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i kuzwa zapomnialam podziekowac za dedykejszyn ;D senkju ;***

      Usuń
  8. Ostatniego rozdziału nie skomentowałam, ale powiem jedno: serce stanęło mi na pięć minut o.O
    A teraz? Oddycham z ulgą, spokojnie i z opanowaniem..
    Pięknie, przepięknie ;D
    Rozdział oh i ah!
    Czekam na więcej takich :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Słodko mi, oh, jak słodko ^^.
    I cieszę się, że wszystko co złe okazało się snem xD
    Przy okazji: arigatou gozaimasu za dedykację, ja swój następny rozdział zadedykuję Tobie:*

    OdpowiedzUsuń
  10. An komentuje teraz, dopiero, bo wcześniej była zbyt wstrząśnięta. Myślałąm że naprawdę zabiłaś Lucynkę O.O to był, co tu dużo nie mówić, szok. Przez duże S,Z,O, i K. Meredis do tej pory wali czołem w ścianę, ale ona w ogóle dziś nie kontaktuje xD

    Ale to co się działo w tym rozdziale...cudeńka ^^ Mimo iż nie jestem zaciętą fanką NaLu (ale ich lubię, tyle że nie tak bardzo jak Gruvię, GaLevy itp....) to to było takie...miałam się nie bawić w fangirlkę, ale muszę to powiedzieć KAWAII :3

    OdpowiedzUsuń
  11. No i co, wszyscy chcieli Cię wcześniej zabić, więc teraz moja kolej...
    Zabiję Cię, bo myślałam że to na serio... chwila... ja chciałam żeby to było na serio!
    Nie koniecznie musiałaby umrzeć, tylko powiedzmy zapaść w śpiączkę T.T
    Ale równie dobrze mogłaby umrzeć, tyle dramatyzmu, tyle płaczu, samobójstwa, piękna historia Romea i Julii!
    Laxus: *zatyka jej usta dłonią* Nie słuchaj, bo Ci się głupota udzieli...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.