Konbawa, kasztanki ~ ! Geez, jak ja dawno nie używałam tego określenia...
Bickslow : Brzmi beznadziejnie...
No to będę go używać, o!
Bickslow : No i masz tu do niej gadaj...
Ciiiicho.
Bickslow : Alex13, miałem wybrać, pamiętasz? Bierzcie ją od razu na stos, z takimi wiedźmami to trzeba od razu a nie pierdzielić się.
Sam się pierdzielisz. I tak w ogóle to przejdź do sedna.
Bickslow : Ok, ok, wiedźmo. Ok. Rene się taaaak straaasznie przestraszyła zasmuciła, że chcecie ją zabić, więc nie miała wyjścia i wyjaśniła sytuację. No, a że wy tak bardzo przejęliście się śmiercią Lucy, to chciała w przeprosinach zadedykować rozdział:
~Sunna-chan, *moments*-chan, Yasha-chan, Serek-chan, Meyki-chan, Shiro Yuki-chan (nie chciałaś jej zabić, płoń w piekle), Desu-chan-chan (ja pierdzielę, jak to brzmi...), Alex13-chan~
~*~
Z
krzykiem podniósł się gwałtownie. Stracił równowagę i spadł z hamaku.
Moment,
w którym wyrżnął twarzą w podłogę, nie należał do najprzyjemniejszych
doświadczeń.
-
Natsu? Co się stało? Krzyczałeś jak opętany. – Powiedział zaspany Happy, łapką
pocierając zamykające się same oczka.
-
Happy? – Spojrzał zaskoczony na małego przyjaciela.
Był
tu. W ich domku.
Dookoła
panowała ciemność.
Miał
zadyszkę, jakby dopiero co przebiegł maraton. Czuł zimny pod spływający po jego
czole, plecach. I miał dreszcze, jak w chorobie. Czuł się chory.
Zimna,
żelazna ręka ściskała boleśnie jego żołądek. Przynajmniej takie miał wrażenie…
Powoli
podniósł się. Nogi miał jak z waty. Chwiejąc się dopadł najbliższej ściany,
opierając się o nią całym ciężarem, by ponownie nie spotkać się boleśnie z
podłogą.
Czuł
aż za dobrze ciężar własnego ciała. Kurczowo próbował uchwycić się jakiegoś
punktu w ścianie, by nie upaść.
-
Natsu, wyglądasz okropnie, powinieneś się położyć. – Powiedział Happy,
podlatując do niego.
-
Lu… Cy… - Wyszeptał.
Widział
w pamięci jej obraz. Widział ją przed
sobą, jej poszarzałą skórę, sine wargi, przekrwione oczy. Panika, która go
ogarniała, przyprawiała go o mdłości. Ostatkiem sił przeczołgał się do toalety.
Na szczęście na czas, by nie zapaskudzić podłogi.
-
Natsu! – Krzyknął rozbudzony Happy, lecąc za nim.
Zwymiotował.
Z
kaszlem wypluwając z siebie zawartość żołądka poczuł po chwili miękką, ciepłą
łapkę klepiącą go po plecach.
-
Happy… - Wyszeptał, kiedy w końcu odrobinę mu przeszło. – Wody…
Zakaszlał
mocno kilka razy, próbując wyrzucić wszystko z siebie.
To
było takie realne… Nie był w stanie odróżnić snu od rzeczywistości. Cholera…
Lucy…
Gdzie ona jest? Czy żyje? Cholera… A co, jeśli to nie był tylko sen?! Cholera,
cholera! Musiał jak najszybciej do niej iść. Sprawdzić, co z nią. Czy wszystko
w porządku.
Happy
wrócił po chwili z szklanką wody. Przepłukał nią usta, by pozbyć się
obrzydliwego smaku. I, kiedy w końcu się opamiętał i przynajmniej odrobinę
uspokoił, wstał, chwiejąc się niebezpiecznie.
-
Happy… Muszę iść… Do Lucy… - Powiedział, oparty o ścianę czołgając się niemal
do wyjścia.
-
Natsu, czy ty widzisz jak wyglądasz?! Ledwo możesz iść!
Miał
rację. Ledwo mógł iść. Panika i ból paraliżowały go, ledwo znajdował siłę by
unieść nogę i uczynić krok.
-
Pieprzyć to! Muszę ją widzieć… Muszę wiedzieć… Cholera! LUCY! – Wyryczał niemal
rozpaczliwie jej imię, oparty o drzwi naciskając klamkę.
Może
to nie był najlepszy pomysł. Kiedy drzwi ustąpiły, a on był przecież o nie
oparty, wyleciał na zewnątrz, uderzając całym ciałem o zimną ziemię. Podniósł
się na kolanach.
-
Lucy!
Jej
imię dodawało mu sił. Dodawało mu zapały do walki. Walczył. O każdą,
najmniejszą nawet ilość energii, by wstać i pobiec do niej, by znowu być przy
niej, zamknąć ją w swoich ramionach i już nigdy nie wypuścić.
-
Cholera! – Ryknął.
Zebrał
się w sobie i chwiejnie wstał. Nie miał niemal poczucia równowagi. Zdawało mu
się, że z każdym krokiem jego ciało przechyla się niebezpiecznie w którąś
stronę, chociaż ziemia nadal znajdowała się daleko od jego twarzy.
Happy
podleciał do niego. Ale nie zdążył nic zrobić. Natsu, zebrawszy w sobie całą
swoją energię, z rozdzierającym nocną, przerażającą ciszę krzykiem popędził
przed siebie, w stronę Magnolii.
W
stronę jej domu.
W
stronę jego ukochanej.
W
stronę Lucy.
Potykał
się o własne nogi. Tracąc równowagę, w rozpędzie poleciał do przodu i zarył
twarzą o ziemię. Nie przejął się tym. Na klęczkach, nie czekając na nic, od
razu wystartował do dalszego biegu.
Widział
przed sobą jej twarz, zastygłą w strachu, puste oczy wpatrzone ślepo w
przestrzeń nad nim.
Przebiegł
między domami, w tak doskonale znanym mu kierunku. Dookoła panował mrok, cisza.
I tylko odgłos jego kroków.
Panikował.
Nie wiedział co zastanie, kiedy dotrze do jej mieszkania. Co zrobić? Jeśli to
tylko sen… Ale co, jeśli to prawda? Czy… Czy musi być na… Na coś… Przygotowany?
Cholera!
Dopadł
jej domu. Zapomniał o drzwiach. Wdrapał się po ścianie na piętro. I kolejny raz
dziękował Bogu za jej przyzwyczajenie nie zamykania okna.
Wszedł
przez nie do jej pokoju. I rozejrzał się panicznie dookoła, jakby bojąc się, że
zastanie tu wszystko rozwalone i zniszczone, jak po jakieś walce.
Nic.
Wszystko
było w idealnym porządku.
Wszystkie
jej rzeczy były na swoim miejscu, meble stały grzecznie pod ścianami, nie
zawadzając nikomu w niczym. Spojrzał na łóżko.
Spała
tam. Piękna, niczego nie świadoma, taka niewinna i bezbronna.
Fala
ulgi, która go zalała, była tak potężna, że nogi się pod nim załamały. Upadł na
podłogę, dłonie zaciskając w pięści, aż poczuł ból, kiedy paznokcie wbiły się w
jego skórę do krwi. Pod czołem czuł zimną, twardą podłogę, kiedy skulony na
klęczkach dziękował Bogu za to, że sen nie okazał się rzeczywistością.
Była
tam.
Żyła.
Spała
niczego nieświadoma.
Kochał
ją.
Zbliżył
się do jej łózka i spojrzał na nią. Nawet w mroku widział jej słodkie, lekko
rozchylone usta, zdrową, zarumienioną skórę. Oczy miała zamknięte, a tak
cudownie błogi wyraz rozlewał się na jej twarzy…
Nareszcie
spokojny, nareszcie opanowany, poczuł potężną falę zmęczenia wszystkim, czego
doświadczył tej nocy.
Wdrapał
się na jej łóżko i obejmując ją przytulił ją mocno do siebie. Poczuł, jak
wtuliła się w niego, jedną ręką obejmując go w pasie.
-
Natsu… - Wyszeptała przez sen i uśmiechnęła się lekko.
Ucałował
te słodkie, delikatne usta.
Była
idealna. I była jego. To wszystko, czego potrzebował…
Z
tą myślą pozwolił sobie pogrążyć się znowu w snach, tym razem dobrych, gdzie
razem z Lucy byli już razem aż do końca świata.
~*~
Było
jej tak przyjemnie ciepło… Czuła się tak bezpiecznie, tak dobrze, że
najchętniej zostałaby w tej pozycji do końca świata.
Czuła
Jego zapach, Jego ciepło, Jego ręce obejmujące ją.
Tak,
w tej cudownej chwili świat mógłby się skończyć. Mógłby, jeśli tylko do tego
końca pozostaną razem.
Zaraz…
Otwarła
oczy, mając teraz przed sobą ramię i szyję Natsu. Krzyknęła zaskoczona i
wywaliła go kopnięciem z łóżka.
Chłopak
całym swoim ciężarem wyrżnął o podłogę z mocnym hukiem. A potem, wybudzony tym,
zerwał się na nogi. Jego ręce spowił ogień.
-
Walcz ze mną! – Ryknął w przestrzeń.
I
dopiero po chwili zdał sobie sprawę, gdzie jest. Spojrzał w jej kierunku.
Normalnie
nakrzyczałaby na niego i wyrzuciła przez okno.
Ale
nie była w stanie, kiedy zobaczyła jego twarz.
Jego
skóra miała niezdrowy, lekko zielonkawy odcień. Oczy miał mocno podkrążone i
jego wzrok… Zapomniała, że była na niego zła. Momentalnie wyskoczyła z łóżka i
opierając dłonie na jego policzkach spojrzała na niego z troską.
-
Natsu, co ci się stało?! Wyglądasz okropnie… Jesteś chory? Jesteś cały
rozpalony… Chociaż ty zawsze jesteś rozpalony… - Wyrzuciła z siebie szybko, z
troską.
Patrzył
na nią z zaskoczeniem. Jakby przez chwilę nie kontaktował, co się dzieje
dookoła. Jakby nie wiedział, że są u niej, że stoją pośrodku pokoju, ona tylko
w piżamie, on w samych spodniach.
Ale
po chwili uśmiechnął się. Tak szeroko i tak cudownie… Tym uśmiechem, który tak
w nim uwielbiała. Objął ją, przyciągając do siebie. Ściskał ją, przytrzymując
przy sobie tak blisko, jakby bał się, że zaraz zniknie i nigdy nie wróci.
-
Drżysz… - Stwierdziła, obejmując go również, z policzkiem opartym na jego
ramieniu.
-
To nic. Ważne, że z tobą wszystko w porządku. Mną się nie musisz przejmować. –
Powiedział.
-
O co ci chodzi? – Spytała, wtulona w niego.
Choć
czuła szczęście, spokój w jego ramionach, miała wrażenie, że jego coś dręczy.
Trzymał ją, jakby miała mu uciec, choć nie miała najmniejszego zamiaru. Drżał,
jak w chorobie, chociaż nie wiedzieć czemu spokojny był tylko na myśl, że to z
nią wszystko jest w porządku. I co ona miała z nim zrobić?
-
O nic, Lucy. O nic. Wszystko w porządku. – Wyszeptał.
Czuła
we włosach jego gorący oddech, tak przyjemnie mrowiący skórę jej głowy. Jego
ciepłe dłonie na plecach, wodzące po jej skórze w tak przyjemnym dotyku. Jego
zapach, bliskość… Syciła się całą jego obecnością tak blisko niej… Czuła gorąc
bijący od jego ciała.
-
Wiesz, że cię kocham? – Powiedziała po chwili, uśmiechając się do niego.
-
Wiem. Ja ciebie też kocham. Bardzo. Nigdy cię nie zostawię. – Wyszeptał, wprost
do jej ucha, bawiąc się jakby w badanie jej reakcji.
Zadrżała
lekko, ale uśmiechając się pacnęła go lekko dłonią w czoło.
-
Powiesz mi, co się stało? Nie kłam, nie byłbyś bez powody w takim stanie. –
Powiedziała.
Opierając
dłonie na jego torsie popchnęła go lekko, zmuszając, by cofnął się i usiadł na
jej łóżku. A ona usiadła bokiem na jego kolanach, pozwalając, by oplótł ją
znowu swoimi ramionami, jak najcenniejszy skarb, który choćby i za cenę
własnego życia chciał ochronić przez złem tego świata.
-
Miałem… Sen… - Powiedział po chwili.
Nie
uśmiechając się, wpatrzony w jakiś punkt w przestrzeni, opowiedział jej powoli
wszystko, co się stało tej nocy. A ona, w ciszy, wysłuchała go.
-
I tak to wyszło. – Zakończył, opierając czoło o jej szyję.
Objęła
go jedną ręką, palce drugiej wplatając w jego włos i gładząc go czule. Musiał
czuć się okropnie… Co ona by zrobiła, gdyby zmarł w jej ramionach? Nie
zniosłaby tego… Była zbyt słaba, by postawić się w takiej sytuacji.
Nie.
Nie chciała o tym myśleć. Nikomu nic nie jest i są razem, bezpieczni, blisko
siebie. Razem na zawsze.
Ucałowała
czule jego czoło.
-
Nie myśl o tym. Jestem tu i nic mi nie jest. A ty powinieneś odpocząć
porządnie, wyglądasz okropnie.
~Podobało się? Komentuj!~
Oh kawaii *** Cieszę się że to tylko sen ^.^ masz szczęście bo właśnie miałam zamiar przyjechać do cb z piłą mechaniczną XD Ale przed tem to przeczytałam i wybaczam :-) Kocham jak piszesz takie romanse ;) Ciekawe co u GaLevy....
OdpowiedzUsuńBuziaczki ;*
PS. Dziękuję za dedykacje!!!! :*
UsuńPierwsza!!;P No, więc Lucy jednak żyje. Rozdział super~. Ale chwila moment to całe płoń w piekle to od ciebie czy Bickslowa!? To ja ci oszczędzam cierpienia i śmierci a ty mi z czymś takim wyskakujesz!? Ja się obrażam! Foch! Ale i tak życzę ci dużo weny!;D
OdpowiedzUsuńTo był Bickslow ~ ! *broni się*
UsuńBickslow : Ech, no i weź tu, wiedźma mnie zdradza...
No to ci łaskawie wybaczę^^ Ale Bickslow niech się lepiej pilnuje bo jak się zdenerwuje to będzie z nim krucho! Jestem w kontaktach z Rinem, Ichigo i innymi super gostkami:D
UsuńPS: I dziękuje za dedykację!
Sorry jednak 2
OdpowiedzUsuńSweet i jeszcze raz sweet!
OdpowiedzUsuńH: Ty się lepiej za niemiecki i polski bierz...
I jak tu żyć, powiedz mi? I jak tu żyć, jak taki pokemon cię gasi? Nie dość, że jakiegoś anime nie da pooglądać, to jeszcze komentarza zostawić! Co za życie... A ty się nie martw brzmieniem Desu-chan-chan, bo wiem, że one-nick mam do dupy, a po drugie, kiedyś mnie ktoś nazywał gorzej... Desu-chan-sama-jak to brzmi?... Ale do rzeczy. Gdybyś kobito tego nie wyjaśniła, to bym pewnie spuściła Misia ze smyczy... =_= Nie pytaj!
Mnie się podobało. Łatwe w przekazie, rozumie człowiek wszystko, błędów nie widzę, więc jest gites majonezik!
H:*FACEPALM* Ja się do niej nie przyznaję!
Powiedziała Hadesumaru... ^^'
H: Zmywam się...
To jedyna część mnie, która woli walki od romansów, dlatego to ona pisze opowiadania-ja dobrego romansu nie nappiszę, więc pozostaje to...
H: Się rozgadałaś...
Miałaś się zmywać*tasak*
Wybaczam tą domniemaną śmierć Lucy, ale co ja ci będę pierdzielić! Czekam na nexta z niecierpliwością i tyle powinnaś wiedzieć! Spadam się uczyć... Pisząc coś u siebie przy okazji -_-... Kolejna pała się szykuje...
Oby tak dalej-twoje opowiadanie, nie moje oceny, oczywiście =="-!
Czemu ja zawsze trafiam najpóźniej!? D: No nic...szlachta przychodzi, gdy imprESKA się rozkręci. *popija picollo w puszce* Bisclow decyduje się na stos...hmmm...da się zała...MÓJ STOS SIĘ PALI! D: *anarchia, krzyki, ktoś tam al-kaidę wezwał* ALLAH ACKBAR! D: KABUM! D: O mateńko...D:
OdpowiedzUsuń*umiera, lecz ożywa, bo załatwiła sobie hokruks z lalki Bisclow'a, tylko sza...*
Rozdział romantico, co lubię, tylko nosz, biedny Natsu, się pochorował. :c *mógł nie jeść tych muffinów, co wczoraj robiłam...* A teraz Alex czeka na nowy rozdział...Alex nie lubi czekania, Alex wie, że to Reneé-chan podpaliła stos, by przeżyć...RYWALKA W ZABIJANIU! D: *i po co oglądałam powtórki walk, teraz mi się zachowania udzielają...*
Ten rozdział jest BOSKI, nie FENOMENALNY! Tak świetnie opisałaś jego uczucia, że tylko padam na twarz przed twoimi stopami i proszę o nauczanie "Bądź moim mistrzem". Naprawdę. Wykonałaś kawał bardzo dobrej roboty! Normalnie nie mogłam się oderwać od monitora! Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!
OdpowiedzUsuńTytuł idealnie dobrany do moich odczuć. ULGA! Lucy żyje, uff. Całe szczęście, ale ile to się Natsu nadenerwował! No i czemu on..zielony? I to wtedy kiedy niczym nie jeździ? Co ty mu robisz?! Martwie się, znów się martwie *wyrywa sobie włosy z głowy*, wyłysieje przez Ciebie kobieto xD Ale rozdzialik cudeńko, pięknie to wszystko opisałaś :*
OdpowiedzUsuńJezusiu ale mi ulzylo!! Potrafisz Ty trzymac czlowieka w napieciu.. Przez ten caly stres szybciej sie zestarzeje ;D
OdpowiedzUsuńNo ale nie ma co, rozdzial zajebisty, no i postawa Natsu mmmm mimo wszystko dotarl..
Tylko nie wiem dlaczego ale mam wrazenie ze cos zlego sie wydarzy, ze cos sie stanie hmm (mam nadzieje ze to tylko moja chora wyobraznia).. Pozdrawiam ;***
A no i kuzwa zapomnialam podziekowac za dedykejszyn ;D senkju ;***
UsuńOstatniego rozdziału nie skomentowałam, ale powiem jedno: serce stanęło mi na pięć minut o.O
OdpowiedzUsuńA teraz? Oddycham z ulgą, spokojnie i z opanowaniem..
Pięknie, przepięknie ;D
Rozdział oh i ah!
Czekam na więcej takich :*:*:*
Słodko mi, oh, jak słodko ^^.
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że wszystko co złe okazało się snem xD
Przy okazji: arigatou gozaimasu za dedykację, ja swój następny rozdział zadedykuję Tobie:*
An komentuje teraz, dopiero, bo wcześniej była zbyt wstrząśnięta. Myślałąm że naprawdę zabiłaś Lucynkę O.O to był, co tu dużo nie mówić, szok. Przez duże S,Z,O, i K. Meredis do tej pory wali czołem w ścianę, ale ona w ogóle dziś nie kontaktuje xD
OdpowiedzUsuńAle to co się działo w tym rozdziale...cudeńka ^^ Mimo iż nie jestem zaciętą fanką NaLu (ale ich lubię, tyle że nie tak bardzo jak Gruvię, GaLevy itp....) to to było takie...miałam się nie bawić w fangirlkę, ale muszę to powiedzieć KAWAII :3
No i co, wszyscy chcieli Cię wcześniej zabić, więc teraz moja kolej...
OdpowiedzUsuńZabiję Cię, bo myślałam że to na serio... chwila... ja chciałam żeby to było na serio!
Nie koniecznie musiałaby umrzeć, tylko powiedzmy zapaść w śpiączkę T.T
Ale równie dobrze mogłaby umrzeć, tyle dramatyzmu, tyle płaczu, samobójstwa, piękna historia Romea i Julii!
Laxus: *zatyka jej usta dłonią* Nie słuchaj, bo Ci się głupota udzieli...