piątek, 12 października 2012

12 : Strach

Konnichiwa! Miało być Gray x Juvia. Ale niestety, bardziej mnie pociągnęła ta akcja. Mam nadzieję, że nie będziecie źli. Wkrótce pojawi się fragment z Grayem i Juvią. A teraz, miłego czytania ~ !

~*~

Wycierając szmatką jeden z kufli rozglądała się uśmiechnięta po gildii.
Popołudnie powoli mijało.
Panował hałas i śmiech.
Lucy, Natsu, Gray i Erza wyruszyli razem na misję. To samo Jet, Droy i Levy. Gajeel też się gdzieś zapodział. Juvia pewnie śledziła Graya.
- Rany, jak spokojnie bez nich… - Westchnęła, odkładając kufel i biorąc następny.
- Tadaima! – Usłyszała nagle znajomy głos.
- Okaeri! – Odpowiedziała, uśmiechając się do wracających z misji przyjaciół.
Drużyna Shadow Gear przekroczyła próg, witani również przez innych członków gildii. Levy zaraz podbiegła do Miry, a Jet i Droy dołączyli się do męskiej części towarzystwa, by wspólnie pić, śmiać się i kłócić, jak to zwykle.
Rozmawiały wesoło, a tymczasem niebo skryły burzowe chmury. Wieczorny, ciemny nieboskłon przeszyła błyskawica. A chwilę potem potężny grzmot dotarł do ich uszu. Pierwsze krople deszczu spadły na ziemię.
- O jejku… Miruś, wracam do domu, póki nie leje tak mocno. Jutro jeszcze pogadamy! – Powiedziała dziewczyna, wstając.
- Jasne! Dobranoc, Levy! – Pożegnała przyjaciółkę, która już wybiegała z gildii.

~*~

Miała nadzieję, że dojdzie do domu na tyle szybko, by deszcz nie rozpadał się na dobre. Była w błędzie. Zaledwie chwilę po wyjściu z budynku Fairy Tail ostry deszcz spadł na miasto, potężnymi kroplami obijając się głośno o ulicę. Przez szumiącą, szarą ścianę deszczu ledwo widziała, co jest przed nią. A jej ubranie momentalnie całe przemokło, szczelnie przylegając do ciała.
Było jej zimno. Bardzo zimno. Mokre odzienie tylko pogarszało sprawę.
Biegła przez ulice miasta, nie słysząc własnych kroków przez szum dookoła.

~*~

Po południu, czy jakoś tak, wlazł do budynku gildii. Może jakaś robota się znajdzie?
Rozejrzał się po wnętrzu. I pierwszym, co dostrzegł, był brak małego, niebieskowłosego stworzenia, które o tej porze powinno już siedzieć i gadać z Mirą lub kimś innym.
Ale Jet i Droy byli, więc na pewno na misję jakąś nie wyruszyła. Chyba, że bez nich… Nie, ona sama nie poleciałaby na misję. Chyba…
Ech, martwisz się.
Ale mimo to, nie wiedzieć czemu, po chwili już stał przy barze, patrząc na Mirę.
- Nie było dzisiaj jeszcze Levy? – Spytał, jak gdyby nigdy nic.
Widział już w spojrzeniu Miry, że bzdura sobie jakieś głupoty na ich temat. Oczy jej zabłysły, uśmiech poszerzył się, a ona sama klasnęła w dłonie.
- Levy powiadasz! – Powiedziała wesoło. A potem, zastanawiając się, przytknęła palec do ust. – Jak tak o tym mówisz, to w sumie nie widziałam jej dzisiaj. – Mruknęła.
Trudno. Nie, żeby się o nią martwił czy coś! Po prostu uznał to za dziwne, że jej nie ma, skoro zawsze jest. Chyba, że na misję poszła. No, ale chyba nie poszła, nie?
A co mu tam. I tak nie miał nic do roboty.
Wyszedł z gildii i skierował się w znaną już sobie stronę. Niespecjalnie interesował się tłumem, przez który musiał się przeciskać, idąc. Nie raz szturchnął kogoś ramieniem, czy kopnął idąc. On się tym nie przejmował, ale nie mógł tego powiedzieć o „poszkodowanych”.
A co? Sami stawali mu na drodze. Ich wina.
Kiedy dotarł pod drzwi domku Levy zapukał. Ot, grzeczności nie zaszkodzi.
Odpowiedziała mu cisza.
Zbliżył nos do szpary między drzwiami a framugą. I wciągnął głęboko powietrze.
Tak, czuł jej zapach. Ale… Wydawał się nieco… Inny…  Jakby intensywniejszy…
- Levy, to ja, Gajeel… - Powiedział, jakby z nadzieją, że odpowie. Zapukał znowu.
Cisza.
To nie jest śmieszne.
- Levy?
Cisza.
Nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Ej, Levy! – Warknął.
Cisza.
Odsunął się trochę. A potem, całą swoją siłą przywalił barkiem w drzwi. Zamek puścił, a on sam wszedł do środka.
Tak, czuł jej zapach. Intensywny. Coś się nie zgadzało… Czuł, że tu jest. Ale ta cisza…
- Levy! –Zawołał wkurzony, idąc w głąb domu.
Kierując się zapachem przeszedł przez salon. I skierował się do kuchni.
Podłoga była mokra od wody. Resztki szklanki walały się po podłodze. A wśród tego wszystkiego, wśród cieczy i drobin szkła leżała nieprzytomna dziewczyna.
- Levy! – Ryknął, momentalnie porywając ją na ręce.
Miała wysoką gorączkę. Na jej czole perliły się kropelki potu. Czuł, jak ciężko oddychała, charcząc przy tym nieprzyjemnie.
- Cholera! – Warknął.
Momentalnie wybiegł z nią z domu. Trzymając ją w ramionach, tak wiotką i słabą, myślał tylko o jednym.
Pomóc jej.
Tuląc ją do siebie czuł strach przed utratą jej. Jak długo ona już tam leżała nieprzytomna? Gdyby przyszedł wcześniej…
Wpadł do szpitala. Dalej wszystko potoczyło się tak szybko…
Zabrano mu ją.
W tamtej chwili nie myślał jasno. Widział tylko Levy. To, jak ją skrzywdził… To, jak potem udało im się jakoś pogodzić… Jak martwiła się o niego, a on o nią. Kiedy rozmawiali. Kiedy czuł jej drobne dłonie, drżące w uścisku jego dłoni.
W końcu jednak wezwano go do gabinetu lekarza. I wtedy dopiero się uspokoił.
Tak panikował, a okazało się, że po prostu się pochorowała i zasłabła.
Miał prawo spanikować w takim momencie.
Kiedy widział ją, leżącą wśród szkła, nieprzytomną, rozgrzaną od gorączki…
Na noc miała jeszcze zostać w szpitalu. Z rana mieli jej zrobić jeszcze jakieś badania, by mieć pewność, że może wrócić do domu.
Dla jej dobra, nawet nie myślał, by się sprzeciwić.
- Zostanę przy niej.
- Nie ma mowy, złociutki. Potrzebuje odpoczynku, poza tym jest nieprzytomna. Twoja obecność nic nie da.
Spojrzenie, jakim obdarzył pielęgniarkę, z pewnością nie należało do najprzyjemniejszych.
Kobieta zadrżała. A potem odwróciła się na pięcie i odeszła.
A on wszedł do pokoju, w którym leżała.
Tak, była tam.
Usiadł na krześle obok  łóżka, przyglądając się jej. Było późno, ale światło księżyca oświetlało jej twarz. Wyglądała tak spokojnie…
Miał wrażenie, że była już bezpieczna. To go uspokoiło. Nareszcie mógł jasno myśleć…
Cholera, nieźle go poniosło…  Jeden widok, a nagle przestał nad sobą panować. Nic dziwnego…
- Oj, Levy… Z tobą zawsze jakieś kłopoty, prawda?
Cisza.
Nie przeszkadzało mu to. Uśmiechnął się nawet lekko. Niech odpocznie, nabierze sił.

~*~

- Uhh…  - Jęknęła cicho, otwierając oczy.
Miała wrażenie, że za chwilę głowa jej eksploduje. Czuła się taka słaba… Jakby ktoś wyssał z niej całą energię.
Dopiero po paru chwilach była w stanie przyswoić, gdzie się znajduje. Ciemne niebo upstrzone było gwiazdami. W ich bladym blasku rozpoznała pokój w szpitalu.
Obok siebie usłyszała czyjś cichy, spokojny oddech.
Spojrzała w tamtą stronę. I jedyne, co dostrzegła, to czarną, sterczącą na wszelkie możliwe strony czuprynę.
- Gajeel? – Wyszeptała, schrypniętym głosem.
Chyba spał. Siedział na krześle przy jej łóżku, ale głowę opartą miał o materac, obok jej ręki. Czuła jego palce na swojej dłoni.
Powoli zaczęła przyswajać fakty.
Tak… To pewnie przez tą ulewę. Było tak zimno i mokro, a ona biegła z gildii do domu. Wieczorem nic nie czuła. Ale za to rano… Jak wstała, miała wrażenie, że była zombie.
Pamiętała, że chciało jej się pić. Więc poszła nalać sobie wody. I wtedy film jej się urwał…
Gajeel ją tu przyniósł? Czy ktoś inny, a on przyszedł ją odwiedzić? Nie pamiętała nic z tego, co się działo. Musiała być cały czas nieprzytomna…
Nie miała sił na więcej rozmyślań. Zamknęła zbolałe oczy. I momentalnie zmęczony umysł osunął się w ciemność, a zbolałe ciało przestało jej dokuczać.

~*~

Przeniósł z wolna ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Każdy ruch, płynny i opanowany, stanowił śmiertelne ryzyko dla przeciwnika.
Wiedział, co robi.
Kobieta przed nim ledwo co unikała ciosów.
Słyszał jej głośny, zmęczony oddech. Zapach spoconych, zmęczonych walką ciał. Nie mógł się teraz zatrzymać.
Jego pięść w końcu dosięgnęła celu.
Kobieta odleciała w tył, plecami uderzając o jedno z drzew.
Podniosła na niego spojrzenie. Zbliżał się do niej, powoli, pewny już zwycięstwa.
Zamienił prawą rękę w żelazny miecz.
Przygotował się by zadać ostateczny cios.
Ale przed sobą nie widział już tamtej kobiety. Widział drobną, słodką dziewczynę o niebieskich włosach.
Nie mógł już wyhamować. Ostrze przebiło ją. A ona patrzyła na niego z zaskoczeniem.
- Ga…jeel… - Wyszeptała słabo.
Z kącika jej ust popłynęła krew.
- Levy! – Krzyknął, obejmując ją.
Słabła w jego ramionach. Czuł, jak opuszcza ją energia. Jak bezwładnie osuwa się, patrząc jednak na niego ze smutkiem. Wzrok powoli jej mętniał.
Nie, nie, nie! Nie tak miało być!
- Ufałam… Ci…
Przycisnął drobne, bezwładne ciało do siebie.
Zabił ją?
Stracił ją…?
Nie, ona miała żyć! I być szczęśliwa! Miał wynagrodzić jej wszystko!
Nie mógł jej stracić…
Stracił ją.
Spojrzał na własne, puste ręce. Jej krew spływała po jego skórze. Ale jej już nie było…
Otaczał go mrok, ciemność… Pustka, która zawitała, była nie do zniesienia…
Zacisnął drżące dłonie w pięści
- Cholera! – Wydarł się na cały głos, waląc rękami o ziemię, jakby miało to coś dać…

~ Podobało się? Komentuj! ~

7 komentarzy:

  1. Renia, jesteś cudowna! (chociaż jakbyś skomentowała mojego rozdziała jakiegoś to Serek by się nie obraziła... *mruczy pod nosem*)
    Rozdział genialny, a końcówka tak pełna dramatyzmu. Nie, to nieprawda, że mówię to samo co przy betowaniu tego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Ser-chaan ~ ! Ale wiesz, w moim jakże niskim obeznaniu z Bleachem nie ogarniam w ogóle co piszesz :(
      ~Reneé

      Usuń
  2. WoW...brak mi słów ^^ Bardzo fajny rozdział, przez Ciebie jeszcze bardziej polubiłam Gajeela i Levy :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial cudowny.. Ale ta koncowka (chyba sen) przerazajaca.. Uwielbiam tego bloga!!
    Pisz szubciutko bo ciekawi mnie jak sie zachowaja gdy oboje sie obudza ;) .. Duzo weny zycze ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój ... nawet nie wiem co napisać. Kurde kończą mi się pomysły jak komplementować twoje rozdziały... cholera. No trudno było po prostu świetnie nic dodać nic ująć. Jak zwykle życzę weny zapału do pracy i nadal takich świetnych i długich rozdziałów. Pozdrawiam MEYKI!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to na końcu to sen czh to.to co wydarzyło.się na tej misji? ^^
    Mam nadzieję, że to będzie to pierwsze :D
    Rozdziały coraz.dłuższe są im dalej idę :D
    Biedna się.pochorowała...
    Na.początku myślałam, że wzięłaś.się tu za jakiś inny paring, fajnie, że nadal poświęcone.to jest GaLevy ^^
    Niech dziewczyna szybko zdrowieje i nie straszy więcej swojego rycerza ;D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.